Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Liderzy Akasmu Unia Oświęcim czuli w nogach ćwierćfinałowe pucharowe potyczki z Tychami

Jerzy Zaborski
W zmiennych nastrojach oświęcimscy hokeiści zakończyli miniony weekend w ekstraklasie. Najpierw dali się rozstrzelać w Tychach miejscowemu GKS (1:6), by dwa dni później wygrać w hali przedostatniego Zagłębia Sosnowiec (7:2). We wtorek (27 listopada), choć ekstraklasa miała zaplanowaną kolejkę, oświęcimianie mieli wolne, w związku z wycofaniem Nesty Toruń. Najbliższy weekend będzie morderczy dla Aksamu. W piątek (30 listopada) czeka go wyprawa do Sanoka na mecz przeciwko mistrzowi Polski, a w niedzielę (2 grudnia), w derbach Małopolski, podejmie Comarch Cracovię.

Szczególnie bolesna dla oświęcimian była porażka w Tychach, bo poniesiona w konfrontacji lokalnych rywali. Zastanawiające były zwłaszcza jej rozmiary. Przecież tuż przed wznowieniem rozgrywek ligowych, po trzech tygodniach dla reprezentacji, Unia rozegrała z tyszanami dwa zacięte mecze w ćwierćfinale Pucharu Polski, odpadając z dalszej rywalizacji po porażce u siebie 1:2 i remisie w Tychach 2:2.
– W ligowym meczu, w Tychach, zapłaciliśmy cenę za zbyt wielką eksploatację pierwszej formacji w meczach pucharowych – analizuje Waldemar Klisiak, II trener Aksamu. – Bardzo chcieliśmy awansować do półfinału, więc nikt się nie oszczędzał. Rozmawialiśmy z zawodnikami po ligowej potyczce w Tychach, przyznali, że wtedy nogi nie chciały ich nosić. Widać to było na lodzie, bo tyszanie z łatwością dochodzili do pozycji strzeleckich. Liczby też mówią wszystko. Przecież pierwsza formacja straciła w Tychach cztery gole.
Oświęcimianie tylko z Tychami w tym sezonie jeszcze nie wygrali, więc na kolejną próbę będą musieli jeszcze trochę poczekać, do 21 grudnia.
Z kolei w Sosnowcu oświęcimianom poszło znacznie łatwiej niż przypuszczali, co mogło być o tyle zaskakujące, że Zagłębie dwa dni wcześniej, we własnej hali, pokonało wicemistrzowską Cracovię.
– Zastanawiam się, jak sosnowiczanie tego dokonali – mówi z przekąsem Klisiak. – Tłumaczę sobie to tym, że każdy mecz jest przecież inny. Mając na uwadze występ sosnowiczan, wiedzieliśmy jaki styl preferują, więc zagraliśmy uważnie w obronie.
Oświęcimianie cierpliwie czekali na swoją szansę.
– Wiedzieliśmy, że wcześniej czy później będziemy mieli swoje pozycje – tłumaczy Klisiak. – Jeśli nie po kontrach, to podczas gry w przewagach. Tak też się stało. Już w pierwszej tercji uwidoczniła się nasza zdecydowana przewaga, ale nie potrafiliśmy jej zdyskontować golami. Co się jednak odwlecze...
W składzie Unii w Sosnowcu zabrakło Wojciecha Stachury i Pawła Skrzypkowskiego. – Po kontuzji Damiana Piotrowicza, w Tychach, mamy braki wśród młodzieżowców, więc musieliśmy takich zawodników wpisać do składu, kosztem innych, żeby być w zgodzie z przepisami – kończy Klisiak.
Problem oświęcimian z młodzieżowcami będzie uciążliwy, bo wiele wskazuje na to, że Piotrowicz zostanie wykluczony z gry już do końca sezonu, a był jedynym młodzieżowcem ogranym w seniorach, więc w protokole wystarczyło jeszcze wpisać tylko jednego młodzieżowca. Teraz musi być dwóch, a ich wartość bojowa jest znikoma.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto