Josef Dobosz, nowy trener hokeistów Unii Oświęcim, stawia na atmosferę

Dobosz rozpoczynał sezon w drugoligowej czeskiej Opavie. - Znam połowę obecnej Unii z poprzedniej pracy w Oświęcimiu _– podkreślił nowy szkoleniowiec oświęcimian. - _Innych mogłem zobaczyć w okresie przygotowawczym. Opava potykała się z Unią. Pamiętam, że bardzo dobrze łapał Michał Fikrt, więc on w Sanoku będzie „jedynką”.

Josef Dobosz traktuje pracę w Polsce jako osobiste wyzwanie. - Jeśli nie zaczniemy się piąć w tabeli, to może po dwóch miesiącach zostanę zwolniony – mówił z przekąsem trener. - Trzeba sobie zdać sprawę, że proces odbudowy nie przyjdzie od razu. Potrzebujemy czasu. Mój powrót do Unii przypada na trudny okres, bo w Sanoku sprawdzi nas mistrza, a w niedzielę podejmiemy wicemistrza. Słyszałem, że oświęcimskie debiuty w Sanoku w poprzednim sezonie były udane, a chodzi o zawodników zaczynających przygodę z Unią. Może i mnie coś się uda urwać.

Nowy szkoleniowiec zamierza zmienić nieco styl gry zespołu. Nie może być agresywny, do przodu, bo wtedy mnożyły się błędy i rywale kontrowali, tak to przynajmniej wyglądało z Janowem. - Muszę najpierw mentalnie odbudować zespół – powiedział Dobosz. - Zawodnicy muszą z radością wypełniać swoje obowiązki, a nie traktować trening jak zło konieczne, czy przychodzić na niego jak na ścięcie. Słyszałem, że właśnie takie klimaty panowały za mojego poprzednika. W drużynie Unii jest sporo młodych zawodników, więc trzeba też trochę pedagogicznego podejścia.

Tym razem na treningu, oprócz ciężkiej pracy, był też czas na uśmiech. „Pompki” robione przez hokeistów to tylko pozory katownia zawodników. Ci zawodnicy, którzy przegrali pojedynki z bramkarzem, musieli w pewien sposób oddać mu hołd, taki oświęcimski...

Dobosz nie wykluczył ewentualnych korekt wśród obcokrajowców. Jak stwierdził, powinni być lepsi od Polaków. Na razie jednak wszystkim daje szansę zaprezentowania swoich możliwości.