Zmiana stanu cywilnego podziałała na Pana mobilizująco, bo jako młodemu żonkosiowi udało się strzelić pierwszą jesienną bramkę w Małogoszczu, w wygranym meczu przez Sołę 3:1.
- Najwyraźniej żona Beata jest moim talizmanem szczęścia, więc to jej chciałbym zadedykować pierwszą jesienną zdobycz. Może na początku naszej znajomości z pewną rezerwą podchodziła do futbolu, ale teraz potrafi mnie w domu nawet zganić za jakieś nieudane zagranie. Moja lepsza połowa zdaje sobie sprawę, jak ważną rolę w moim życiu odgrywa futbol. Mieszkała ze mną przez rok w Krakowie, gdy reprezentowałem barwy Wisły, walcząc o miejsce w jej pierwszym składzie.
- Podobno w dniu ślubu, kiedy Soła podejmowała Beskid Andrychów, nosił się Pan z zamiarem występu w pierwszej połowie. Czy to prawda?
- Chciałem zagrać, ale potem trener Sebastian Stemplewski przekonał mnie, żebym się skupił na ślubie, który bierze się raz w życiu, a meczów jest wiele. Przyznałem mu rację, bo przecież nie tak dawno na boisku rozcięto mi głowę. Spokojnie obejrzałem pierwszą połowę z Beskidem, w której chłopcy rozstrzygnęli losy meczu. Z boku więcej widać niż na boisku, kiedy na podjęcie decyzji są ułamki sekund. Z trybun można analizować kilka scenariuszy rozegrania akcji, ale nie patrzyłem na kolegów pod tym kątem. Kibice na trybunach składali mi gratulacje z okazji ślubu. To był dla mnie miły dzień.
- Czy większy stres towarzyszył Panu w przy okazji debiutu w seniorskim składzie w Wiśle Kraków, w meczu pucharowym w Limanowej, czy może przed pierwszym weselnym tańcem?
- Nigdy się nie stresuję przed meczem, bo to tylko może przeszkadzać w wypełnianiu boiskowych zadań. Tańcem też się nie przejmowałem. Wyszedłem z założenia, że bez względu na to, jak mi pójdzie, i tak wszyscy będą o nim mówić.
- Może to głód futbolu sprawił, że po tygodniowej przerwie od ligi zdobył Pan swoją pierwsza bramkę?
- Podobno piłkarz bez meczu w tygodniu to jak żołnierz bez karabinu, tak przynajmniej jest w moim przypadku. Jednak już na poważnie, to bardzo cieszę się ze swojej pierwszej zdobyczy. Mam świadomość tego, że nie zaliczam się na bramkostrzelnych zawodników, ale w każdym meczu miałem przynajmniej jedną doskonałą pozycję bramkową, więc brak szczęścia przed bramką rywali powoli zaczynał mi ciążyć. Podobno zawsze najtrudniejszy jest ten pierwszy raz, więc mam nadzieję, że coś jeszcze w tej rundzie dorzucę.
- Czy kiedykolwiek tak długo przyszło Panu czekać na pierwsza bramkę, bo udało się ją ustrzelić w 10. kolejce
- Kiedyś bywało tak, że jak trafiłem na początku, to potem miałem zastój. Jednak po każdym meczu robię sobie rachunek sumienia. Jeśli tylko wypełniłem zadania trenera polegające na rozciąganiu gry, czy przytrzymaniu piłki, czuję się spełniony. Oczywiście, że jeśli uda się zaliczyć asystę przy trafieniu kolegi, czy zdobyć bramkę, satysfakcja jest trochę większa.
- W meczu przeciwko Janinie zetknie się Pan z krakowskimi podtekstami.
Zagram przeciwko Grzesiowi Kmiecikowi, którego – jako młody chłopiec podziwiałem w pierwszym składzie Wisły, a jego tata Kazimierz Kmiecik szkolił mnie w juniorach i Młodej Ekstraklasie. Na boisku sentymentów jednak być nie może.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?