Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kacper Szymala (MKS Trzebinia/Siersza): Karne to loteria, ale szczęściu trzeba pomagać

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Kacper Szymala był oparciem dla kolegów w meczu przeciwko Resovii. Mimo, że obronił dwa rzuty karne, MKS Trzebinia Siersza przegrał na własnym boisku z Resovią 0:1.
Kacper Szymala był oparciem dla kolegów w meczu przeciwko Resovii. Mimo, że obronił dwa rzuty karne, MKS Trzebinia Siersza przegrał na własnym boisku z Resovią 0:1. Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z Kacprem Szymalą, 20-letnim bramkarzem trzecioligowego MKS Trzebinia/Siersza.

- Obronić dwa rzuty karne w jednym meczu to nie lada wyczyn. Ma Pan jakąś receptę na wykonywane przez rywali „jedenastki”?

- Coś takiego zdarzyło mi się po raz pierwszy w przygodzie z piłką. Karne zawsze są loteria. Trzeba mieć intuicję i trochę szczęścia. Oddałbym szczyptę swojego szczęścia drużynie, byśmy mogli zdobyć choćby punkt. Co z tego, że obroniłem dwa rzuty karne, skoro przegraliśmy mecz z Resovią 0:1. Gdyby moje interwencje dały drużynie zwycięstwo, byłoby co świętować.

- Pierwszy strzał był bardzo trudny do obrony, bo rywal mierzył tuż przy słupku, pół metra nad ziemią, a więc teoretycznie była to najtrudniejsza piłka dla bramkarza.
- Myślę, w tym przypadku pomocne okazały się moje „centymetry”. Dwa metry wzrostu robią swoje.

- Drugiego karnego wykonywał inny zawodnik, więc to mogło Pana trochę zmylić...
- Po pierwszym pudle byłem przekonany, że przeciwnik będzie uderzał w środek bramki. To najpewniejsze rozwiązanie. Gdybym stał po przeciwnej stronie, zdecydowałbym się właśnie na takie rozwiązanie. To nie psychologia, ale raczej znajomość piłkarskich realiów. Przeczytałem myśli rywala (śmiech). To nic, że karne były w kluczowych dla meczu momentach, bo przy stanie 0:0, a potem 0:1, co dało nam czas na szukanie remisu. Wtedy się nie myśli o czasie gry, tylko o tym, jak wygrać tę nierówną walkę z rywalem, bo tym są karne w futbolu.

- Wracając do wzrostu, to nie myślał Pan ze swoimi warunkami spróbować sił w koszykówce, czy siatkówce?
- Nie, bo od zawsze ciągnęło mnie tylko do futbolu. Wyboru pozycji nie miałem, bo tata też był bramkarzem w Koszarawie Żywiec. Jestem wychowankiem Drzewiarza Jasienia, śląskiego czwartoligowca. Po dobrej rundzie jesiennej chciałem spróbować swoich sił wyżej. Skoro podjąłem studia w krakowskiej AWF, zainteresowałem się piłkarskim rynkiem w Małopolsce.

- Zimą był Pan testowany w kilku klubach...
- Tak. Zaczynałem w Sole Oświęcim, potem byłem w Puszczy Niepołomice, ale ostatecznie trafiłem do Trzebini i nie żałuję swojej decyzji. Pewnie, że zdarzają mi się jeszcze błędy, ale pracuję nad ich wyeliminowaniem.

- Zawsze może Pan liczyć na cenne uwagi taty...
- Z pewnością. Jestem otwarty na wszelkie uwagi. Jestem na początku drogi z seniorskim futbolem.

- Czy mecz przeciwko Resovii był najlepszy w Pana wykonaniu?
- Nie chciałbym dzisiaj używać wielkich słów i wolałbym już zostawić tę Resovię. Na pewno chciałbym przeżyć wielką piłkarską przygodę, jaką choćby miał mój tata. Pamiętam, kiedy strzegł bramki czwartoligowej Koszarawy Żywiec w meczach szczebla centralnego rozgrywek o Puchar Polski. Żywczanie awansowali do fazy grupowej, w której mieli Wisłę Kraków, Szczakowiankę Jaworzno i Tłoki Gorzyce. Jako 7-latek podziwiałem tatę w bramce w meczu przeciwko Wiśle Kraków, którą prowadził wówczas Henryk Kasperczak, a w jej składzie występowali m. in. Radosław Majdan, Mauro Cantoro, Maciej Żurawski, czy Tomasz Frankowski. Koszarawa przegrała u siebie 0:2, a w Krakowie 0:4.

Sportowy24.pl w Małopolsce

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto