Najważniejsze, że oświęcimianie podjęli walkę w hali mistrza Polski i nie przegrali meczu w szatni. - Chłopcy zagrali dobre spotkanie – przyznaje Josef Dobosz, trener Unii. - Zabrakło nam odrobiny szczęścia. Jak zwykle czołową postacią krakowskiego zespołu był bramkarz Rafał Radziszewski. Nie wiem, czy nie możemy już mówić o kompleksie tego zawodnika. W pierwszej rundzie, w Oświęcimiu, także utrzymał mistrzom wynik, kiedy staraliśmy się odwrócić losy tego meczu.
Oświęcimianie potrafią grać z Cracovią. Mecze tych ekip zawsze są na styku. Brakuje im jednak szczęścia. W takich meczach o końcowych wynikach decydują detale. - Nie możemy sobie strzelać samobójczych goli, bo trzecie trafienie dla rywali było z gatunku kuriozalnych – uważa Sebastian Kowalówka, napastnik Unii, który wcześniej przez wiele lat występował w Krakowie. - Na pewno „Pasy” nie były poza naszym zasięgiem. To dlatego szkoda straconej szansy, choć z perspektywy trybun być może wyglądało to jak, jakby krakowianie mieli pełną kontrolę w tym meczu.
Unia w końcówce mogła pokusić się o punkt. Przy stanie 3:1, na 180 s przed końcem spotkania, grała w podwójnej przewadze. W hokeju to bardzo dużo czasu, żeby odwrócić losy meczu. Krakowianie przekonali się o tym nie tak dawno podczas wizyty w Tychach, gdzie właśnie w końcówce przegrali – wydawałoby się – wygrany już mecz. - Nie chciałem zdjąć bramkarza w podwójnej przewadze, żeby grać w układzie 6 na 3. Ten przywilej chciał zachować do momentu powrotu pierwszego z ukaranych krakowian, na wypadek zdobycia kontaktowej bramki, żeby do końca meczu mieć o dwóch graczy więcej i potem szukać szansy nawet na dogrywkę.
- Wydaje mi się, że w przewagach zbyt dużo kombinowaliśmy, szukając jak najbardziej czystej pozycji do zdobycia gola. Tymczasem powinniśmy zdecydowanie więcej strzelać – analizuje Damian Piotrowicz, inny z oświęcimskich graczy.
Hokeiści Unii zostawili na lodzie kawał zdrowia. Mocno poturbowany był Kamil Paszek, który z obolałym barkiem opuścił krakowską halę lodową. Nazajutrz po meczu ciągle uskarżał się na ból, ale być może nie uda mu się wyjść na lód w piątek, na mecz przeciwko tyskiemu GKS-owi. Z kolei Mateuszowi Gębczykowi pozostała blizna na prawym policzku, który w ferworze walki został rozcięty. - Jak wchodziłem w seniorskie granie, to często słyszałem, że hokej boli. To stwierdzenie zawsze jest aktualne i doświadczają tego kolejne pokolenia zawodników – kwituje Sebastian Kowalówka.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?