Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bartosz Smolarek z Brzeszcz walczy o lepsze życie. Możemy mu pomóc biorąc udział w Jarmarku

Ewelina Sadko
arch. Grzegorz Smolarek
Mały wojownik, przystojniak, podrywacz i lizusek. Tak najczęściej nazywany jest Bartosz Smolarek z Brzeszcz przez osoby, które go odwiedzają. Dla rodziców jest skarbem, który przewrócił ich życie do góry nogami. Od początku cała rodzina walczy o każdy kolejny dzień, by można go było spędzić z niespełna rocznym bobasem. On sam, mimo poważnych chorób, jest przykładem, że uśmiech i radość dawane innym wracają ze zdwojoną siłą.

Bartosz urodził się w poniedziałek, 2 grudnia 2013 roku, mimo że na świat miał przyjść miesiąc później. Ciąża pani Izy przebiegała prawidłowo i nic nie wskazywało na to, co czeka rodzinę.
– Po porodzie okazało się, że są jakieś problemy, bo Bartuś jako wcześniak urodził się z dużą wagą, miał blisko cztery kilogramy. Nie mógł samodzielnie oddychać – mówi mama chłopca. – Od razu zabrano go na badania – dodaje. W krwi Bartosza prawie nie było cukru.
W pierwszej chwili lekarze myśleli, że to efekt niewykrytej cukrzycy ciążowej matki, jednak badania tego nie potwierdziły. Trafił do Szpitala Klinicznego w Zabrzu, później do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
Tam dowiedzieli się, że ich syn prawdopodobnie ma guzy na trzustce, która będzie musiała zostać usunięta.
– Pamiętam jak rozpaczaliśmy, że takie małe dziecko i po wycięciu trzustki będzie skazane na cukrzycę. Nie przypuszczaliśmy wówczas, że najgorsze dopiero przed nami – wspomina Grzegorz, tata Bartoszka. Póki co maluszek podpięty został do kroplówki, która dostarczała do jego organizmu maksymalną z możliwych dawek glukozy. Dzięki temu żył.
– Kiedy jego stan się ustabilizował nadszedł kolejny cios: martwicze zapalenie jelit, które spowodowało sepsę pustoszącą organizm Bartoszka – wspomina pani Iza. – Tak zaczęła się prawdziwa walka o jego życie – dodaje.
W pierwszym miesiącu życia Bartosz przeszedł cztery poważne operacje. Usunięto mu 95 proc. trzustki i większość jelit.
– Przed każdym wejściem na salę operacyjną podpisywaliśmy oświadczenia, że mamy świadomość, że może już do nas nie wrócić. To było przerażające – mówi pan Grzegorz. – A on jakby na złość wszystkim rokowaniom zawsze wracał i pokazywał nam, jak należy stawiać czoła problemom – dodaje w radością.
Do poważnych chorób Bartoszka doszła jeszcze jedna – kardiomiopatia przerostowa serduszka. Oznacza to, że jego serce jest znacznie większe niż powinno, a krew, która przepływa między komorami ma zbyt mało miejsca. Chłopiec przyjmuje leki, jednak z uwagi na brak jelit nie wiadomo, czy przynoszą efekty. Ratunkiem jest operacja, ale można ją wykonać dopiero za kilka lat.
Mimo wszystko wydaje się, że Bartosz w nosie ma swoje choroby i nie przestaje się uśmiechać (każdego dnia przez 20 godzin musi być podpięty do specjalnej pompy ). – Za pomocą kroplówki i wkłucia bezpośrednio do żyły tuż nad sercem Bartoszka dostarczamy mu wszystko to, co potrzebne jest do życia: witaminy, tłuszcze, białka – wyjaśnia pani Iza.
Aby rodzice mogli samodzielnie opiekować się synem, musieli przejść szkolenie.
– Chodzi o sterylność – wyjaśnia ojciec dziecka. – Przy podłączeniu kroplówki nie może wkraść się żadna bakteria, bo zostanie doprowadzona prosto do jego serduszka, a to może skończyć się dramatem – tłumaczy.
Rodzina liczy na cud, bo tylko on może wrócić zdrowie ich dziecku. Przeszczep nie wchodzi w grę, ponieważ zbyt wiele narządów się do niego kwalifikuje jednocześnie. Malec może odejść w każdej chwili.
– Nie wiem, co zrobimy, jeśli przyjdzie ten moment, że trzeba będzie się z nim pożegnać – mówi ze łzami w oczach pani Iza. – Kochamy go całym sercem i wiem, że on czuje to samo, ale będziemy musieli pozwolić mu odejść. Do tego czasu chcemy czerpać całymi garściami z każdego dnia spędzonego razem i pozwolić, aby Bartoszek zarażał radością innych. To jego zadanie do wykonania tu na ziemi – dodaje.

Liczy się każda pomoc

Mała Orkiestra Wielkiej Pomocy organizuje Wielki Charytatywny Jarmark Bożonarodzeniowy, z którego dochód zostanie przeznaczony właśnie dla Bartoszka.
Wystawcy na straganach swoje dzieła pokażą w Oświęcimskim Centrum Kultury 14 grudnia. Impreza rozpocznie się o godz. 9 i potrwa do popołudnia. Podczas jarmarku zbierane będą datki oraz odbędzie się licytacja (m.in. rzeczy, które zostały przyniesione przez naszych Czytelników do redakcji). O godz. 19 w restauracji Meksykańska odbędzie się koncert Marcina Boińskiego, któremu towarzyszyć będą córka Weronika i Maciek Machowski.
Rodzice Bartoszka na łamach „Gazety Krakowskiej” dziękują wszystkim i każdemu z osobna, którzy wspierali ich w ostatnim, ciężkim czasie.
Szczególne podziękowania składają na ręce: doktor Ewy Brańskiej-Król, która jest zawsze, kiedy potrzeba, bez względu na porę. Marcina, ratownika medycznego, który z zeszytem w ręku notował krok po kroku, jak zająć się Bartoszkiem podczas nieobecności rodziców i obiecał przeszkolić cały personel szpitala, w razie gdyby sam nie mógł przyjechać z pomocą, kiedy będzie potrzeba. Mistrzami w pomaganiu okazali się także sąsiedzi, którzy z metalowych rurek zespawali stelaże do auta i do wózka na pompę, worki i kroplówki. Dzięki temu spacery stały się dla rodziców o wiele łatwiejsze. Dziękują także fundacji Krzyż Dziecka, MOWP oraz każdemu, kto pomógł Bartoszowi.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto