Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

4. liga Unia Oświęcim – Orzeł Ryczów. Pierwsza porażka lidera. Był gol czy nie? Oto jest pytanie…

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
IV liga małopolska, grupa zachodnia: Unia Oświęcim - Orzeł Ryczów 2:1. Na zdjęciu: Dominik Pacyga (Unia, w niebieskiej koszulce) stara się zatrzymać Konrada Balcera (Orzeł, z piłką) . Sytuacją z boku kontroluje Bartosz Kiełbus (Orzeł).
IV liga małopolska, grupa zachodnia: Unia Oświęcim - Orzeł Ryczów 2:1. Na zdjęciu: Dominik Pacyga (Unia, w niebieskiej koszulce) stara się zatrzymać Konrada Balcera (Orzeł, z piłką) . Sytuacją z boku kontroluje Bartosz Kiełbus (Orzeł). Fot. Jerzy Zaborski
W zaległym spotkaniu 13. kolejki grupy zachodniej IV ligi piłkarskiej w Małopolsce, rozegranym w Oświęcimiu, miejscowa Unia zatrzymała rozpędzonego lidera z Ryczowa, bo dla Orła była to pierwsza porażka w rundzie jesiennej. Emocji było sporo, a decydujący gol został zaliczony przez sędziów w mocno kontrowersyjnych okolicznościach.

Spotkanie rozpoczęło się z blisko 15-minutowym poślizgiem, co nieco zirytowało gości, że muszą czekać na miejscowych piłkarzy, dobiegających na stadion prosto z pracy. Liczyli jednak, że sportowa złość doda im skrzydeł i szybko ustawią pojedynek korzystnie dla siebie.

- Dla mnie otoczka organizacyjna tego spotkania była jedną wielką szopką. O konieczności rozegrania zaległego meczu z weekendu dowiedzieliśmy się w poniedziałek, czyli 50 godzin przed drugim terminem, narzuconym nam przez Małopolski Związek Piłki Nożnej. Inne zespoły, które mają zaległe spotkania, ustawiają się na powtórny termin po zakończeniu jesieni, a nam kazano zagrać „z dnia na dzień”. Przecież ludzie pracują. Mam w drużynie nauczycieli, czy policjantów, którzy nie mogą tak sobie, „na zawołanie”, wziąć urlopu, bo przecież przy krótkim dniu musieliśmy rozpocząć mecz o godzinie 14. Pewnie, że grywa się w środy, ale kiedy terminarz znany jest z wyprzedzeniem, zawodnicy mogą sobie tak ustawić pracę, żeby bez przeszkód zagrać mecz – pieklił się Marek Kołodziej, trener oświęcimian.

Rok temu ryczowianie „zlali” w Oświęcimiu Unię aż 5:2. Być może miejscowi mieli w głowie tamto spotkanie, bo zaczęli ostrożnie. Mieli jednak swój pomysł na grę. Z kolei lider nie mógł się przedostać w okolice pola karnego gospodarzy. To dlatego zza „szesnastki” uderzyli Jakub Kulig i Wojciech Wojcieszyński, a piłka minimalnie poszybowała nad poprzeczkę.

Kasztelan? Nie, Michał Chowaniec. Racz waść wpaść...

Oświęcimianie szukali szczęścia w kontrach, których efektem były także stałe fragmenty gry. Właśnie rzucie rożnym, wykonanym przez Szymona Babiucha, obrońcy ryczowian nieco „przyspali”. Byli nieco zaskoczeni obecnością na swoim przedpolu Michała Chowańca. Skąd ty tutaj? Tak można byłoby odczytać miny na ich twarzach. To nie był jednak kasztelan zapraszający na zabawę. Oświęcimski obrońca, zgodnie z dewizą „racz waść wpaść”, jak już wpadł, to trafił do siatki, ale do świętowania sukcesu przez Unię dogra była jeszcze daleka.

Chwilę później miejscowi mogli podwyższyć oprowadzenie. Po akcji oskrzydlającej Patryka Lichoty i zagraniu wzdłuż bramki na bliższy słupek wbiegł Jakub Snadny, ale Konrad Kawaler nie dał się zaskoczyć.

Unia nie potrafiła dobić lidera...

W przerwie trener ryczowian Wojciech Wojcieszyński dokonał trzech zmian. Goście, owszem, zaczęli grać szybciej na grząskim boisku, ale oświęcimianie groźnie kontrowali, mając kilka okazji do postawienia pieczęci na wygranej.

Rozpoczął Jakub Snadny, który znalazł się sam przed Konradem Kawalerem, ale ponownie górą był bramkarz ryczowian, broniąc nogami (70 min). Cztery minuty później aktywny tego dnia Patryk Lichota znów dograł precyzyjnie ze skrzydła, ale będący na wprost bramki Michał Szewczyk z bliska główkował w Konrada Kawalera.

...to straciła gola i mecz zaczął się od nowa

Wreszcie ryczowianie znaleźli swój „korytarz życia”, bo Maciej Zębala wybiegł idealnie do prostopadłego podania, więc Dominik Pacyga ratował sytuację faulem. Karnego na gola zamienił Piotr Gołdowski, choć niewiele brakowało, a Szymon Gniełka zdołałby odbić piłkę.

- Gdybyśmy przy jednobramkowym prowadzeniu wykorzystali choć jedną z kilku okazji, podwyższając wynik, rywale musieliby się jeszcze bardziej otworzyć, co mogłoby się dla nich skończyć klęską – analizował trener Kołodziej.

Walka o zadanie decydującego ciosu

Po wyrównaniu ryczowianie „poczuli krew”, że mogą w Oświęcimiu wziąć pełną pulę. Zaczęli oblegać przedpole gospodarzy, ale ponownie nadzieli się na kontrę. Arkadiusz Czapla z bliska uderzył zbyt lekko, by myśleć o pokonaniu Konrada Kawalera. Mógł też podać do partnera (86 min).

Najwięcej emocji było w doliczonym czasie. Goście mieli trzy okazje, aby zdobyć gola. Nie potrafili jednak przerzucić futbolówki do siatki nad leżącym Szymonem Gniełką. Na koniec tej kanonady Jakub Kulig trafił w słupek (90+2).

Kiedy wszyscy czekali już na końcowy gwizdek, Michał Szewczyk, mając 40 metrów do bramki, a widząc nieco wysuniętego na przedpole Konrada Kawalera, zdecydował się próbę lobowania. Bramkarz ryczowian odbił piłkę w górę, ale ta, opadając za jego plecami, zmierzała w kierunku bramki. Golkiper ryczowian starał się naprawić swój błąd. Odbił futbolówkę w powietrzu, a sędzia liniowy, będący między polem karnym a ławką rezerwowych gospodarzy, zasygnalizował, że był gol, więc główny uszanował jego decyzję, wskazując na środek. Taka decyzja wywołała falę protestów w obozie ryczowian. Nie mieli już czasu na odrabianie strat, więc ten gol przesadził o ich porażce.

Bramkarz Orła bije się w piersi, ale...

- Przyznaję, że popełniłem w tej sytuacji błąd, ale nie na tyle, żeby był brzemienny w skutkach. Przecież nie ratowałem tej sytuacji jakoś desperacko. Spokojnie zagarnąłem piłkę, bo byłem przekonany, że nic złego nam się nie stanie. Zresztą nawet ze strony rywali nie było żadnej presji na sędziów, bo niczego nie widzieli. Asystent wyszedł chyba nieco przed szereg, bo przecież do linii końcowej boiska miał kilkanaście metrów, a potrafił ocenić położenie piłki w powietrzu. Dla mnie to jest niezrozumiałe. Pewnie, że w końcówce to my mogliśmy przechylić szalę na swoją korzyść, ale uważam, że remis nie krzywdziłby żadnej ze stron. Potrafilibyśmy uszanować punkt – powiedział po meczu Konrad Kawaler, bramkarz Orła.

- Nie zamierzam komentować decyzji sędziów. Jak w ostatnich dwóch meczach nas krzywdzili, to nikt nas nie słuchał. Mogę powiedzieć, że zwycięstwo nad liderem smakuje nam podwójnie, bo to rywale uparli się, żeby grać o godzinie 14, wygłaszając przy tym pod naszym adresem jakieś niesprawdzone teorie. Nie chcieli przyjąć naszej oferty, żeby zagrać wieczorem na sztucznym boisku w Chełmku, to teraz mają. Wynik poszedł w świat, a w jakich okolicznościach wygraliśmy, tego za kilka dni nikt nie będzie pamiętał – ocenił Marek Kołodziej, trener oświęcimian.

Unia Oświęcim – Orzeł Ryczów 2:1 (1:0)

Bramki: 1:0 Chowaniec 18, 1:1 Gołdowski 75 karny, 2:1 M. Szewczyk 90+4.

Unia: Gniełka – Chowaniec, Pacyga (78 Mrowiec), Dankowski, Rzeszutko – Babiuch, Lichota (78 Lewandowski), Powała, Dariusz Wilczak (63 M. Szewczyk) – Snadny, Czapla.

Orzeł: Kawaler – Ptak, Garzeł, Para, Gołdowski – Balcer (46 Kowalówka), Drobniak (46 Koziołek), Wojcieszyński (63 Skwarczeński), Smagło, Kulig – Kiełbus (46 Zębala).

Sędziował: Sławomir Radwański (Kraków). Żółte kartki: Para, Smagło, Skwarczeński, Kawaler. Mecz bez udziału publiczności.

Inne mecze 13. kolejki:

MKS Trzebinia – Dalin Myślenice 1:1, Rajsko – Wiślanie Jaśkowice 0:3, Beskid Andrychów – Słomniczanka 2:4, Clepardia Kraków – Pcimianka 1:3, Sokół Kocmyrzów – Nowa Proszowianka 4:0, KS Chełmek - Garbarnia II Kraków 3:1. Odwołany mecz ostatniej 13. kolejki: Orzeł Piaski Wielkie – Śledziejowice. Pauza: LKS Jawiszowice.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto