Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

100 lat temu do Oświęcimia przybyło kilka tysięcy uchodźców z Zaolzia

Bogusław Kwiecień
Bogusław Kwiecień
Dzieci mieszkańców osiedla barakowego, uchodźców z Zaolzia przed szkołą ludową
Dzieci mieszkańców osiedla barakowego, uchodźców z Zaolzia przed szkołą ludową Zbiory Łukasza Szymańskiego
Mija właśnie 100 lat od exodusu ludności z polskiej części Śląska Cieszyńskiego zajętej zbrojnie przez czeskie wojsko. Część z niej została w mieście i jej potomkowie żyją tu do dzisiaj.

W ciągu kilku miesięcy z Zaolzia do Oświęcimia przybyło około 4 tys. uchodźców, którzy zamieszkali w osadzie barakowej, znajdującej się na Zasolu. Wielu z nich na zawsze związało swoje losy miastem nad Sołą.

Przybycie tak licznej społeczności zmieniło Oświęcim. W tym czasie, jak zauważa socjolog dr Jacek Urbiński miasto liczyło niespełna 10 tys. mieszkańców.

Osada barakowa

Jak to się stało, że tak wielka fala uchodźców trafiła do Oświęcimia? Było to związane z osiedlem barakowym, które zaczęto budować na przedmieściach w 1915 roku z myślą o emigrantach, dla których Oświęcim na początku XX wieku stał się bramą do „lepszego świata”.

– Przechodziła tędy emigracja okresowa do Niemiec, Danii czy Szwecji oraz stała do Stanów Zjednoczonych, Kanady, Brazylii

– wylicza Wioletta Oleś, dyrektor Muzeum Zamek w Oświęcimiu.

Wynikało to z położenia Oświęcimia, który wówczas był miastem granicznym u zbiegu granic trzech imperiów: Austrii, Prus i Rosji. Dlatego to właśnie z oświęcimskiej stacji emigranci jechali koleją najpierw do Hamburga lub Bremy, skąd dalej statkami płynęli do Nowego Jorku bądź Buenos Aires.

Z kronikarskich zapisków wynika, że poczekalnie na dworcu były cały czas pełne. Prowizoryczne pomieszczenia dla emigrantów przestały wystarczać. Władze austriackie, chcąc mieć ruch emigracyjny pod kontrolą, podjęły pod koniec 1915 roku decyzję o budowie na Zasolu stacji kontrolnej z urzędem pośrednictwa pracy dla emigrantów sezonowych.

Wkrótce stanęło kilkadziesiąt budynków według projektu inż. Otto Nadolskiego, które dały początek dużemu osiedlu zwanym osadą barakową lub „Oświęcim III”. Nikomu nie przyszło do głowy, że sytuacja w Europie tak szybko się zmieni.

Losy wygnańców

Skończyła się I wojna światowa, zmieniły się granice, a w ślad za tym Oświęcim stracił znaczenie jako miasto nadgraniczne. Budynki na Zasolu opustoszały. Władze polskie nie miały pojęcia co z nimi zrobić aż do 1920 roku, gdy doszło do konfliktu polsko-czechosłowackiego.

23 stycznia 1919 roku wojska czeskie zbrojnie zajęły polską część Śląska Cieszyńskiego, tzw. Zaolzie, zrywając zawarte porozumienie z 5 listopada 1918 roku o tymczasowym podziale ziemi wedle kryterium narodowości. Polacy zaczęli być szykanowani, zmuszano ich do podpisywania lojalek. Jeśli tego nie zrobili, byli wyrzucani z pracy, demolowano ich mieszkania. Wielu otrzymało nakazy opuszczenia granic Czechosłowacji i wtedy w polskim rządzie przypomniano sobie o osadzie barakowej w Oświęcimiu.

7 i 8 marca 1920 roku przybyli tutaj pierwsi uchodźcy z okręgu polsko-ostrawskiego. Następnie kierowano tu ludność polską z okręgu frysztackiego, którzy w chwili rozgraniczenia Śląska Cieszyńskiego dali wyraz swej przynależności do swojej ojczyzny. Według szacunkowych obliczeń Elżbiety Skalińskiej-Dindorf, autorki „Kroniki Oświęcimia” w osadzie zamieszkiwało około 4 tys. uchodźców.

Wygnańczy los cieszyniaków opisał Jan Ptaszkowski w „Opowieściach spod zamkowej góry”. Baraki, w których zamieszkali, były pokryte eternitem. W każdym z nich było 10 pomieszczeń, wyposażonych w łóżka wojskowe, sienniki, koce, długie stoły i ławy. Z myślą o najmłodszych przesiedleńcach z czasem wybudowano szkołę. Powstała świetlica.

- Znaczna część cieszyniaków pobierała zasiłki uchodźcze od rządu. W lepszym położeniu byli ci, którym udało się znaleźć pracę na miejscu lub w okolicy

– podkreśla w swojej książce Jan Ptaszkowski.

Wsparcie dla uchodźców ze strony rządu nie zawsze było wystarczające, na przykład na edukację. Część kosztów musiało brać na siebie miasto, o co jego władze miały pretensje do Warszawy.

Z Oświęcimiem na dobre i na złe

Wśród mieszkańców Oświęcimia – jak podkreśla Jan Ptaszkowski - cieszyniacy budzili szacunek za swoją patriotyczną postawę, często współczucie.

Byli też widoczni w międzywojennym Oświęcimiu. W 1922 roku w osadzie barakowej powstało Towarzystwo Sportowe Unia. Zajmowało się nie tylko działalnością sportową, ale także organizacją życia towarzyskiego. Barakowa Unia istniała 10 lat.

- Ze skupiska oświęcimskich cieszyniaków po wejściu Polski na Zaolzie w 1938 roku tylko nieliczni powrócili na dawne swoje ziemie

– pisze Jan Ptaszkowski.

Większość zdążyła się urządzić na własną rękę. Liczne rodziny związały się z Oświęcimiem na dobre i na złe, jak Mieczysław Jakuczek, obecnie 92-letni mieszkaniec Zasola, którego rodzice trafili do osady barakowej w 1920 roku.

WIDEO: Trzy Szybkie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: 100 lat temu do Oświęcimia przybyło kilka tysięcy uchodźców z Zaolzia - Gazeta Krakowska

Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto