Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miłosna historia Artura GrottgeraZ Anną Król, kuratorką otwieranej dziś w Turley Gallery wystawy, rozmawia Magda Huzarska-Szumiec

MAGDA HUZARSKA-SZUMIEC
Z Anną Król, kuratorką otwieranej dziś w Turley Gallery wystawy, rozmawia Magda Huzarska-Szumiec Myślę - powstanie styczniowe i od razu widzę przed oczami obrazy Artura Grottgera.

Z Anną Król, kuratorką otwieranej dziś w Turley Gallery wystawy, rozmawia Magda Huzarska-Szumiec

Myślę - powstanie styczniowe i od razu widzę przed oczami obrazy Artura Grottgera. Czy można dziś o nim powiedzieć, że był dla swojego pokolenia malarzem kultowym?
Bez wątpienia. Zawładnął masową wyobraźnią wielu pokoleń Polaków. Może brało się to stąd, że jako pierwszy stworzył ikonografię aktualnych wydarzeń politycznych, poczynając od wypadków warszawskich po powstanie styczniowe.
Ale dotyczyło to nie tylko współczesnych mu ludzi. Kiedy wybuchł stan wojenny, myślano także w kategoriach obrazów Grottgera. Rozmawiałam z ludźmi, którzy stawali w obronie kopalni Wujek i oni twierdzą, że cały czas funkcjonowali w tej ikonosferze. W podobny jak Grottger sposób artyści komentowali rzeczywistość, przez co tak jak on oddziaływali na społeczeństwo. Bowiem malarz po prostu był prekursorem sztuki reagującej.

Jej funkcję przejęły dziś media. Aktualne wydarzenia widzimy na ekranach telewizorów, na fotografiach umieszczanych w gazetach. Ale zdaje się, że Grottger do tego zmierzał, zgadzając się na rozpowszechnianie reprodukcji fotograficznych swoich obrazów.
Bo był on również prekursorem multiplikacji fotograficznej. Odbitki jego cykli, oprawione w bogate ramy, zdobiły ściany wielu domów i dworów Galicji. W Kongresówce można je było znaleźć w prywatnych sypialniach i gabinetach lub ukryte w okładkach albumu, ponieważ tam były zakazane przez cenzurę. Stanowiły rodzaj bibuły, czego Grottger był świadom i już na przykład cykl Polonia tworzył z myślą o jego reprodukcji. Za posiadanie takich albumów groziły poważne represje ze strony zaborcy, a nawet więzienie. Na wystawie pokazujemy te pierwsze reprodukcje fotograficzne cykli, wykonane w Wiedniu na początku lat 60. XIX w.

Martyrologiczne cykle Grottgera są dość znane. Czy na ekspozycji zaprezentowana zostanie mniej znana część twórczości artysty?
Tak, choćby obrazy z prywatnych kolekcji. Niektóre z nich nie były publicznie nigdy pokazywane lub wystawiano je bardzo rzadko. Wśród nich jest Książka, czyli Duży Album. Był to szkicownik w formie książki o wymiarach 40 x 30 cm, liczący około 100 stron, oprawny w czarną skórę ze stalowymi okuciami. Artysta rysował go z potrzeby serca, by podarować go swojej największej miłości.

Kim ona była?
Nazywała się Wanda Monne, miała 16 lat i pochodziła z dobrej rodziny polsko-francuskiej zamieszkałej we Lwowie. I właśnie na dworcu lwowskim w grudniu 1865 roku Grottger po raz pierwszy ją zobaczył. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. To była bardzo romantyczna historia. Spotkali się kilka razy, nawet spędzili z sobą w 1866 roku wakacje, oczywiście w otoczeniu wujków, ciotek i innych przyzwoitek. Następnie jesienią Artur wyjechał do Paryża, skąd pisał do niej piękne listy, zwierzając się w nich ze swoich artystycznych rozterek, fascynacji, opisując dzieła sztuki, które oglądał. To bezcenna lektura, nie tylko dla historyków sztuki. Wszystko skończyło się jednak nieszczęśliwie, bo malarz zmarł w 1867 roku, nie zobaczywszy więcej Wandy. Ona później wyszła za mąż za jego przyjaciela, także malarza Karola Młodnickiego. Ich spadkobiercy udostępnili nam Duży Album.

Co przedstawiają zawarte w nim szkice?
Znalazło się w nim kilkadziesiąt rysunków, które szkicował dzień po dniu, tak jak pisze się pamiętnik. Są tam galerie postaci, które spotykał, a wśród nich poeta Wincenty Pol. Oprócz tego są ilustracje do czytanej przez niego poezji Słowackiego, Lenartowicza, Ujejskiego. Szkicował też krajobrazy, np. "Staw w Śnietyce" - miejscu, gdzie spotykał się z ukochaną. Nie brakuje w nim też aktualnych wydarzeń. Wtedy dużo mówiło się o klęsce głodu na Huculszczyźnie. Dlatego narysował w nim głodnego Hucuła. Wszystkie te rysunki szkicowane były kredką na papierze.

Niby Grottger żyje wciąż w naszej świadomości, ale jego prace bardzo rzadko są pokazywane. Ostatnia poświęcona mu wystawa miała miejsce 20 lat temu.
Przygotowało ją wtedy Muzeum Narodowe w Krakowie i we Wrocławiu. Czas więc było przypomnieć dorobek tego wybitnego malarza, tym bardziej że obchodzimy właśnie 170. rocznicę jego urodzin i 140. rocznicę śmierci. Jednak nie to było głównym powodem
jej przygotowania.
Proszę sobie wyobrazić, że całkiem niedawno opowiadałam o Grottgerze studentom, z którymi prowadzę zajęcia. Mówiłam o jego mitologii, o jego wpływie na Polaków w latach 80. XX wieku. Ale nagle, z głupia frant, zapytałam, kiedy wybuchło powstanie styczniowe, a kiedy stan wojenny. I - co nie do uwierzenia - żaden ze studentów nie podał prawidłowej daty. Dlatego doszłam do wniosku, że trzeba tę wystawę zrobić. Chciałabym, żeby młodzież odkryła dla siebie autora "Polonii".

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto