Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

- Kiedyś w polskim hokeju może i było biedniej, ale solidniej - uważa Kazimierz Woźnicki

Jerzy Zaborski
Kamil Kalinowski z Unii Oświęcim (w środku, w niebieskiej koszulce)  rozgrywki Interligi zna z opowiadań starszych kolegów. Z pewnością jego pokolenie też chciałoby dostać podobną szansę do tej, jaką miało pokolenia Waldemara Klisiaka, Mariusza Puzio, Tomasza Jaworskiego czy Jarosława Różańskiego
Kamil Kalinowski z Unii Oświęcim (w środku, w niebieskiej koszulce) rozgrywki Interligi zna z opowiadań starszych kolegów. Z pewnością jego pokolenie też chciałoby dostać podobną szansę do tej, jaką miało pokolenia Waldemara Klisiaka, Mariusza Puzio, Tomasza Jaworskiego czy Jarosława Różańskiego Fot. Jerzy Zaborski
Kazimierzowi Woźnickiemu, choć w ostatnich latach wrócił do korzeni, czyli pływania, bliskie są sprawy hokeja. Przez osiem lat był wiceprezesem Polskiego Związku Hokeja na Lodzie i prezesem rady nadzorczej Polskiej Ligi Hokejowej, społecznie. A w latach 1993-2005 szefował oświęcimskim hokeistom. Poprosiliśmy go o komentarz do przerwy w rozrywkach ekstraklasy.

- Na pewno dla hokeja jest to dla niekorzystne zjawisko, dyscypliny borykającej się z ogromnymi problemami – rozpoczyna Kazimierz Woźnicki, dzisiaj szef Małopolskiego Związku Pływackiego. - Na niespodziewaną przerwę w rozgrywkach patrzę też jako szkoleniowiec. To bardzo niekorzystne dla zawodników. Przełom grudnia i stycznia zawsze był okresem przygotowań do play-off. Jak planować strategię do najważniejszej części sezonu, gdy w kalendarzu może zapanować ogromny rozgardiasz? Nie wiadomo jak długo liga będzie miała przerwę i kiedy zostaną odrobione zaległości.

Za czasów władzy w PZHL Zenona Hajdugi i Kazimierza Woźnickiego hokej był w trudniejszym położeniu niż obecnie. - Kluby nie miały tak dużych budżetów, bo nie było tak zamożnych sponsorów tytularnych. Silna była tylko Unia, mająca oparcie w potężnym zakładzie chemicznym, dlatego najlepsi w kraju zawodnicy grali w Oświęcimiu. Teraz układ sił w lidze jest bardziej wyrównany _– uważa Woźnicki. - _Jednak pamiętam taką sytuację, że związek raz musiał wziąć pożyczkę w wysokości 70 tys. zł. Kilkanaście lat temu były to ogromne pieniądze. Cały zarząd podpisał oświadczenie, że jeśli nie udałoby się zwrócić pieniędzy w określonym terminie, ciężar spłaty zadłużenia zostanie podzielony solidarnie na wszystkich. Atmosfera wśród działaczy była rodzinna. Nie było mowy, by członkowie zarządu nie znali sytuacji finansowej PZHL – tymi słowami Woźnicki nawiązał do rezygnacji trzech członków obecnego zarządu, którzy nie chcieli ponosić odpowiedzialności za coś, o czym nie są przez Piotra Hałasika informowani.


Racjonalna gospodarka skromnymi środkami

Za czasów Hajdugi i Woźnickiego działacze PZHL starali się racjonalnie gospodarować środkami. - Kiedy po raz drugi w Polsce, po okresie pracy w lidze rosyjskiej, pojawił się Białorusin Andriej Sidorenko, zresztą twórca potęgi Unii, zrodził się pomysł zaangażowania go nie tylko w Oświęcimiu, ale i w reprezentacji Polski – wspomina Kazimierz Woźnicki. - Kosztami jego pracy w Polsce centrala podzieliła się z Unią. Owszem, taki model pracy był wtedy szeroko krytykowany, ale przecież to w Oświęcimiu byli skupieni najlepsi zawodnicy. Związek mierzył siły na zamiary. Zresztą wtedy też kadra była oparta głównie na Unii. Pamiętam, że w 2001 roku, jak reprezentacja wywalczyła awans do światowej elity, 14 jej zawodników wywodziło się z Oświęcimia. Wtedy czasy były trudne, bo zawodnicy nie garnęli się do gry w kadrze, a chodziło o finanse. Jak ktoś z niej wypadał, uzupełniano ją graczem z Oświęcimia.

Poprzednik Hałasika, Zdzisław Ingielewicz, który wcześniej przez kilka lat był szefem strategicznego sponsora oświęcimskich hokeistów, traktował reprezentację narodową priorytetowo. Niczego zawodnikom nie brakowało. - Spotykam się z niektórymi hokeistami Cracovii, mającymi przeszłość w Unii, którzy bardzo miło wspominają prezesurę Ingielewicza. Za jego kadencji zawodnikom zostały podniesione dniówki za pobyt na zgrupowaniach, o które tak uporczywie walczyli za prezesa Hajdugi. Mam kontakt z krakowskimi hokeistami, bo pracuję z pływakami w Krakowie, gdzie spędzam całe tygodnie.

Interliga była dla Polski właściwym kierunkiem

Woźnicki odniósł się też do mocarstwowych planów obecnych władz związku uczestnictwa polskiej drużyny klubowej w rozgrywkach międzynarodowych. To dlatego powołano w Krynicy tzw. dream team, skupiając w nim wielu reprezentantów kraju. - Z dużą rezerwą przyjmowałem plany stworzenia drużyny mającej grać w KHL, czy EBEL. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że Polska nie była i nie jest atrakcyjnym towarem dla innych krajów europejskich. Przecież kilkanaście lat temu też drążone były tematy gry w innych ligach _– przypomina Kazimierz Woźnicki. - _Sukcesem była w 2004 roku możliwość rywalizacji przez Unię, Podhale i GKS Tychy w Interlidze z ekipami węgierskimi, słoweńskimi, czy chorwackimi. To byli dla nas równi rywale. Przypomnę, że tę ligę wygrało Podhale, a Unia była najlepsza po części zasadniczej. Wtedy dla klubów było to wielkie wyzwanie organizacyjne, bo nie było tak prężnych sponsorów jak obecnie. Jechało się autobusem na weekendową objazdówkę, by rozegrać trzy mecze, a dwa dni po powrocie z „wycieczki” po jednym z krajów walczących w lidze trzeba było zaliczyć trzy potyczki w ekstraklasie. To był kierunek do poniesienia poziomu polskiego hokeja. Jednak wtedy i polskim klubom zabrakło determinacji. Unia chciała grać dalej w Interlidze, ale - jak inni zapowiadali - że nie będą jej przekładać meczów ligowych w związku z występami w innych rozgrywkach, a było to wynikiem ogromnego pędu do przerwania dominacji Unii w ekstraklasie, też od niej odstąpiliśmy. Szkoda tej szansy, bo do władz PZHL docierały sygnały, że rok później do występów w Interlidze przymierzały się drużyny z zaplecza czeskiej ekstraklasy. O tym, że była to dobra liga, najlepiej świadczy fakt, że dzisiaj nasza reprezentacja ma kłopoty z Węgrami czy Słowenią, a Medveszczak Zagrzeb, którego wówczas Polacy ogrywali, przed tym sezonem został zaproszony do rozgrywek KHL, o którą tak zabiegano w Gdańsku. Zmarnowaliśmy swoją szansę. Nie wiem, czy kiedyś dostaniemy następną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto