Opuszczał Andrychów, gdy Beskid walczył na czwartoligowych boiskach, ale w grupie bielsko-katowicko-opolsko-częstochowskiej. - O ile dobrze sięgam pamięcią wstecz, to opuszczałem Beskid w tym samym okresie, co Tomek Moskała – rozpoczyna Krzysztof Wądrzyk. - Jednak przed nim otworzyły się piłkarskie salony. Mnie zawsze bardziej ciągnęło do trenerki. Na boisku byłem defensywnym pomocnikiem, ale oszołamiającej kariery nie zrobiłem. Zdecydowałem się poznać futbol od drugiej strony.
Pierwszej trenerskiej pracy Krzysztof Wądrzyk podjął się w Tomicach, występujących wówczas w wadowickiej klasie A. Wtedy był jeszcze grającym trenerem. - Szkolenie zespołów w rozgrywkach terenowych pozwoliło mi połączyć trenowanie ze studiami – wyjawia andrychowski szkoleniowiec. - Później postawiłem już tylko na szkolenie.
Przyjście Wądrzyka, czyli recepta na sukces...
O Wądrzyku mówi się, że jest szkoleniowcem sukcesu. W jakim klubie nie podjąłby się pracy, odniósł z nim sukces. Po raz pierwszy o młodym i ambitnym szkoleniowcu usłyszano w wadowickiej „okręgówce”, gdy prowadził Znicza Sułkowice Bolęcina. Zespół spod Andrychowa, będąc beniaminkiem, był postrachem faworytów. Nic dziwnego, że Krzysztof Wądrzyk po rozstaniu z nim na brak ofert, na trudnym trenerskim rynku pracy nie narzekał. - Wtedy klasa okręgowa była mocniejsza od obecnej, bo występowały w niej Janina Libiąż, czy Beskid Andrychów. To były czasy jeszcze przed powołaniem szczebla pośredniego między IV ligą, a okręgówką – mówiąc te słowa Wądrzyk miał na myśli V ligę krakowsko-wadowicką.
Kolejnym przystankiem była Zapora Porąbka. Chciał przede wszystkim zasmakować pracy w śląskim klimacie, gdzie przecież inaczej gra się w piłkę niż w Małopolsce. Wądrzyk awansował z Zaporą do IV ligi, a potem utrzymywał ją w czołówce rozgrywek. Zdecydował się jednak wrócić do Małopolski, przejmując Iskrę Klecza. - Pracowałem tam w szkole, więc prowadzenie miejscowych piłkarzy było mi „po drodze” - podkreśla szkoleniowiec, który z Iskrą także wywalczył awans do IV ligi, pokonując po morderczym boju Jałowica Stryszawa. - Oczywiście miło słyszeć o sobie opinie, że bywam twórcą sukcesów, bo przecież sam ich nie rozpowszechniam. Zawsze podkreślam jednak, że trener jest tylko jednym z elementów układanki sukcesu. Do niego potrzebna jest też dobra atmosfera w klubie i piłkarze. Dotąd na swojej drodze spotykałem zawodników głodnych sukcesów.
Powrót do Beskidu, czyli wielkie wyzwanie
Iskrę zostawił na 7. miejscu w IV lidze, tworząc podwaliny pod klasowy zespół, słynący z solidnej defensywy. - Przyjąłem ofertę Beskidu, która była dla mnie kolejnym, największym wyzwaniem. Nie tylko dlatego, że przyszło mi pracować na najwyższym dla mnie szczeblu. Przejąłem drużynę po Mirosławie Kmieciu, który wcześniej prowadził Beskid przez sześć lat – zwraca uwagę Wądrzyk. - Po powrocie do Andrychowa znów spotkałem się z Tomkiem Moskałą, którego w swoich ekipach chciałoby mieć wielu trenerów, nie tylko w III lidze.
Wyławianie piłkarskich „perełek” też daje wielką satysfakcję
Po 12 latach pracy trenerskiej Krzysztofa Wądrzyka cieszą nie tylko wyniki sportowe. To spod jego ręki wypłynął Damian Chmiel, obecnie zawodnik Podbeskidzia. Zaczynał u jego boku jako 16-latek, w Zniczu. Potem poszedł za swoim trenerem do Porąbki. Po pięciu latach ich „związek” się rozpadł. Wądrzyk umożliwił mu testy w Podbeskidziu, prowadzonym wówczas przez Marcina Brosza na zapleczu ekstraklasy. - Gdybym był pazerny na sukcesy, takiego zawodnika chciałbym mieć przy sobie. Pewnie, że młody piłkarz miał pewne obawy, czy - mając 21 lat - nie jest za wcześnie rzucać się na „głęboką wodę”, bo z przeskok z IV ligi do zaplecza ekstraklasy zawsze jest pewną niewiadomą. Potem, już na szczeblu ogólnopolskim, nie brakowało mu też chwil zwątpienia, ale wtedy zawsze długo rozmawialiśmy dlatego cieszę się, że tak wysoko zaszedł, bo obecnie Podbeskidzie to ekstraklasowy zespół - mówi z dumą trener Wądrzyk.
Czy Krzysztof Wądrzyk nie chciałby posmakować pracy na szczeblu centralnym? - Wiadomo, że na górze mocniejszy wiatr wieje i praca trenera nie jest stabilna. Trzeba myśleć o zapewnienie bytu rodzinie, która ostatnio mi się powiększyła. Mam syna, Błażeja. Czy pójdzie w ślady ojca? Tego dzisiaj nikt nie wie. Nie będę go do niczego zmuszał. Wolę już w lokalnym światku bawić się piłką, łącząc ją z pracą zawodową. Może znowu uda się obrobić jakąś perełkę... - żyje nadzieją andrychowski szkoleniowiec.
Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?