Zobaczcie karne z ostatniego meczu sezonu
Autor: Jerzy Zaborski
Jak to się mogło stać? Dziś odpowiedzi na to pytanie szuka wielu w Oświęcimiu. Owszem, w ćwierćfinale spotkały się drużyny z czwartego (GKS) i piątego miejsca (Re-Plast Unia) po fazie zasadniczej, a więc każdy wynik był możliwy. Tak może powiedzieć ktoś nie do końca znający hokejowe realia. Oświęcimianie, mający w swoich szeregach zawodników z innej „galaktyki”, powinni ograć katowiczan. Wyszło odwrotnie.
Mocne otwarcie uśpiło czujność?
Na otwarcie ćwierćfinałowej rywalizacji oświęcimianie wygrali w Katowicach aż 8:0. Czyżby łatwo odniesione zwycięstwo uśpiło ich czujność i przedwcześnie uwierzyli, że awans do półfinału będzie li tylko formalnością?
Trzeba jednak przyznać, że oświęcimianie porażką 0:5 sami podali rywalom palec do „drugiego życia”. Ktoś powie, że w play-off nie liczy się wynik, tylko zwycięstwa. Zgadza się. Jednak skoro w drugim meczu oświęcimianie stracili trzecią bramkę na pięć minut przed końcem, to po co było dwie minuty później wycofywać bramkarza, skoro w całym meczu wicemistrzowie Polski nie stworzyli ani jednej pozycji bramkowej? Pokerowa zagrywka skończyła się utratą czwartej bramki, a w konsekwencji załamani oświęcimianie dali sobie wbić chwilę później jeszcze piątą bramkę. Tym samym katowiczanie odbudowali się psychicznie. Skoro jednego dnia zostali rozbici, a nazajutrz sami rozbili rywali, to w tej rywalizacji wszystko się może zdarzyć.
Sprawa walkoweru
Po czterech meczach, kiedy rywalizacja ćwierćfinałowa była remisowa 2:2, światło dzienne ujrzało złamanie regulaminu przez katowiczan, w wygranym meczu u siebie 5:0, w którym nie wypełnili limitu obowiązku występu przez młodzieżowców. Sprawa wydawała się być oczywista. Czekano, że przed piątą potyczką PHL zweryfikuje wynik tamtego meczu jako walkower na korzyść Unii i - tym samym - stan rywalizacji zmieni się na jej korzyść na 3:1. Nic takiego się nie stało, bo szefostwo spółki PHL i PZHL obsadzone jest ludźmi ze Śląska, więc wynik z tafli utrzymano w mocy. Piąty mecz oświęcimianie przegrali w Katowicach po dogrywce 2:3, a szósty u siebie po rzutach karnych 1:2 i zakończyli sezon.
Ciągłe wymówki
Trzeba jednak przyznać, że sezon został przegrany znacznie wcześniej. Można odnieść wrażenie, że było to nieustanne wycofywanie się na „z góry upatrzone pozycje”. A to zespół trafiły kontuzje, a to słoweński trener Nik Zupancić przez chorobę i sprawy osobiste przez kilka tygodni nie był z zespołem, więc potem zastąpił go Amerykanin Kevin Constantine, mający za sobą 7-letni staż w najlepszej lidze świata – NHL. Nowy trener potrzebował czasu, co było naturalne. Jednak po ponad dwóch miesiącach pracy, a tyle sam określił potrzebował na pierwsze jej efekty, przyszedł finał Pucharu Polski, 5 lutego 2021. Miał być papierkiem lakmusowym wykonanej pracy. Okazało się, że zespół wciąż gra tak samo, czyli zawodnicy jeżdżą z krążkiem, stwarzając wrażenie dominacji na lodzie, ale gole strzelali rywale.
Po finale pucharowym oświęcimska społeczność była oburzona słowami trener zwycięskiego Jastrzębia Roberta Kalabera, stwierdzającego, że jego drużyna, w połowie oparta na Polakach, pokonała światową zbieraninę. Być może te słowa bardziej trafiłyby do wyobraźni, gdyby oświęcimianie przegrali w wyższych rozmiarach, a nie tylko 2:3, bo wtedy skończyłaby się wersja o braku szczęścia.
Nawet porażki z ligowymi outsiderami, czyli Stoczniowcem w Gdańsku i Zagłębiem w Sosnowcu nie wstrząsnęły zespołem. Ciągle powtarzano, że forma ma przyjść na play-off. Nie przyszła. W najważniejszej części sezonu, podobnie jak w fazie zasadniczej, własna tafla nie była dla Re-Plast Unii atutem.
Szczęściu trzeba pomóc
Oświęcimianie stale powtarzali o braku szczęścia, któremu jednak trzeba umieć pomóc. Granie systemem „bij a leć” okazało się nieskuteczne, a jedynym pomysłem na zdobycie gola były wrzutki obrońców spod niebieskiej i liczenie na to, że ktoś zbije krążek przed bramkarzem do siatki. Po każdym meczu zawodnicy podkreślali, że zbyt dużo kombinują na lodzie, a w kolejnym meczu robili to samo. Może Teddy Da Costa często strzelał. Poza nim jasnymi postaciami play-off byli Danił Oriechin, Siemion Garszyn, a do nich można dołączyć Łukasza Krzemienia.
W przewagach, którymi w play-off wygrywa się mecze, oświęcimianie prezentowali się tragicznie. W rzutach karnych także wypadli słabo, to jak w takim razie strzelać gole? Rywale stosowali proste środki i lepiej na tym wyszli. Na dobrą sprawę pokonali oświęcimian tercetem: Grzegorz Pasiut, Bartosz Fraszko i Andriej Stiepanow. Aż dziw bierze, że trener ze światowej ligi tego nie dostrzegł i nie starał się temu przeciwdziałać. Oświęcimianie stale mieli za sobą jakąś furtkę, ale kiedy przyszedł mecz o wszystko, także przegrali. Właśnie zawodnicy z topowych lig mieli być przechylającymi szalę na stronę oświęcimian.
Działacze przygotowali kibiców na powiew NHL, czyli gry na wysokim poziomie. Złośliwi tłumaczą ten skrót już nieco inaczej, bo „Nasz Hokejowy Lament”. Wszak za Re-Plast Unią pozostały tylko: Podhale Nowy Targ i takie „tuzy” jak: Ciarko STS Sanok, Zagłębie Sosnowiec, Stoczniowiec Gdańsk.
Po ćwierćfinałach oświęcimianie kończyli sezon mając zespół oparty na wychowankach oraz tanich Czechach i Słowakach, w czasach, kiedy drużyna była finansowana głównie z kasy miasta. Kończąc, jeszcze nigdy w historii Unii grupa zawodników za „tak wiele” nie zrobiła dla klubu tak niewiele...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?