Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Narkotyki niszczą całą rodzinę. Widać to w filmie Mój piękny syn

Magdalena Huzarska-Szumiec
Mój piękny syn
Mój piękny syn kadr z filmu
Mój piękny syn to film, który na długo pozostaje w pamięci

Narkomania od dawna jest atrakcyjnym tematem dla kina. Reżyserzy dzięki temu tematowi znajdują konieczne do utrzymania uwagi widza nagłe zwroty akcji, upadki i wzloty walczącego z nałogiem bohatera i najczęściej kryminalne środowisko, które uatrakcyjnia opowieść. Już od czasu „Narkomanów” z 1971 r. z genialnym Al Pacino, filmy te przeważnie opierają się na tych samych schematach. Może dlatego, że strzykawka na ekranie wygląda zawsze tak samo, podobnie jak wbijana do żyły igła czy wciągana kreska kokainy. Degradacja narkomana, zarówno psychiczna jak i fizyczna, też raczej się od siebie nie różni, może tylko drastycznością szczegółów, które wydobywa kamera.

Jednak film Felixa van Groeningena „Mój piękny syn” mnie zaintrygował. Może dlatego, że reżyser opowiada historię nastoletniego Nica z punktu widzenia ojca, skupiając się właśnie na jego walce z nałogiem chłopaka, nie pozbawionej także momentów zwątpień. David Sheff (znakomity Steve Carell) nie obwinia się tu o to, że był złym ojcem, że coś zaniedbał i czegoś nie zrobił, mimo tego że rozwiódł się z jego matką i związał z nową partnerką. Wręcz przeciwnie, chyba każdy chciałby dostawać od rodzica tak dużo ciepła, taką ilość autentycznego zainteresowania, prowadzić takie rozmowy o sztuce i szaleć wspólnie na morskich falach. I wcale nie stoi to w sprzeczności z faktem, że początkowo nie zauważył on, że Nic sięga po narkotyki. Narkomani potrafią się świetnie maskować. Do czasu...

Tym bardziej, że Timothee Chalament (nominowany w zeszłym roku do Oscara za „Tamte dni, tamte noce”) pokazuje swojego bohatera jako wyjątkowo inteligentnego i wrażliwego chłopaka. Na dodatek uzdolnionego literacko i plastycznie, z nieprawdopodobnymi możliwościami, które powinien rozwijać. Tylko że nawet najbardziej kochając literaturę nie jest w stanie jej studiować, gdy ma się umysł zatruty wszystkim, co wymyślono do odurzania się, na czele z metaamfetaminą. Zresztą słowo „wszystko” w tym filmie jest bardzo ważne. To nim wita się za każdym razem ojciec z synem, tworząc ich prywatny, bardzo intymny język, świadczący o prawdziwej więzi.

Ale, jak wiadomo, narkotyki są w stanie zabić nawet największe uczucie. I to nie tylko degradując psychikę osoby uzależnionej, lecz też wpływając na emocje otaczającej ją, „współuzależnionej” rodziny. Steve Carell pokazuje, że mimo wielkiego, ojcowskiego uczucia, można dojść do kresu wytrzymałości i zrezygnować z walki o najbliższą osobę. Ileż lat w końcu można spać z telefonem przy uchu, zastanawiając się, gdzie jest w tym momencie moje dziecko i czy dziś w nocy przyjdzie wiadomość z kolejnego szpitala, że tym razem nie obudziło się po przedawkowaniu. Jest w tym taka porcja prawdy, że nie potrzeba stosowanego nieraz przez filmowców szantażu emocjonalnego, by w to uwierzyć.

„Mój piękny syn” powstał na podstawie dwóch autobiograficznych książek ojca i syna i pewnie stąd bierze się psychologiczna wiarygodność postaci. Mnie w nim podobało się także to, że twórcy wypreparowali go z drastycznych scen, które oczywiście byłyby bliższe prawdy o tym, co robi z człowiekiem nałóg, ale w ten sposób na pierwszy plan wysunęłyby jego fizjologiczną stronę. Tu poruszamy się przede wszystkim w sferze emocji, które sprawiają, że nie wiadomo kiedy mijają dwie godziny mądrego, przejmującego filmu.

POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Narkotyki niszczą całą rodzinę. Widać to w filmie Mój piękny syn - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto