Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kęczanin Kęty zakończył sezon w drugiej lidze siatkarzy, ale jego zawodnicy mogą chodzić z podniesionym czołem

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Kęczanin Kęty (niebieskie koszulki) miał bardzo dobrą rundę zasadniczą. Wygrał w niej dwa mecze z lokalnym rywalem - MKS Andrychów
Kęczanin Kęty (niebieskie koszulki) miał bardzo dobrą rundę zasadniczą. Wygrał w niej dwa mecze z lokalnym rywalem - MKS Andrychów Fot. Jerzy Zaborski
Kęczanin Kęty przegrał rywalizację play-off z AZS Częstochowa 1:3, co dla podopiecznych Macieja Gruszki oznacza zakończenie sezonu w drugiej lidze siatkarzy (grupa V). W kęckim obozie pozostał niedosyt, bo przecież kęczanie przez pewien czas byli na szczycie tabeli w grupie śląskiej, co rozbudziło apetyty nie tylko wśród kibiców, ale i samych zawodników, na „coś więcej”.

Trener Kęczanina Maciej Gruszka wolał uniknąć w play-off konfrontacji przeciwko częstochowianom, choć ci w pierwszej fazie sezonu zasadniczego nie prezentowali się najlepiej. Jednak już na rundę rewanżową pozyskali atakującego Mikołaja Sarneckiego, mającego za sobą staż na ekstraklasowych parkietach. W jaki sposób odmienił zespół, kęczanie mogli się przekonać w drugim meczu fazy zasadniczej, przegrywając w Częstochowie w trzech setach.

- Wtedy nie potrafiliśmy się odnaleźć w potężnej hali, w której występuje reprezentacja narodowa. To obiekt na 7,5 tysiąca miejsc na widowni – tymi słowami kęcki szkoleniowiec stara się oddać gabaryty obiektu, a jego zespół na co dzień gra i trenuje w małej hali. - Właśnie w tamtym meczu w częstochowskiej ekipie zagrał Sarnecki i widać było, że potrafi pociągnąć zespół do walki. Szkoda porażki w tamtym meczu, bo ona sprawiła, że oddaliśmy fotel lidera, co skazało nas w play-off na konfrontację przeciwko częstochowianom. Przy zakończeniu fazy zasadniczej na szczycie tabeli, w play-off walczylibyśmy przeciwko TKS Tychy, co byłoby dla nas lepszym rozwiązaniem.

Ważny mecz otwarcia

Kęczanie – mimo wszystko - przystępowali do play-off z pozycji faworyta, jako wicelider, dlatego pierwsze dwa spotkania rozgrywali we własnej hali. Rywale byli na trzeciej pozycji. W meczu otwarcia play-off Kęczanin przegrał 1:3.

- Dziwne w tym sezonie było to covidowe granie przy pustych trybunach – uważa Maciej Gruszka. - W czwartym secie otwarcia rywalizacji prowadziliśmy 15:11. Przypuszczam, że przy pełnej widowni, doping kibiców poderwałby chłopców do walki i wyrównalibyśmy stan meczu, a w dogrywce, idąc siłą rozpędu, potrafilibyśmy złamać rywali. Tymczasem rywale potrafili odwrócić bieg wydarzeń, wygrywając ostatecznie całe spotkanie 3:1.

Wygraniem meczu otwarcia play-off w Kętach częstochowianie nie tylko wykonali plan minimum, ale tak ułożyli scenariusz dalszej rywalizacji, że stworzyli sobie szansę zakończenia zmagań we własnej hali. Kęczanie wygrali drugi mecz u siebie 3:1, ale potem to oni musieli szukać jednego zwycięstwa na wyjeździe, żeby na decydujące, piąte spotkanie, wrócić do własnej hali.

Tak się jednak nie stało, bo w Częstochowie kęczanie przegrali kolejno 0:3 i 1:3, co było równoznaczne z zakończeniem dla nich sezonu 2020/21.

- Wyniki poszczególnych spotkań nie oddają tego, co działo się na parkiecie – twierdzi Maciej Gruszka. - W każdym pojedynku długo obowiązywała zasada walki punkt za punkt. Jak trafił nam się krótki przestój, to rywale mieli w swoich szeregach kilku zawodników ogranych na wyższych szczeblach, potrafiących przechylić szalę na korzyść częstochowian. Muszę jednak zaznaczyć, że w play-off nie mieliśmy już kłopotów z odnalezieniem się w dużej hali naszych rywali, a co zdarzyło nam się w fazie zasadniczej.

Kontuzje dały się we znaki

Pod względem organizacyjnym konfrontacja Kęczanina z AZS Częstochowa była starciem dwóch różnych światów. Jednak kęczanie nie mieli z tego powodu żadnych kompleksów. Jedynie, co mogło martwić szkoleniowca, to kontuzje trapiące zespół. Mateusz Błasiak, który miał być wzmocnieniem zespołu, bo przed powrotem do Kęt występował na zapleczu ekstraklasy, zagrał tylko kilka spotkań. W efekcie kęczanie często dysponowali tylko dwoma nominalnymi przyjmującymi, a powinno być ich czterech.

Kłopoty były także na rozegraniu. Dwa razy w tym sezonie kontuzja dopadła rozgrywającego Arkadiusza Błasiaka. Po raz drugi przed play-off. Dochodziło do takich sytuacji, że trener Maciej Gruszka na treningi musiał zapraszać kilku juniorów.

- Mimo wszystkich kłopotów personalnych, zagraliśmy bardzo dobry sezon. Jeszcze nigdy nie wygraliśmy w lidze tylu spotkań, co w edycji 2020/21. Dwa razy w sezonie zasadniczym ograliśmy MKS Andrychów, co nie zdarzyło się w historii drugoligowych występów. Andrychowianie to rywal „zza miedzy” i zarazem jeden z faworytów do awansu – wspomina trener Gruszka. - Play-off potrafi jednak boleśnie wszystko zweryfikować. Przegraliśmy walkę z AZS Częstochowa, ale chłopcy mogą chodzić z podniesionym czołem.

Rozbudzone apetyty

Być może najbardziej zawiedzeni czują się ci, którzy liczyli na powrót kęczan na zaplecze ekstraklasy. Trener Maciej Gruszka podkreśla, że w Kęczaninie nigdy nie kalkulowali, tylko walczyli o jak najlepsze wyniki, a - w przypadku sportowego awansu – dopiero potem zajmowali się budżetem. Tak było w przeszłości i tak miało być tym razem.

- Sezon zakończyliśmy, ale będziemy jeszcze trenować. Kilku zawodników z pierwszego składu będzie jeszcze grało w drugim zespole – zwraca uwagę Maciej Gruszka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto