– Jesteśmy chyba jedynym zespołem w lidze, mającym z liderem lepszy bilans bezpośrednich spotkań. Jesienią pokonaliśmy go przecież 3:1 _– zwraca uwagę Krzysztof Wądrzyk, trener Beskidu. – Pewnie, że dodatkowych przywilejów za to nie ma, ale pozostaje satysfakcja. Jechaliśmy tam na pożarcie, a niewiele brakowało, a moglibyśmy się pokusić nawet o wygraną._
Jesienią andrychowianie na wyjazdach przegrywali niemal wszystko, więc gdyby wtedy przyszło im walczyć na boisku Granatu, pewnie dostaliby tęgie lanie. Jednak wiosną na obcych boiskach prezentowali się znacznie lepiej. Owszem, przegrali dwa mecze na wyjazdach, ale to było na początku rundy, z rezerwą krakowskiej Wisły i Nidą Pińczów. Potem już systematycznie punktowali.
W Andrychowie do niedawna podkreślali serię ośmiu spotkań bez porażki. Po kilku tygodniach sytuacja zmieniła się diametralnie. Przegrana w Skarżysku-Kamiennej była trzecią z rzędu.
– Nie ma się co oszukiwać, ale w końcu odbiła się na nas krótka ławka – przyznaje Krzysztof Wądrzyk. – Niemal cały maj przyszło nam walczyć systemem sobota–środa–sobota, a dysponuję tylko 15 zawodnikami. Całe szczęście, że omijały nas kontuzje, a jeśli zdarzały się absencje kartkowe, to były one pojedyncze.
Na boisku lidera andrychowianie po raz kolejny wykazali się charakterem.
– Przyszło nam walczyć bez Darka Chowańca, Tomasza Kaczmarczyka i Włodzimierza Kierczaka, co było dla nas dużym ubytkiem – podkreśla Wądrzyk. – Jednak i tak uważam, że tegoroczny wynik zespołu jest dla mnie mistrzostwem świata. Gdyby nie ostatnia „zadyszka”, bylibyśmy na piątym miejscu. Dla mnie najważniejsze jest to, że od kilku kolejek mamy pewny byt.
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?