Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pomaga ludziom nie tylko dlatego, że ma taką pracę a z pasji

Bogusław Kwiecień
Bogusław Kwiecień
Bogusław Kwiecień
Marcin Maciejewski podkreśla, że jego praca to nie tylko 8 godzin, to są też weekendy i święta. Niezależnie od tego już w swoim wolnym czasie angażuje się w różne charytatywne działania, na przykład jako wolontariusz w „Szlachetną Paczkę”

Kapituła konkursu na Małopolskiego Pracownika Socjalnego Roku 2018 - „Mamy moc pomagania” nie miała wątpliwości decydując o przyznaniu tytułu Marcinowi Maciejewskiemu, pracownikowi Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kętach.

Pan Marcin nie ukrywa satysfakcji, ale zaraz dodaje, że bardzo cenne jest dla niego także to, co osiągnął w pracy z ludźmi potrzebującymi pomocy i wsparcia. Z kolei ludzie, którzy go znają, mówią o nim, jako o człowieku wielkiej pasji.

Zadecydował przypadek

Tymczasem to przypadek sprawił, że został pracownikiem pomocy społecznej. Z wykształcenia jest technikiem mechanikiem budowy maszyn po technikum w Bielsku-Białej. - Ojciec był mechanikiem pojazdów ciężarowych. Bardzo dobry zawód, ale mnie jakoś nie pociągał - mówi Marcin Maciejewski.

Po maturze szukał więc własnego pomysłu na życie. Chwytał się różnych zajęć. Pracował na budowie, w sklepie rowerowym. Ciągle to nie było to. Któregoś dnia wpadło mu w oko ogłoszenie Bielskiej Szkoły Polityki Socjalnej o naborze do studium policealnego na kierunek rehabilitacja niepełnosprawnych. Temat był mu bliski. Młodszy brat jest osobą niepełnosprawną intelektualnie. Okazało się, że nie do końca był to profil, jaki sobie wyobrażał. Bardziej skupiał się na rehabilitacji społecznej. Nie był więc za bardzo przekonany, że może to być jego praca. - Tym bardziej, gdy koledzy ze starszych lat opowiadali, jak to zawód pracownika socjalnego nie skupia się na kontaktach z ludźmi będącymi w potrzebie, a na biurokratycznych procedurach - opowiada pan Marcin.

Kolejne lata nauki i udział w projekcie związanym z bielskim Domem Samotnej Matki sprawiły, że wizja przyszłego zawodu stała mu się znów bliska. Kolejnym punktem była praktyka w Środowiskowym Domu Samopomocy dla Osób z Zaburzeniami Psychicznymi „Podkowa” w Bielsku.

Miał swój czas buntu

Jednym z najważniejszych sprawdzianów w tamtym czasie było dla niego zajęcie animatora środowiskowego, gdy był jeszcze na III roku. Jego zadaniem było zorganizowanie czasu wolnego dla tzw. trudnej młodzieży na os. Beskidzkim. Grupa zbuntowanych nastolatków, którym zdarzało się wchodzić w konflikty z prawem, to było duże wyzwanie.

- Sam kiedyś taki byłem. Nie miałem zamiaru się uczyć, za to chciałem korzystać z uroków życia. Pewnie dlatego łatwiej było mi znaleźć kontakt z nimi - uważa kęczanin. - Pierwszą rzeczą było zdobyć ich zaufanie, przekonać, że nie zjawiłem się wśród nich, aby układać im życie, ale żeby pomóc rozwijać własne zainteresowania - dodaje. Razem grali w piłkę, ćwiczyli breakdance. Wtedy pierwszy raz poczuł satysfakcję, widząc, jak z czasem młodzi ludzie zaczęli z chęcią angażować się w różne przedsięwzięcia.
Wiedzę i umiejętności zdobyte w bielskiej szkole miał okazję sprawdzić na początek w Środowiskowym Domu Samopomocy dla Osób z Zaburzeniami Psychicznymi w Kętach, gdzie został zatrudniony jako pracownik socjalny i terapeuta.

W 2004 r. przeszedł do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kętach. Przyznaje, że nie bez znaczenia były trochę lepsze zarobki, chociaż generalnie w pomocy społecznej zarabia się ciągle słabo. Chciał też spróbować kolejnego wyzwania.
- W tym okresie zetknąłem się z tym, o czym słyszałem w szkole, czyli, że mniej więcej 70 proc. czasu pracownikowi socjalnemu zajmuje ślęczenie nad dokumentami - mówi Marcin Maciejewski.

Znów przeżywał dylematy, czy jego praca w GOPS jest rzeczywiście skuteczna i pomocna. Myślał o zrezygnowaniu. Kto wie, czy tak by się nie stało, gdyby nie pojechał na szkolenie dotyczące tematyki organizacji społeczności lokalnej. - W bezpośredniej pracy z ludźmi niezwykle cenne jest pełne zaangażowanie. Osoby, które mają taką zdolność, są szczególnie potrzebne - tak Agnieszka Rzepecka, wówczas pracownik MOPS w Katowicach, która prowadziła szkolenie, przekonała go do pozostania w zawodzie.

Trudne wyzwania

Wkrótce znów stanął przed wielką próbą, gdy dostał zadanie zajęcia się jednym z bloków leżących na peryferiach Kęt zamieszkałym przez skłócone rodziny polskie i romskie. Tutaj mógł poczuć się pracownikiem socjalnym, takim, jak to sobie kiedyś wyobrażał. Zaczął od diagnozy, czyli określenia tego, jakie środowisko ma potrzeby. Początek nie zapowiadał nic dobrego. Spotkanie, które zorganizował z mieszkańcami, zakończyło się awanturą. Trzeba było wezwać policję. - Nadzieję, że może udać się coś zmienić, dał mi fakt, że w trakcie tej kłótni, obie społeczności nie były do mnie wrogo nastawione - opowiada pan Marcin. Stopniowo przełamywał lody, m.in. za sprawą wspólnych imprez, m.in. mikołajek. - Zacząłem także zajęcia z dziećmi z obu środowisk. Dawało to szansę na przełamanie wrogości wśród starszych - dodaje.

Organizował zajęcia na orliku, warsztaty modelarskie, były spotkania integracyjne z m.in. przejażdżkami na quadach. Z dużą pomocą przyszła mu Renata Fijałkowska, wówczas dyrektor Domu Dziecka w Kętach, pomagając zdobyć pieniądze na te wspólne zajęcia. Na koniec wakacji odbył się turniej piłkarski. Dwa lata trwało to zadanie. Nie ukrywa, że dało mu satysfakcję. Kolejnym był udział w rozkręceniu Dziennego Domu Senior Wigor w Kętach. Tutaj także początki nie były łatwe, bo panowało przekonanie, że to placówka w rodzaju domu pomocy społecznej, w której dzieci chcą umieścić swoich niedołężnych rodziców. Na pierwsze zajęcia przychodziło po kilka osób. Z czasem było coraz więcej aż doszło do 20.

- Pan Marcin jak mało kto umie zarażać energią i radością - mówią o nim kęccy seniorzy. Do dzisiaj przyjaźni się z nimi, chociaż ma już inne zajęcia. - Ciężko było się rozstać, ale po dwóch latach potrzebowałem kolejnej możliwości sprawdzenia się i pomagania następnym osobom, które tego potrzebują - mówi Marcin Maciejewski.

Takim wyzwaniem stała się praca z bezdomnymi. Nowy rozdział swojej pracy, z pewnością najtrudniejszy, bo łączy się często z problemem uzależnienia od alkoholu, zaczął we wrześniu 2017 r. Mimo, krótkiego czasu, tutaj także ma już powody do radości.

Na początek z grupą bezdomnych urządził miejską ogrzewalnię w budynku przeznaczonym już do rozbiórki. Przy różnych okazjach stara się przekonać ich, że nie są przegrani, że też są wartościowymi ludźmi. Po miesiącu pracy jeden z mężczyzn rozpoczął walkę z uzależnieniem od alkoholu. Dwóch wyszło z bezdomności. - To nie jest 8 godzin pracy, to są też weekendy i święta - podkreśla Marcin Maciejewski.

Poza tym już w swoim wolnym czasie angażuje się w różne charytatywne działania, na przykład jako wolontariusz w „Szlachetną Paczkę”.

WIADOMOŚCI OŚWIĘCIM - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

FLESZ: Koniec świata jest blisko?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Pomaga ludziom nie tylko dlatego, że ma taką pracę a z pasji - Gazeta Krakowska

Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto