Mistrzostwo Polski w Jastrzębiu zdobył w wielkim stylu, bo bez porażki i – z jednym tylko straconym setem - w półfinale z Częstochową 2:1. - Ten zespół w tym roku wyjątkowo nam nie leży – przyznaje Mateusz Gój. -_ Walczyliśmy przeciwko częstochowianom także w jednej grupie eliminacyjnej turnieju finałowego, rozegranego w Człuchowie. Wtedy wygraliśmy do zera. W meczu będącym przepustką do finału zaczęliśmy przegranym setem. W tie-breaku przegrywaliśmy już 8:11, ale wtedy poczuliśmy niebywałą moc, wygrywając ostatecznie 17:15 _– podkreśla libiąski siatkarz, który legitymuje się także tytułem mistrza Śląska, bo on był przepustką do rywalizacji na szczeblu centralnym.
Libiążanin zaczął przygodę z siatkówką cztery lata temu. - _Pierwszy trening głęboko zapadł mi w pamięci, bo zbiegł się ze śmiercią pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich. Po wyjściu z hali z każdej strony docierały do mnie informacje o rozbiciu się pod Smoleńskiem polskiego samolotu z elitą polityczną na pokładzie _– wspomina siatkarz.
W Libiążu jego pierwszym trenerem był Kazimierz Korcz. - Mając 195 cm wzrostu nie mogłem wybrać żadnej innej dyscypliny, jak tylko siatkówkę – podkreśla Gój. - Może i moi rówieśnicy uganiają się głównie za piłką, ale wydaje mi się, że właśnie w siatkówce mogę osiągnąć więcej niż w futbolu, głównie na arenie międzynarodowej. To jednak dalsza perspektywa, ale trzeba mieć jakieś marzenia, żeby mobilizować się do ciężkiego treningu.
Przygoda z Jastrzębskim Węglem rozpoczęła się niewinnie. - Dwa lata temu byłem w Proszowicach na turnieju kadry Małopolski, gdzie rozgrywany był finał mistrzostw Polski kadetów – wspomina libiążanin. - Byłem pod ogromnym wrażeniem gry jastrzębian i powiedziałem sobie wtedy, że muszę grać w tym klubie. Poszedłem na testy, które zakończyły się dla mnie pomyślnie i oto jestem tam, gdzie mają pierwszy zespół w ekstraklasie. Czego można więcej chcieć...
W Libiążu sposobi się do walki w plażówce pod okiem Mateusza Drabika, a jego partnerem będzie Marcin Strojek. Na piasku będzie walczył już jako kadet. - Halówka i plażówka to zupełnie inne bajki _– podkreśla Mateusz Gój. - _W hali liczy się skoczność i siła, a z kolei na plaży technika i szybkość. Tutaj trzeba „pieścić” piłkę, bo przy rozwiązaniach siłowych można stale wywalać piłkę w aut. Jakoś postaram się pogodzić swoje zalety w obu odmianach.
To może być trudne, bo przed nim w lipcu znowu gra w hali, gdzie w barwach Jastrzębia w Spale będzie walczył w Turnieju Nadziei Olimpijskich.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?