18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oświęcim: Aksam Unia kontra GKS Tychy, czyli walka i czekanie na błąd zamiast widowiska

Jerzy Zaborski
Tym razem Marcin Kolusz, napastnik GKS Tychy, nie trafił do bramki Aksamu Unia Oświęcim w szlagierze hokejowej ekstraklasy, w którym gospodarze przegrali 2:4
Tym razem Marcin Kolusz, napastnik GKS Tychy, nie trafił do bramki Aksamu Unia Oświęcim w szlagierze hokejowej ekstraklasy, w którym gospodarze przegrali 2:4 Fot. Jerzy Zaborski
Zawiedli się ci, którzy zjawili się w oświęcimskiej hali, by obejrzeć szlagier hokejowej ekstraklasy i - to nie tylko dlatego - że Aksam Unia przegrała z GKS Tychy, bo polec z ręki lidera to żaden wstyd. Kibice byli jednak świadkami bardziej walki i zimnej kalkulacji niż wielkiego hokejowego święta, a widownia była wypełniona po brzegi

Pojedynek był namiastką tego, co będzie można oglądać w play-off. Nie było piękna gry, ale zimna kalkulacja i czekanie na błąd rywala. Po ostatnich wzmocnieniach rywale podchodzą do Unii z szacunkiem, nie stawiając ba szaleńczy atak. Z jednej strony to nobilitacja, ale też i wyzwanie. Teraz to Aksam musi myśleć, jak się dobrać do przeciwnikowi do skóry. Zatem nie można liczyć na zbyt wiele goli. Przegra ten, kto popełni mniej błędów.

Tymczasem w przypadku oświęcimian można mówić o pladze błędów, w dodatku prostych, co doświadczeni rywale potrafili wykorzystać. - _Takie obrazki nie mogą mieć miejsca, jeśli chcemy się uważać za klasową drużyn_ę – wściekał się trener Aksamu Peter Mikula.

Pierwsi błąd popełnili oświęcimianie. Mogli wrócić do gry. Jednak w 24 min Peter Tabaczek wyłamał zamek, gdy Unia grała w osłabieniu, ale po minięciu bramkarza nie oddał strzału. Tymczasem jedna z głównych zasad play-off brzmi: okazji bramkowych nie musi być wiele, ale trzeba umieć je wykorzystać.

Obcokrajowcy, czyli zaciąg napastników, „pod kreską”

W meczu na styku, jak ten z Tychami, grę zespołu muszą pociągnąć obcokrajowcy. Jeśli tego nie zrobią, Unia nie ma czego szukać w play-off. Trener Peter Mikula mówi coś o słabej grze napastników bez krążka. Może i tak być, ale przeciętnego kibica to nie interesuje, jeśli widzi, jak w 45 min Peter Barinka z bliska pudłuje, mając przed sobą pustą bramkę, nie potrafiąc zakończyć akcji Romana Tvardonia. Po chwili oświęcimianie stracili bramkę na 0:2. - Myśleliśmy wtedy, że Unia się już nie podniesie _– analizował Krzysztof Majkowski, II trener tyszan. - _Stało się inaczej. Kontaktowy gol, może trochę nieszczęśliwy, bo Stefan Żigardy nie do końca widział krążek, dodał miejscowym animuszu.

Jedak nie był to szaleńczy zryw, potrafiący odwrócić bieg wydarzeń, a czegoś takiego oczekiwali kibice.

Tragiczna postawa Unii w przewagach

Oświęcimianie mieli idealną okazję na doprowadzenie do remisu, bo w 54 min karę zarobił Jarosław Rzeszutko. Gospodarze nie tylko nie założyli zamka, ale i niezbyt wiele strzelali na bramkę, bodaj raz. Po powrocie ukaranego gracza tyszanie odzyskali dwubramkową zaliczkę.

Był jeszcze drugi kontakt miejscowych, ale tyszanie na tyle kontrolowali grę, że nawet wycofanie z bramki Michała Fikrta, na 50 s przed ostatnią syreną, nie pozwoliło zamknąć tyszan w ich własnej tercji obronnej. Była jeszcze kara Adama Bagińskiego, na 5 s przed końcem spotkania. W hokeju to szmat czasu, a oświęcimianie przystąpili do walki ciągle bramkarza, teraz już w podwójnej przewadze. Przegrali jednak wznowienie i Paweł Mojżisz strzałem do pustej bramki ustalił wynik meczu.

- Chcieliśmy się zrewanżować Unii za porażkę we własnej hali, kosztującą nas przerwanie zwycięskiej serii 12 spotkań – przypomniał Krzysztof Majkowski. - Wiedzieliśmy, że gospodarze mocno się na nas szykują, a trybuny lodowiska będą pełne. Dobrze grać przy takiej widowni. Widząc dzisiaj prawie komplet kibiców, przypomniał mi się mecz finałowy z 2005 roku, kiedy także wygraliśmy w Oświęcimiu, a sam występowałem wówczas na lodzie.
_
- Mamy swoje sytuacje, nie strzelamy goli, a rywalom znów weszło wszystko _– ocenił Marcin Jaros, kapitan Aksamu.

Każdy ma prawo oceniać potyczkę Unii z Tychami na swój sposób. Powinna jednak zgromadzonym wokół hokeja uświadomić, że przed oświęcimianami jeszcze ogrom pracy, jeśli oczywiście chcą zaistnieć w play-off, a – żeby tak się stało – zwycięstwa muszą nabrać regularności.

Aksam Unia Oświęcim – GKS Tychy 2:4 (0:1, 0:0, 2:3)
0:1 Baranyk - Parzyszek 15.41, 0:2 Malasiński 45.50, 1:2 Jaros – Tabaczek – Wojtarowicz 49.54, 1:3 Łopuski – Malasiński - Kolusz 56.01, 2:3 Połącarz – Barinka – Tvardoń 57.56, 2:4 Mojżisz 59.59.
Sędziował: Przemysław Kępa (Nowy Targ). Kary: 6 – 14 minut. Widzów: 2800.

Aksam: Fikrt – Ciura, Piekarski, Wojtarowicz, Tabaczek, Jaros – Połącarz, Jakesz, Barinka, Lipina, Tvardoń – Gabryś, Gabrisz, Dornic, Bepierszcz, Kalinowski – Urbańczyk, Adamus, Różański, Modrzejewski.
GKS: Żigardy – Durak, Kotlorz, Vitek, Woźnica, Bagiński – Wanacki, Mojżisz, Łopuski, Kolusz, Malasiński – Sokół, Havlik, Witecki, Parzyszek, Baranyk – Sulka, Galant, Rzeszutko, Steber.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto