Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dziesięć lat już mięło od śmierci Adama Urbańczyka, byłego prezesa hokejowej Unii Oświęcim

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Adam Urbańczyk (z prawej) podczas nocnej fety z okazji powrotu do ekstraklasy, po powrocie drużyny z Krynicy przed oświęcimską halę lodową.
Adam Urbańczyk (z prawej) podczas nocnej fety z okazji powrotu do ekstraklasy, po powrocie drużyny z Krynicy przed oświęcimską halę lodową. Fot. Jerzy Zaborski
Minęła dziesiąta rocznica śmierci Adama Urbańczyka, byłego prezesa hokejowej Unii Oświęcim, który działał w najtrudniejszym okresie dla klubu. Zmarł nagle, w 2010 roku, mając zaledwie 54 lata.

Wydaje się, że dobie odradzania się sukcesów oświęcimskiego hokeja, nieco zapomniano o człowieku, dzięki któremu hokej przetrwał najtrudniejsze chwile. To właśnie Adam Urbańczyk stanął na czele zarządu, kiedy hokejowa Unia, z dnia na dzień, została pozbawiona strategicznego sponsora, czyli wsparcia ze strony zakładów chemicznych, wówczas pod nazwą Firma Chemiczna „Dwory”, a obecnie Synthos.

To była nowa sytuacja, kiedy drużyna od 15 lat walcząca nieprzerwanie o mistrzostwo Polski, nagle musiała walczyć o byt. Właśnie Adam Urbańczyk musiał walczyć o każdą złotówkę pozwalającą na przetrwanie sekcji hokejowej, która drastycznie odmłodziła skład, stawiając wyłącznie na wychowanków.

A ówczesny prezydent, Janusz Marszałek, nie był miłośnikiem hokeja i po spadku oświęcimian z ekstraklasy chciał odebrać zawodnikom stypendia miejskie, które były dla nich głównym źródłem utrzymania.

Urbańczyk na każdym kroku miał „pod górkę”, bo przecież Unia spadła z ekstraklasy w kontrowersyjnych okolicznościach. W decydującym o utrzymaniu meczu, przegrywając z Polonią w Bytomiu 2:3, w pewnym momencie w hali zgasło światło. Spotkanie przerwano na kilkadziesiąt minut, co dało słabnącym gospodarzom czas na złapanie oddechu i potem „dowieźli” wynik do końca. Urbańczyk szukał sprawiedliwości nie tylko we władzach hokejowej centrali, ale i w prokuraturze. Nie udało się, ale jego drużyna po rocznej „banicji” w pierwszej lidze wróciła na krajowe salony.

Prowadził średni biznes, ale kiedy zaszła potrzeba, z własnej kieszeni dokładał do hokeja, zawodnikom i ludziom z otoczenia drużyny. Tylko rodzina wie, ile wyłożył na sport. O sobie mówił, że jest człowiekiem z trybun, dlatego bardzo przeżywał krytykę fanów, kiedy sprawy drużyny i osiągane przez nią wyniki nie były zgodne z oczekiwaniami. Czasem miał tego wszystkiego dość, ale kiedy usłyszał z ust zaufanego kibica, że cały hokejowy świat, od morza do Tatr wie, że to dzięki Niemu hokej przetrwał w Oświęcimiu, powiedział: - Nie macie świadomości, jak bardzo takie słowa były mi potrzebne.

Był impulsywny. Potrafił zrugać człowieka, ale jeśli wszystko przemyślał i uznał, że nie ma racji, pierwszy wyciągał rękę do zgody. Umarł w samotności, bo być może w trudnej chwili zabrakło kogoś, kto jeszcze raz powiedziałby „Adam, dzięki Tobie hokej w Oświęcimiu przetrwał najtrudniejsze czasy”.

Być może były prezes jest nieco zapomniany, bo rocznica jego śmierci przypada w czasie, kiedy nikt nie myśli o hokeju, ale w każdym meczu otwarcia sezonu Jego sylwetka powinna być przypominana. A jeśli obecni działacze chcą przed rozpoczęciem sezonu wprowadzić zwyczaj organizacji silnie obsadzonego turnieju, może nawet w przyszłości międzynarodowego, to nie ma lepszej okazji uczczenia pamięci byłego prezesa, aby ewentualny turniej był właśnie jego memoriałem.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto