Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odważne decyzje personalne trenera Soły dały jej zwycięstwo i mistrzostwo jesieni w IV lidze

Jerzy Zaborski
fot. jerzy zaborski
Soła Oświęcim wygraną nad Halniakiem Maków Podhalański (1:0) zapewniła sobie mistrzostwo jesieni w grupie zachodniej IV ligi piłkarskiej, ale dla jej zawodników nie oznacza zakończenia pracy. Przeciwnie. Czekają ich sparingi z GKS Tychy (I liga) i Beskidem Andrychów (III liga).

Soła Oświęcim w ostatnim meczu jesieni grupy zachodniej IV ligi pokonała na własnym boisku Halniaka Maków Podhalański 1:0, a że liderujące Karpaty straciły dwa punkty, remisując bezbramkowo z innym przedstawicielem ziemi oświęcimskiej, Niwą Nowa Wieś, wróciła na szczyt, z którego spadła po przegranej u siebie z Balinem (0:1).

Oświęcimianie nie chcieli powielić błędu z porażki z balinianami, więc ich trener zapowiedział walkę z wielką determinacją. Życie zweryfikowało jednak te plany. Z wściekłością oświęcimian bywało różnie. – To dlatego, że goście nie schowali się za podwójną gardą. Mecz był otwarty – uważa Sebastian Stemplewski, trener Soły.

Na ostatni akcent jesieni trener zaskoczył kibiców ustawieniem zespołu. Na ławce rezerwowych usiadł Jakub Snadny, bo zatracił skuteczność. Nie było też Adama Janeczki. – Nie zamierzam się tłumaczyć przed kibicami z personalnych rozwiązań, bo mam świadomość, że każdy ma swoją koncepcję. Postawiłem na zawodników będących aktualnie w najlepszej dyspozycji i chyba dobrze wybrałem, skoro wygraliśmy – twierdzi trener Soły. – To nic, że w doliczonym czasie. Kilka razy jesienią fortuna się od nas odwróciła, ale tym razem była z nami. Inna sprawa, że determinacją potrafiliśmy sobie „zorganizować” szczęście, a że wyprzedzające nas Karpaty Siepraw straciły dwa punkty z Niwą, jesteśmy mistrzami jesieni. Teraz wszyscy doceniają Niwę, ale jak na początku rundy przegraliśmy z nią u siebie, to podniosły się głosy lamentu, że przegraliśmy z ekipą z dołu tabeli. Futbol uczy pokory.

Nowością było ustawienie Pawła Cygnara w ataku, a jest on nominalnym rozgrywającym. – Zagrał w szpicy po raz pierwszy, ale dusza rozgrywającego w nim pozostała. Przecież po jego podaniu, wydawałoby się piłki zmierzającej nieuchronnie poza boisko, strzeliliśmy gola. Znowu ci, którzy twierdzili, że Cygnar grał słabo, musieli zweryfikować poglądy. Zawodnik z takim doświadczeniem przeprowadzi jedną akcję na wagę pełnej puli – podkreśla Stemplewski.

Cygnar z Jasińskim zrobili swoją robotę, przytrzymując często piłkę w przodzie. – Gdyby jeszcze pomocnicy szybciej podchodzili do przodu, byłoby super – analizuje Stemplewski.– Makowianie w pewnym momencie grali trójką w środku, więc sam nie mogłem się zapuścić do przodu, bo w razie kontry Artur Czarnik mógłby sobie nie poradzić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto