W pierwszym meczu po trzytygodniowej przerwie w hokejowej ekstraklasie, Aksam Unia Oświęcim pokonała we własnej hali JKH GKS Jastrzębie 2:1, ale dystans 7 punktów do plasującego się o „oczko” wyżej Comarchu Cracovii został zachowany. „Pasy” w ligowym klasyku pokonały u siebie GKS Tychy 4:2.
Oświęcimianie dotąd nie wygrali w lidze z jastrzębianami. Przed ligą odpadli z rywalizacji o Puchar Polski. W ćwierćfinałowym dwumeczu okazali się słabsi od tyszan. Jednak na początku ligowej potyczki nie było widać sportowej złości.
– Owszem, pierwszą tercję rozpoczęliśmy niemrawo – przyznaje Waldemar Klisiak, II trener Aksamu. – Dopiero od jej połowy chłopcy weszli na właściwą „orbitę”, a pomogły im w tym wykluczenia rywali. Musieli się sprężyć, żeby szukać gola w przewagach.
Oświęcimianie drugą bramkę strzelili w liczebnej przewadze, ale podczas tych okresów nie widać, żeby obrońcy mocno uderzali z linii niebieskiej. – Fakt, dawno obrońca nie zdobył gola i nie ma się co oszukiwać, ale na dzisiaj mamy dwóch defensorów, potrafiących uderzyć z dystansu – przyznaje Klisiak. – Jednak nie zawsze siłowe rozwiązania są skuteczne. Przecież podczas podwójnej przewagi lepiej tak rozmontować przeciwnika, by zadanie wykonującego wyrok zawodnika było formalnością i – tak było – przy zdobyciu drugiej bramki.
Oświęcimski szkoleniowiec przyznaje, że w sporcie trzeba mieć trochę szczęścia. – Mogłoby się obejść bez nerwowej końcówki, gdyby Jarosław Różański trafił dwa razy, mając przed sobą pustą bramkę – podkreśla Klisiak. – Choć tym razem strzelecko zawiódł, to był jednak motorem napędowym zespołu. Na pewno był wiodącą postacią wśród zawodników z pola, bo niekwestionowanym liderem zespołu był w bramce Michał Fikrt, który imponował spokojem, kiedy w końcówce rywale przycisnęli w poszukiwaniu remisu.
Dobrymi interwencjami skutecznie ich zniechęcał. – Lubię być tzw. oku cyklonu, kiedy wiele się dzieje. To pozwala mi bronić jak w transie – śmieje się czeski bramkarz. – Wynik na tablicy świetlnej wcale mnie nie stresuje. Tak samo bronię przy różnicy kilku goli, jak i podczas wyniku „na styku”. Byle tylko nie „stygnąć” między słupkami.
Mecz przeciwko jastrzębianom pokazał, że oświęcimianie nie mają kłopotów z wypracowaniem pozycji strzeleckich, ale z ich wykończeniem bywa już gorzej. – Jeszcze za moich czasów, kiedy uganiałem się za krążkiem, a Unia dominowała niepodzielnie na krajowych taflach, prowadzący ją Białorusin Andriej Sidorenko, powtarzał, że z każdego, nawet przeciętnego bramkarza, zrobimy Dominika Haszka, uznawanego za jednego z najlepszych golkiperów świata – wspomina Klisiak. – Wtedy jednak wszyscy w konfrontacji z Unią nastawiali się na zmasowaną obronę. Czasy się zmieniły, Aksam Unia nie dominuje w ekstraklasie, a nadal kreujemy bramkarzy przeciwników na bohaterów.
W ostatnich 31 sekundach Unia grała w podwójnym osłabieniu. – Rzeszutko dostał karę za to, że po stracie kasku nie zjechał do boksu, tylko go ubrał, by kontynuować grę, ale z głowy strącił mu go Lipina, więc – moim zdaniem – obaj zawodnicy powinni zostać ukarani – uważa Klisiak. – Jednak jest po meczu, a zwycięzców się nie sądzi.
Na pytanie, czy ze strony gości zagrywka ze zrzuceniem kasku Rzeszutce była z gatunku tych o tonącym chwytającym się brzytwy, II trener jastrzębian Daniel Czubiński skwitował uśmiechem: – Szkoda, że w końcówce nie mieliśmy Radka Prochazki, który znacznie wcześniej nabawił się kontuzji, bo jest zawodnikiem potrafiącym w trudnych momentach pomóc drużynie, a w tym przypadku chodziło nam o doprowadzenie do dogrywki.
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?