Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bartosz Praciak, nowy nabytek Unii, jest specjalistą od strzelania ważnych goli

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Bartosz Praciak (przy piłce) ostatnio na boiskach okręgówki występował dziesięć lat temu, w barwach Skawy Wadowice. Teraz jednak postawił na Unię Oświęcim.
Bartosz Praciak (przy piłce) ostatnio na boiskach okręgówki występował dziesięć lat temu, w barwach Skawy Wadowice. Teraz jednak postawił na Unię Oświęcim. Fot. Jerzy Zaborski
30-letni Bartosz Praciak został nowym zawodnikiem Unii, lidera wadowickiej klasy okręgowej. Wychowanek Olimpii Chocznia jest zimowym transferowym hitem oświęcimian, wszak ma za sobą występy na drugoligowych boiskach, w barwach krakowskiej Garbarni.

Ostatnio jednak był związany w Czańcem, występującym w grupie śląskiej III ligi. Napastnik wywodzący się z wadowickiej ziemi po raz ostatni na boiskach klasy okręgowej występował dziesięć lat temu, w barwach Skawy. Po odejściu z niej zaczęła się jego przygoda z występami w wyższych ligach, czyli międzywojewódzkiej i centralnej.

Czasem trzeba zrobić dwa kroki w tył, żeby znowu iść naprzód

- Przyjścia do Unii wcale nie traktuję jako sportowej degradacji _– rozpoczyna napastnik rodem spod Wadowic. - Czasem trzeba zrobić dwa kroki w tył, żeby pójść w górę. Umową z oświęcimskim klubem związałem się do końca czerwca._

Praciak ma wzmocnić siłę ognia oświęcimskiego zespołu oraz zrobić różnicę na boiskach klasy okręgowej. Jak mówi, do związania się z Unią skłoniła go wizja oświęcimskich działaczy oraz osoba prezesa Jerzego Jarosza, który był bardzo konkretny w rozmowach. - Oświęcimianie chcą awansować do czwartej ligi, a ja postaram im się w tym pomóc _– podkreśla napastnik. - _Zresztą gra w oświęcimskim klubie będzie dla mnie także okazją do odbudowania formy. Rundy jesiennej w Czańcu nie będę wspominał zbyt miło.

Zdobył dwa gole na trzecioligowych boiskach oraz cztery w rozgrywkach Pucharu Polski. - Jednak na pięć kolejek przed końcem jesieni w Czańcu wywołano ze mną sztuczny konflikt, w efekcie którego zostałem zawieszony na pięć ostatnich kolejek – wspomina Praciak. -_ Jeśli dodam, że pojedyncze spotkania wypadły mi z powodu kartek, czy kontuzji, to jesienią zagrałem tylko dziesięć spotkań _– wylicza napastnik.

Nie ma zamiaru ujawniać wszystkich okoliczności rozstania się z czanieckim klubem. Wie jedno, że już nigdy nic chciałby do niego wrócić, choć sportowo przeżył w nim sporo wspaniałych chwil. - Czaniec był specyficznym zespołem, bo 90 procent swoich spotkań wygrywał jedną bramką – wspomina Praciak. - Sezon wcześniej, byłem autorem wielu decydujących trafień. Zdobyciem 12 goli zostałem najskuteczniejszym snajperem zespołu. Drugi strzelec miał o połowę goli mniej ode mnie – dodaje napastnik, który przez skromność nie wspomniał, że to na jego barkach spoczywał ciężar odpowiedzialności za wynik.

Największe sportowe sukcesy odniósł w krakowskiej Garbarni

Najmilej wspomina okres spędzony w krakowskiej Garbarni, z którą awansował do grupy wschodniej II ligi, czyli na szczebel ogólnopolski. Tam też dał się poznać jako specjalista od ważnych goli. Sezon na trzecioligowych boiskach zamknął 21 trafieniami, zostając najlepszym strzelcem rozgrywek. - Pamiętam nasz mecz decydujący o mistrzostwie w grupie małopolsko-świętokrzyskiej III ligi, kiedy - na własnym boisku - pokonaliśmy Szreniawę Nowy Wiśnicz 2:1, a mnie przypadło w udziale zdobycie obu bramek. Drugą strzeliłem z rzutu karnego, podyktowanego minutę przed końcem. Presja była ogromna, ale udało mi się ją udźwignąć. Po tym meczu do zakończenia sezonu pozostały wprawdzie jeszcze trzy kolejki, ale wygrana nad Szreniawą przesądzała o naszym awansie. Poza tym, Szreniawa była zespołem naszpikowanym byłymi zawodnikami krakowskiego Hutnika, a więc nasz awans był przyprawiony spektakularnym zwycięstwem - wspomina napastnik.

Mając 24-lata nie miał kłopotu z odnalezieniem się na drugoligowych boiskach. Nadal był wiodącym strzelcem Garbarni. Drugoligowy chrzest przeszedł już w czwartej kolejce, na własnym boisku, czyli Suchych Stawach, bo boisko na Rydlówce nie zostało dopuszczone do rywalizacji na szczeblu centralnym, zdobywając bramkę dla Garbarni w zwycięskim dla niej meczu nad Pogonią Siedlce (1:0). Potwierdził, że ważne bramki to jego specjalność. - Pewnie, że na drugoligowych boiskach trudno było o hat-trika, które zdarzało mi się upolować na trzecioligowych boiskach, ale często myślami wracam do potyczek, w których strzeliłem po dwa gole. Mam na myśli wygrane mecze; w Stalowej Woli nad Stalą 3:0 i Stalą Rzeszów przed własną publicznością 4:3. Koledzy żartowali, że potrafiłem zmiękczać stal – podkreśla z uśmiechem piłkarz.

Z kolei po trzy trafienia na trzecioligowych boiskach zaliczył w meczach przeciwko: Szreniawie w Nowym Wiśniczu, czy u siebie przeciwko Janinie Libiąż i Hutnikowi Kraków. Jednak to występy na drugoligowych boiskach najbardziej utkwiły Praciakowi w pamięci. - _Życzę każdemu zawodnikowi, mającemu ambicje gry w szczeblu ogólnopolskim, zagrania przy kilkutysięcznej publiczności, w dodatku przy sztucznym oświetleniu, jak to było w Lublinie na stadionie Motoru, czy w Stalowej Woli _– wspomina Praciak.

Dumę czasem trzeba schować do kieszeni

Nie dostał szansy spróbowania przebicia się na zaplecze ekstraklasy, czy na krajowych salonach, bo – strzelając ważne gole w drugim sezonie na drugoligowych boiskach – mógłby zostać dostrzeżony przez wysłanników z najlepszych klubów. Latem odszedł jednak z Garbarni.

Zachwianie pozycji Praciaka w Garbarni miało swój początek pod koniec wiosny pierwszego drugoligowego sezonu, kiedy przyplątała mu się kontuzja. Jej leczenie sprawiło, że później od kolegów rozpoczął przygotowania do rundy jesiennej kolejnych rozgrywek. Krakowscy działacze latem zaczęli szukać nowych zawodników. Na Rydlówce pojawili się Nigeryjczyk Ifeanyi Nwachukwu i Mateusz Broź. - Nagle w Garbarni szybko zapomniano o tym, ile zrobiłem dla zespołu. Pamiętam sparing Garbarni z Puszczą Niepołomice, wygrany 5:1. Zdobyłem wtedy gola, ale Nigeryjczyk aż cztery. To mogło mi dać do myślenia, że moja pozycja w zespole staje się zagrożona _– wspomina Praciak. - _Trenujący wówczas „Brązowych” Krzysztof Bukalski powiedział mi, że nie widzi dla mnie miejsca w swoim zespole. Potem nieco zrewidował swoje poglądy. Był gotów mnie zostawić, ale nie gwarantował mi miejsca w meczowej „osiemnastce”. Uniosłem się trochę honorem, że nie daje mi się nawet czasu dojścia do formy po kontuzji. Czyżby trener zapomniał na co mnie stać? Po lipcowym meczu rundy przedwstępnej o Puchar Polski, na szczeblu centralnym, który wygraliśmy po karnych w Tuczempach na Podkarpaciu z miejscowym Piastem 4:1, bo w regulaminowym czasie był remis 1:1, pożegnałem się z Krakowem. Być może należało wtedy schować honor do kieszeni i chwilę poczekać. Po trzech meczach ligowych rundy jesiennej trener Bukalski został zwolniony, a jego następca, Marek Motyka, widział mnie w składzie Garbarni. Skontaktował się nawet ze mną. Jednak wtedy związałem się już umową z Halniakiem Maków Podhalański. Byłem świeżo po ślubie, miałem na głowie budowę domu, więc gra bliżej rodzinnych stron była mi także trochę na rękę. Nie ukrywam, że miałem wtedy też oferty z Rakowa Częstochowa, drugoligowca z grupy zachodniej, czy trzecioligowej Odry Opole.

Zanim zdecydował się na przeprowadzkę do Oświęcimia, rozważał propozycję powrotu do Garbarni, która po jesieni jest liderem w grupie małopolsko-świętokrzyskiej III ligi. - Mam do tego klubu wielki sentyment. W wolnych chwilach zaglądam do Krakowa na mecze Garbarni. Wiem, że „Brązowi” chcą wrócić w szeregi drugoligowców _– wyjawia Praciak. - Jednak krakowianie trenują przed południem, co z kolei dla mnie jest nie do przyjęcia. Jestem rehabilitantem na oddziale geriatrycznym wadowickiego szpitala. Pracuję w godz. od 7 do 15., a nie mogę sobie pozwolić na rzucenie pracy. Wiadomo, jak to jest w futbolu. Dzisiaj cię chwalą, a jutro zapominają o zasługach. Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja w Oświęcimiu. Jeśli wiosną uda nam się zrobić pierwszy krok w dalekim planie Unii, może nie będę musiał daleko szukać okazji do gry na przyzwoitym poziomie. Jeśli chodzi o Garbarnię, to wobec tego klubu nigdy nie powiem „nigdy”._

Praciak futbol ma w genach. Piłkarzem był także jego tata – Marek. Grał w juniorach w Szombierkach Bytom, których pierwszy zespół walczył wówczas w ekstraklasie. Jednak w przebiciu się na piłkarskie salony przeszkodziła mu kontuzja. To dlatego w seniorach grywał potem tylko w Skawie i Iskrze Klecza, na poziomie „okręgówki”. - _Tata był moim pierwszym trenerem. Teraz pozostaje surowym, ale obiektywnym sędzią. Wiele mu zawdzięczam. Zasięgam jego opinii przy wyborze klubów, ale to do mnie należy ostatnie słowo _– kończy napastnik Unii.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto