MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Biznesmen w płatkach róż

Monika Gocłowska
Ernest Michalski zakłada biały kitel, czapkę zasłaniającą włosy i staje nad kadzią, w której bulgoce wyciśnięty sok z owoców róży. Dzisiaj nie jest "panem prezesem", lecz zwykłym pracownikiem.

Ernest Michalski zakłada biały kitel, czapkę zasłaniającą włosy i staje nad kadzią, w której bulgoce wyciśnięty sok z owoców róży. Dzisiaj nie jest "panem prezesem", lecz zwykłym pracownikiem. Osobiście czuwa nad jakością nektaru, który za klika dni, w butelkach z logo firmy Polska Róża, trafi do sklepów w całej Polsce.

- Chcę i lubię to robić. Smak moich wyrobów jest niezmienny od lat - mówi. Nie może być inny, bo soki, nektary i konfitury pochodzące z zakładu w Falentach Nowych pod Warszawą, wytwarzane są według babcinych receptur. Prezes Michalski z dumą podkreśla, że jego wyroby są zdrowe i pełne naturalnych witamin. Dzięki tradycyjnej technologii przetwarzania owoców, zbliżonej do tej znanej z domowej kuchni, bez sztucznych barwników, aromatów i konserwantów, wyroby Polskiej Róży nie tracą naturalnej witaminy C.

W masowym przetwórstwie, zawarta w owocach i warzywach witamina C zostaje zniszczona i najczęściej producenci dodają do "naturalnego" soku syntetyczną witaminę C, która nie ma już tych walorów zdrowotnych, co naturalna; nie może być m.in. przyjmowana bez ograniczeń. 30 lat temu Ernest Michalski - oficer nawigacyjny i pracownik jednej z centrali handlu zagranicznego - porzucił dotychczasowe profesje dla biznesu. Chciał wybudować sobie dom letniskowy, kupił działkę koło Nadarzyna i postanowił obsadzić ją różami.

Chodziło mu o krzewy, które nie tylko będą ozdobą działki, ale takie, z których owoców i płatków da się zrobić przetwory, jakimi przed laty pachniał jego rodzinny dom. Poszedł do Biblioteki Narodowej i poprosił o stare książki z recepturami. - Utknąłem w bibliotece na dwa tygodnie - wspomina Michalski. Warto było. Nie dość, że odnalazł poszukiwaną odmianę z Lwowa, to jeszcze mnóstwo informacji na temat zdrowotnych walorów róży. Dowiedział się m.in., że w owocach róży jest piętnastokrotnie więcej witaminy C niż w cytrynie. To przekonało go, że w róże warto zainwestować.

Zamiast postawić daczę, obsadził całą 0,5 ha działkę krzewami i ruszył w Polskę z misją edukacyjną, mającą na celu przekonanie rodaków do jedzenia wyrobów z róży. Najpierw namówił Irenę Gumowską, propagatorkę zdrowego żywienia, by zaczęła pisać o róży w swoich felietonach na łamach "Życia Warszawy", potem udało mu się dotrzeć do autorów audycji na temat żywienia w Polskim Radiu. Jeździł do pierwszych pojawiających się na polskim rynku sklepów ze zdrową żywnością i osobiście przekonywał ich właścicieli, że warto wprowadzić do oferty jego produkty.

Z początku Michalskiemu udawało się sprzedawać po kilkanaście butelek nektaru z róży tygodniowo, ale sprzedaż szybko chciały sprzedawać prywaciarzom opakowań. Michalski jeździł więc po skupach surowców wtórnych, by zdobyć butelki i słoiki na swoje przetwory. - Któregoś dnia znalazłem wHali Kopińskiej przecenioną ćwikłę. Słoiczek kosztował 3 zł - o złotówkę mniej niż słoik whucie. Wykupiłem cały zapas. Ćwikłę zjadły prosiaki, aja w słoiki zapakowłem konfitury po80 zł za opakowanie - opowiada. Pod koniec lat 80. Michalski zatrudniał już 15 osób i sprzedawał po kilkaset tysięcy opakowań wyrobów rocznie. W 1989 r. sprzedaż jednak gwałtownie się załamała. Spadła do zaledwie 15 tys. sztuk.

Polacy ruszyli na bazary po smakołyki pochodzące z zachodnich hurtowni i hipermarketów. Michalski musiał zwolnić większość pracowników. Został tylko kierowca i kierownik produkcji. Pracowali we trójkę, jeden miesiąc produkując przetwory, a przez następny rozwożąc je do sklepów. - Znajomi radzili: Ernest produkuj musztardę, chrzan. To ludzie chcą kupować - mówi Michalski. - Ale się nie poddałem. By przetrwać na rynku, Polska Róża musiała rozszerzyć asortyment wyrobów. W1990 r. Michalski zaczął produkcję syropu malinowego wg tradycyjnych receptur.

To był strzał w dziesiątkę. Sprzedaż firmy wzrosła pięciokrotnie. Wciąż jeszcze daleko było do wyników z czasów prosperity, ale Michalski znowu mógł zatrudniać pracowników. Od tego czasu, firma co roku wypuszcza na rynek kilka nowych wyrobów: sok z czarnego bzu, żurawiny, konfitury z wiśni. Dziś Polska Róża zatrudnia 20 osób i produkuje 400 tys. sztuk ponad 40 różnych wyrobów. Gospodarstwo Michalskiego ma ponad 100 ha. Przychody w sezonie 2006-2007 wyniosły 2,8 mln zł. A rentowność netto sięga 20 proc. Michalskiemu to jednak nie wystarcza. Cały czas chce poszerzać asortyment i zwiększać produkcję, bo Polacy przekonali się do zdrowej żywności.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak kupić dobry miód? 7 kroków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto