Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

I liga siatkarzy: W Kętach o utrzymaniu KPS mówią wprost: - To był cud nad Sołą!

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Młodzież KPS (białe koszulki) sportowo obroniła się w I lidze siatkarzy. Czy środowiska biznesowe, samorządowe i działacze kęckiego klubu będą równie zdeterminowani w poszukiwaniu środków finansowych na kolejny sezon?
Młodzież KPS (białe koszulki) sportowo obroniła się w I lidze siatkarzy. Czy środowiska biznesowe, samorządowe i działacze kęckiego klubu będą równie zdeterminowani w poszukiwaniu środków finansowych na kolejny sezon? Fot. Jerzy Zaborski
KPS Kęty utrzymał się w I lidze siatkarzy, kończąc rywalizację play-out z Energą Omis Ostrołęka w minimalnej liczbie trzech spotkań. Młodzież wchodząca w seniorski wiek sportowo się obroniła. Kibice nie boją się porównań, oceniając wyczyn swoich pupili do cudu na Sołą. Jednak kto wie, czy teraz działaczy nie czeka trudniejszy walka o przetrwanie, ale finansowe.

W każdym innym mieście w Polsce, po zakończeniu rozgrywek drużyna dostałaby wolne, by za kilka tygodni rozpocząć okres przygotowawczy do nowego sezonu. Niestety, kęccy działacze nie mogą mówić o takim komforcie pracy. Muszą spłacić zaległości finansowe wobec zawodników. Jeszcze tego trochę jest, a za co przygotowywać się do nowego sezonu?

Najbliższy miesiąc będzie decydujący

Sytuacja wydaje się o tyle zaskakująca, bo przecież Kęty rozpoznawalne są głównie poprzez siatkówkę, a to nie jest jakaś niszowa dyscyplina. Kęckie korzenie mają reprezentanci Polski Piotr Gruszka i Mateusz Mika. Takie nazwiska, będące ambasadorami kęckiej siatkówki, powinny otworzyć drzwi do wielu gabinetów sponsorów oraz samorządowców. A jak jest naprawdę?

- Myślę, że do miesiąca podejmiemy decyzję odnośnie seniorskiej siatkówki w Kętach – mówi Marek Błasiak, trener i prezes KPS. - Jeśli nie będziemy mieli spraw budżetowych zagwarantowanych na piśmie, nie będziemy się pchali w kolejny rok na zaplecze ekstraklasy. W minionym sezonie – nie boję się użyć tego słowa – zostaliśmy oszukani. Mieliśmy wiele deklaracji, które potem nie znalazły żadnego pokrycia w rzeczywistości. W efekcie przystąpiliśmy do rozgrywek bez odpowiedniego zabezpieczenia finansowego. To nie może tak wyglądać, że my, czyli sztab szkoleniowy, chcemy czegoś na siłę. Siatkówki w ogólnopolskim wydaniu musi chcieć całe środowisko, samorządy gminny i powiatowy, środowisko biznesu, bo o kibiców nie musimy się martwić. Nie ukrywam, że kluby zaplecza ekstraklasy powinny mieć też wsparcie z krajowej centrali. W naszym przypadku pomogłoby to w „łataniu” budżetu.

Prywatny klub, bo i prywatne problemy

Marek Błasiak przyznaje, że obojętność środowiska sponsorskiego wobec kęckiej siatkówki nie jest dziełem przypadku. Był okres, kiedy poprzedniemu burmistrzowi wytykano nieprawidłowości we wspieraniu siatkówki. Klub dostał nakaz sądowy zwrócenia części miejskiej dotacji. - Nie chcę już drążyć tego tematu, ale właśnie przez taką nagonkę, jaką prowadzono w przeszłości na siatkówkę, szefowie różnych firm traktują nas teraz z dystansem – uważa sternik KPS. - Zamiast wszyscy zjednoczyć się wokół wspólnego celu, prowadzono niezrozumiałe dla mnie personalne rozgrywki.

Marek Błasiak nie ukrywa, że miniony sezon kosztował go wiele zdrowia i nie rozumie zarzutów wypisywanych na różnych forach internetowych, że jest to jego prywatny klub. - Owszem, „prywatny”, bo problemy zespołu weszły także do mojego życia prywatnego – uważa kęcki trener. - To ja, razem z Maćkiem Gruszką, musieliśmy myśleć o zapewnieniu klubowi możliwości jakiegoś funkcjonowania, gdy na wszystko brakowało pieniędzy. Najgorszemu wrogowi nie życzyłbym tego, przez co musiałem przejść w zakończonym właśnie sezonie. Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, ile mnie ten sezon kosztował zdrowia. W innych klubach sztaby szkoleniowe składają się z kilku ludzi. U nas za wszystko odpowiadały dwie osoby, a nie było nawet masażysty.

Po ostatnim meczu w Ostrołęce zawodnicy dostali wolne. Niektórzy, zwłaszcza ci spoza Kęt, rywalizują w akademickich mistrzostwach Polski. Gdyby sytuacja organizacyjno-finansowa była stabilna, pewnie chętnie zostaliby w mieście nad Sołą. Fachowy sztab szkoleniowy gwarantowałby im stały rozwój sportowy. - Trzeba się spieszyć z budżetem, bo przecież konkurencja nie śpi – podkreśla Marek Błasiak. - Nie stać nas na zatrudnienie najemników za wielkie gaże, więc musimy się obracać w realnym świecie. Zawodnicy nie będą czekać w nieskończoność. Jeśli nie będziemy mieli pewnego budżetu, zapewniającego nam komfort pracy przynajmniej na poziomie pierwszoligowych średniaków, to nie ma sensu pchania się w rozgrywki, żeby robić w nich za tło – kęcki prezes jasno stawia sprawę. Jeżeli ktoś ma lepszy pomysł ode mnie na seniorską siatkówkę, niechaj ją bierze. W przeciwnym razie trzeba będzie pomyśleć o odsprzedaniu miejsca na zapleczu ekstraklasy innemu klubowi. Chętnych nie brakuje. Wiele klubów z większych miast, mających wielokrotnie większe budżety od naszego, od wielu lat walczących w II lidze, nie może się przebić do zaplecza ekstraklasy. My wciąż jesteśmy na tym poziomie, jeszcze...
Przypadek Kęczanina jest ewenementem na skalę krajową. Klub, który powstał zaledwie 16 lat temu, na bazie wychowanków, przeszedł drogę od III ligi do zaplecza ekstraklasy.

Nawet, gdyby w Kętach podjęto decyzję o rozwiązaniu seniorów, szkolenie młodzieży zostanie utrzymane.

Zaufali raz jeszcze, podejmując wyzwanie

Już przed rokiem, kiedy na jego początku kęczanie stracili strategicznego sponsora, a miasto obniżyło dotację, przyszłość kęckiej seniorskiej siatkówki zawisła na włosku, choć także po barażach z Avią Świdnik status pierwszoligowca został utrzymany. Po zawarciu porozumienia z miastem, które wyciągnęło pomocną dłoń, Marek Błasiak zdecydował się podjąć po raz czwarty pierwszoligowe wyzwanie, oczywiście mając na uwadze także deklaracje sponsorów. Rozpoczęto poszukiwania zawodników, głównie spoza Kęt, bo z wcześniejszej młodzieżowej kadry, która także wywalczyła utrzymanie w barażach, niemal wszyscy odeszli. Nowy zespół, jeszcze młodszy od poprzedniego, po raz pierwszy spotkał się na obozie kondycyjnym w Kołobrzegu. Dla trenera i jego zawodników rozpoczęła się walka z czasem.
Może i początek sezonu nie był zły, bo w trzech meczach KPS zdobył pięć punktów, wygrywając m. in. w Szczecinie z jednym z kandydatów do mistrzostwa, ale potem przyszło pasmo siedmiu porażek do zera.

Pewny kandydat do spadku

- Wtedy właśnie wielu nas skreśliło, upatrując w KPS-sie głównego kandydata do spadku – wspomina Marek Błasiak. - Szkoda kilku meczów, które z pewnością byśmy wygrali, gdyby letni cykl przygotowawczy toczył się normalnym cyklem. Przypuszczam, że wiele klubów w naszej sytuacji organizacyjno-finansowej wycofałoby się z rozgrywek. Po co daleko szukać, przecież krakowski Hutnik nie dokończył sezonu. My jednak trwaliśmy, żeby pod koniec pierwszej rundy zacząć wreszcie wygrywać. W drugiej pokonaliśmy u siebie ligowych faworytów, czyli katowicki GKS i SMS Spałę. Zespół był na wysokiej fali i pewnie byłby w stanie zapewnić sobie utrzymanie w fazie zasadniczej, bez konieczności rozrywania play-out. Jednak kontuzja atakującego Bartłomieja Klutha, lidera zespołu, sprawiła, że popadliśmy „w dołek”, tracąc kilka niepotrzebnych punktów.

Młodzi potrafili być nieobliczalni

Kęczanie mieli najmłodszy skład w I lidze. Często jednak młodość potrafiła spłatać psikusa rywalom mającym w swoich szeregach zawodników ogranych na najwyższym szczeblu, czy spoza kraju. Na kluczowej pozycji, czyli rozegraniu, Jan Tomczak czy Kacper Chmielewski musieli się mierzyć z rywalami z mocnymi „metrykami” sportowymi. Tymczasem kęcka młodzież udźwignęła presję walki o utrzymanie. - Takie mecze są nawet trudniejsze od walki o medale – uważa Błasiak.

Po ostatnim meczu w Ostrołęce kęcki trener miał jednak małe powody do satysfakcji. - Na trzecie starcie play-out, które potem okazało się ostatnim, przyjechali rodzice zawodników spoza Kęt, którzy - po kilku miesiącach - zobaczyli swoje pociechy w akcji. Nie mogli wyjść z podziwu, jak sportowo się rozwinęli. Dziękowali za udany sezon pod względem sportowym jak i mentalnym. Przychodzili do Kęt jako chłopcy, a wszyli już jako mężczyźni – kończy z nieukrywaną satysfakcją Marek Błasiak.

****************************************************************************************************


Felieton, czyli widziane z boku:


Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono. Tym zdaniem zaczerpniętym z wiersza Wisławy Szymborskiej chciałbym rozpocząć rozważanie o stanie kęckiej siatkówki, która ma już za sobą czwarty sezon w zapleczu męskiej ekstraklasy.
Wyjściowe zdanie nawiązuje do tego, jak człowiek potrafi zachować się w ekstremalnych sytuacjach, a – nie oszukujmy się – sytuacja kęckiej siatkówki, przynajmniej w ostatnich dwóch sezonach, taka właśnie była.


Wystarczy spojrzeć, jak się buduje drużyny na zapleczu ekstraklasy. Kto ma kasę, ten ma i drużynę, ale pieniądze same przecież nie grają, co potwierdzili w minionym sezonie kęczanie, kilka razy odbierając punkty ligowym faworytom na różnym etapie rozgrywek.


W Kętach nie idą drogą na skróty. Drużynę złożoną z zawodników na seniorskim dorobku zbudowano od podstaw. W dodatku KPS ma w swoich szeregach wychowanków, czego nie można powiedzieć o wielu drużynach zaplecza ekstraklasy. Mimo skazania przez środowisko fachowców kęckiej młodzieży na degradację, dwa razy potrafiła utrzymać się na zapleczu ekstraklasy. Czegóż drużynie do szczęścia jeszcze trzeba? Ano komfortu pracy, żeby zawodnicy nie musieli myśleć o tym, czy na czas dostaną swoje skromne, jak na ligową rzeczywistość pieniądze, a trenerzy, czy będą mieli za co wyprawić drużynę na mecz. Czy to aż tak wiele?


W Kętach nie boją się pracy z młodzieżą. Ba, szkoleniowcy swoją pasją potrafią zarazić zawodników z innych regionów Polski, którzy podjęli się gry w KPS. Dlaczego? Bo w Kętach siatkówka jest czymś więcej niż tylko grą. Z nią utożsamia się sportowe środowisko. Kibice nie wahają się porównań, że jeszcze nigdy tak niewielu, nie zrobiło dla nich tak wiele. Zatem, sprawdzili się w ekstremalnych warunkach.

Mimo, że kęccy seniorzy są młodzi wiekiem, to jednak są autorytetami dla grup młodzieżowych. Zmieniając reklamy telewizyjne z udziałem polskich siatkarzy dla kęckich potrzeb, to tutaj każdy chce być wysoki jak Bartłomiej Kluth czy Jakub Lewandowski, przystojny jak Mateusz Bogus i mądry jak Marek Błasiak, potrafiący zrobić coś z niczego.
Prezes kęckiego klubu jest gotów zrezygnować z seniorów, ale nie zamierza poświęcać młodzieży. Tylko, czy będzie ona nadal garnąć się do siatkówki z tak wielką pasją, jeśli nie będzie miała perspektywy zaistnienia w pierwszoligowych rozgrywkach.
Na razie kibice ślą swoim pupilom pozdrowienie: „Brawo Wy”. Dziś nie wiadomo, czy w ekstremalnych warunkach sprawdzą się inni. Jeśli nie, pozostanie już tylko minuta ciszy po kęckiej siatkówce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto