Za Oceanem zainteresowanie tegorocznym draftem jest jak zawsze ogromne. Kogo wybierze z pierwszy numerem Portland Trail Blazers - Grega Odena czy Kevina Duranta? Którzy koszykarze znajdą się na kolejnych miejscach - Al Horford, Chinczyk Yi Jianlian, Mike Conley Jr., Brandon Wright czy Corey Brewer? Ale należy pamiętać, że wysoki numer w drafcie bynajmniej nie gwarantuje od razu statusu gwiazdy.
Fortunę finansową na kilka lat na pewno. Do tego często się zdarzało, że kluby wybierające z pierwszym numerem, potem przez całe lata żałowały swojego wyboru i padały gromy na głowy decydentów. Bodaj najbardziej znamienny był draft w 1984 roku, właśnie z udziałem drużyny z Portland. Houston Rockets z pierwszym numerem wybrał Akeema Olajuwona. Z drugim wybierał Portland. Uznał, że potrzebuje wysokiego gracza. Wybór padł na Sama Bowie. Właściciele klubu zrezygnowali min z...Michaela Jordana (radość z wyboru Trail Blazers był w Chicago niewyobrażalna) oraz z Charlesa Barkleya i Johna Stocktona!!! A Sam Bowie z powodu permanentnych kontuzji prawie nie grał. O tym wyborze pamięta się w Portland po dzień dzisiejszy.
O tym że klub z Chicago ma w drafcie wielkie szczęście świadczą jeszcze wybory z 1987 roku. Nie pomylili się właściciele San Antonio Spurs stawiając na Davida "Admirała" Robinsona. Ale kolejne wybory były więcej niż kiepskie. Wielkiej kariery nie zrobili koszykarze z numerami 2 - 4: Armon Gilliam, Dennis Hopson i Reggie Williams. A znakomity interes był ponownie udziałem właścicieli Chicago Bulls. Z numerem 10. wybrali Horace'a Granta, zaś umówili się wcześniej, że oddadzą wybranego z numerem ósmym Oldena Polynice do Seattle Supersonics za Scottie'go Pippena. "Pająk" został wielką gwiazdą światowej koszykówki. Grant zdobywał tytuły mistrzowskie, zaś Olden Polynice, po kilku takich sobie sezonach poszedł w zapomnienie. Podobny błąd zrobili właściciele Golden State Warriors wybierając z jedynką w 1995 roku niejakiego Joe Smitha, zaś Minnesota Timberwolves trafiła z piątką Kevina Garnetta. Ale przebił wszystkich draft w 2000 roku. Numer jeden - Kenyon Martin, dwa - Stromile Swift, trzy - Darius Miles, cztery - Marcus Fizer i...44 - Michael Redd. Czyli jak widać ze stwierdzeniem, że dobrze się wybrało należy poczekać kilka sezonów.
Świątek w finale turnieju w Rzymie!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?