Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bar mleczny "Inka" na os. Chemików w Oświęcimiu ma 70 lat. Wśród pokoleń mieszkańców stał się prawdziwą legendą [ZDJĘCIA]

Bogusław Kwiecień
Bogusław Kwiecień
Bar mleczny „Inka” przy ul. Sobieskiego na zdjęciu z lat 60. ub. wieku. Wśród kilku pokoleń oświęcimian lokal na os. Chemików obrósł już legendą
Bar mleczny „Inka” przy ul. Sobieskiego na zdjęciu z lat 60. ub. wieku. Wśród kilku pokoleń oświęcimian lokal na os. Chemików obrósł już legendą Kronika Spółdzielni Społem w Oświęcimiu
Bar mleczny „Inka” przy ul. Sobieskiego w Oświęcimiu liczy sobie już 70 lat. Wśród kilku pokoleń oświęcimian lokal na os. Chemików obrósł już legendą. Kto raz zjadł tutaj kluski na parze, leniwe, wątróbkę z cebulką, czy schabowego z ziemniakami nie mógł tutaj nie wrócić ponownie. W ostatnich latach specjalnie przyjeżdżały tutaj nawet wycieczki zagraniczne, by zobaczyć jeden z symboli PRL-u.

Długie kolejki do baru na rogu Sobieskiego

To ostatni taki lokal w Oświęcimiu. „Inkę” założyła Spółdzielnia „Społem”. W latach 50. ub. wieku bary mleczne były częścią jej działalności. „Inka” szybko zdobyła popularność. W latach 60., gdy kierowniczką była Jadwiga Kubica, do baru na rogu Sobieskiego ustawiały się długie kolejki.

- Pamiętam, że już za moich czasów w „Ince” jadał nawet jeden z dyrektorów Zakładów Chemicznych "Oświęcim"

– mówi Małgorzata Kaźmierczak, która w latach 90. razem z mężem Romanem, synem Jadwigi Kubicy, przejęła lokal.

W tamtych czasach ruch w barze był od samego świtu. Otwierał się już o 6 rano. Sporo osób wpadało tutaj przed pracą na jajecznicę z bułką i kakao lub mleko.

Bywalcami w „Ince” są pracownicy różnych firm i urzędów z tej części Oświęcimia, ale przede wszystkim mieszkańcy os. Chemików. Chociaż są i tacy, którzy przyjeżdżają tutaj specjalnie z innych dzielnic miasta.

- Jest grupa smakoszy, która od lat regularnie zagląda do naszego baru

– zaznacza Małgorzata Kaźmierczak. - Wśród nich mamy pewnego pana Józefa, który stołuje się u nas od przeszło 20 lat. Teraz nie może przyjechać, więc mąż jeździ do niego z obiadami – dodaje.

Tradycja "Inki" zobowiązuje

Wielu klientów pamięta jeszcze tamte stare czasy. Zdarza się, że przychodzą osoby, które kiedyś, będąc dziećmi, bywały w "Ince".

- Tutaj mam pewność, że faktycznie zjem danie tradycyjnej polskiej kuchni, a nie takie, które je udają

– mówi Krzysztof Pająk, mieszkaniec Oświęcimia.

Jego zdaniem, zachętą są przystępne ceny, ale jak przypuszcza tajemnica sukcesu baru przy Sobieskiego kryje się także w recepturach. - W przypadku na przykład klusek na parze jest ta sama od 70 lat – potwierdza Małgorzata Kaźmierczak.

Żadne z dań nie jest gotowane z produktów mrożonych. Są przygotowywane każdego dnia, nic nie jest przechowywane. - Tradycja zobowiązuje - zaznaczają Kaźmierczakowie.

Do lat 90. „Inka” serwowała dania mączne. Potem zaczęła się otwierać na inne mięsne specjalności kuchni polskiej, także w wydaniu dla wegetarian.

Bar na os. Chemików na szlaku wycieczek ze świata

W ostatnich latach bar na os. Chemików zaczęli także odwiedzać goście z zagranicy. - Mieliśmy tutaj Włochów, Hiszpanów, Azjatów, Amerykanów. To były grupy turystów, którzy przyjeżdżali zwiedzać Muzeum Auschwitz, a potem trafiali do nas. Zamawiali schabowe, pierogi, kluski na parze - mówi Małgorzata Kaźmierczak, która na tę okoliczność postarała się o aplikację „tłumacza” na telefon.

Dla nich „Inka” stała się także atrakcją turystyczną. Jak przyznał jeden z Amerykanów, przyjechali tutaj, by zobaczyć „komunistyczny bar”.

Codzienna walka o przetrwanie

Małgorzata i Roman Kaźmierczakowie podkreślają, że prowadzenie baru mlecznego w tych czasach, gdy z każdej strony napierają fast foody to niełatwy kawałek chleba.

W tym roku doszła jeszcze epidemia koronawirusa. Pierwszy lockdown na wiosnę jakoś przetrwali. Ratunkiem były dania na wynos. Podobnie jest i teraz. Mają nadzieję, że i tę drugą falę pandemii ich „Inka” przetrzyma.

W równie ciężkiej sytuacji są właściciele innych barów, restauracji, pubów, cukierni którzy z dnia na dzień musieli zamknąć drzwi swoich lokali przed klientami w związku z pandemią koronawirusa. Dla nich to trudny czas walki o przetrwanie na rynku każdego dnia.

Nie zamierzają się poddawać. Wiele lokali, jeśli nawet dotąd nie prowadziło takiej działalności, rozpoczęło przyjmowanie zamówień na wynosi i dowóz. Ich właściciele podkreślają, że często jest to jedyny ratunek, by utrzymać miejsca pracy w tej branży. Po pierwszym lockdownie z trudem się to udało. Zanosi się, że obecnie będzie o to znacznie trudniej.

Warto o tym pomyśleć i wspomóc te lokale. Także okresie świąteczno-noworocznym, gdy z pewnością będą oferowały dania specjalnie na ten okres. Można spodziewać się, że ryby, pierogi, kapusta z grzybami, barszcz czerwony czy makówka na wigilijny stół mogą być równie smakowite jak domowe.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto