Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oświęcim: Hokejowe „zaduszki” Unii, czyli pamięci Artura Malickiego i Adama Urbańczyka

Jerzy Zaborski
Śp. Adam Urbańczyk (pierwszy z prawej) podczas nocnej fety po zwycięskim barażu z Krynicą z okazji powrotu do hokejowej ekstraklasy, pod oświęcimską halą.
Śp. Adam Urbańczyk (pierwszy z prawej) podczas nocnej fety po zwycięskim barażu z Krynicą z okazji powrotu do hokejowej ekstraklasy, pod oświęcimską halą. Fot. Jerzy Zaborski
Nadchodzący weekend to nie tylko czas walki o ligowe punkty, ale przede wszystkim zadumy i wspomnienia Tych, którzy już od nas odeszli.

Spacerując dzisiaj po cmentarzu komunalnym nie można było przejść obojętnie obok dwóch mogił. Pamięć o Arturze Malickim, którego śmierć wyrwała z szeregów w wieku zaledwie 29 lat, wciąż jest żywa. Z pewnością nie dlatego, że rocznica przypada w trakcie sezonu hokejowego. Widząc już w seniorskiej grze jego latorośl, Patryka, wciąż mam przed oczami ostatnią tercję meczu finałowego z Krynicą, z 1999 roku, kiedy komentujący ostatnie spotkanie Wiesław Jobczyk zachwycał się rozegraniem indywidualnego pojedynku Artura z krynickim bramkarzem: - „Malycky! Proszę zobaczyć, w szkolny sposób objechał Jaworskiego”.
Tab było. Mój Boże, czas tak szybko leci i już młody „Malycky” ma ochotę na seniorskie bramki. Pewnie zdobędzie ich wiele. Czy - podobnie jak ojciec – na zawsze pozostanie wierny Unii? Trudno dzisiaj jednoznacznie powiedzieć. Czasy są takie, że hokejowe potęgi są poza Oświęcimiem. Wierzę, że historia zatoczy jednak koło, i – może kiedyś – kolejne pokolenie rodziny Malickich poprowadzi mistrzowską stonogę? Ten przywiej zawsze należał do Malickiego....
Dłużej zatrzymałem się jednak nad grobem śp. Adama Urbańczyka. Wydaje mi się, że ta postać powoli staje się zapomniana. Z czym się nie mogę zgodzić. To przecież „Gruby” porwał się - wydawałoby się dla wielu – z tzw. motyką na słońce, by ratować oświęcimski hokej, kiedy pobliski moloch chemiczny z dnia na dzień pozbył się hokeja, choć ten przez wiele lat przysparzał mu chwały.
Owszem, „Gruby” bywał szorstki w kontaktach międzyludzkich. Miał jednak tę zaletę, że kiedy ochłonął i zrozumiał swój błąd, zawsze pierwszy wyciągał rękę do zgody i potrafił powiedzieć „przepraszam”. Sam tego doświadczyłem. Byłem też świadkiem, jak z własnej kieszeni potrafił dopłacić tym, którym zabrakło na wypłaty. Takie były czasy. Ręczył za kibiców, kiedy narozrabiali, bo – choć był już działaczem – mocno siedziała w nim kibicowska dusza.
Kiedy przyszedł spadek, do końca, wszelkimi sposobami, walczył o utrzymanie Unii na krajowych salonach. Nie udało się, ale wtedy namówił sponsora do pozostania przy hokeju na czas pierwszoligowych zmagań. Potrafił okupować gabinety decydentów w samorządzie lokalnym, byle wydrzeć jakiś grosz na Unię.
To dlatego tak bardzo zabrakło mi, po pierwszym brązowym medalu, zdobytym przez Unię zaledwie kilka miesięcy po śmierci „Grubego”, jakiejś dedykacji dla byłego prezesa. Powiedziałem o tym wprost oświęcimskiemu konferansjerowi.
Bez wątpienia sukcesem „Grubego” jest to, że każdy kibic, od morza do Tatr, wie, że to on uratował oświęcimski hokej z głębokiej zapaści. To był człowiek na trudne czasy. Dzisiaj kibice mówią Tobie Adam - „dziękujemy”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto