Po raz ostatni w Krakowie oświęcimianie wygrali 29 stycznia 2012 roku. Od tamtej pory pod Wawelem doznali sześciu kolejnych porażek. „Siódemka” okazała się zatem dla nich szczęśliwa. - Skoro wokół naszej wyjazdowej wygranej w Krakowie mówi się o różnej magii cyfr, musi to dla nas znaczyć coś dobrego _– uważa Marcin Jaros, kapitan Aksamu. - _Jak mówiłem, że jedziemy do Krakowa po zwycięstwo, choć „Pasy” są świeżo upieczonym zdobywcą Pucharu Polski, wielu patrzyło na mnie z niedowierzaniem. Przecież każda, nawet najbardziej zła seria, musi się kiedyś skończyć. Nie tak dawno mówiliśmy o tyskim kompleksie, a przed grudniową przerwą udało nam się z niego wyleczyć, wygrywając w hali GKS. Dlaczego sytuacja nie miałaby się powtórzyć w przypadku Cracovii? No i stało się...
Apetyt rośnie w miarę jedzenia
Oświęcimianie byli przede wszystkim skuteczni. - Wypada się cieszyć z utrzymania skuteczności na niezłym poziomie _– uważa Marcin Jaros. - Jeszcze kilkanaście tygodni temu marzyliśmy o przekroczeniu granicy czterech bramek na mecz. Teraz zdobywamy ich po pięć. O ile w przypadku wcześniejszych derbów Małopolski, we własnej hali z Podhalem, taka skuteczność mogła pozostawić niedosyt, tak po wizycie w Krakowie nie mamy prawa do wielkich narzekań. Strzelić tyle goli „Radzikowi”, który jest przecież jednym z czołowych bramkarzy naszej ligi, musi nas pozytywnie nakręcić na kolejne spotkania. Apetyt jednak rośnie w miarę jedzenia._
Dojrzałość i konsekwencja
Obecna Unia to zupełnie inny zespół niż u progu rozrywek. Jest bardziej dojrzała, potrafiąc konsekwentnie wypełnić założenia trenera. - Wiem, że krakowianie liczyli na powtórkę scenariusza z pierwszego meczu z Oświęcimia, gdzie - prowadząc po dwóch tercjach – w ostatniej daliśmy się złamać w ciągu kilkudziesięciu sekund i ostatecznie przegraliśmy 3:4. Może i przez chwilę w Krakowie „pachniało” powtórką tamtego scenariusza, ale daliśmy się złamać. Biorę na swoje barki odpowiedzialność za utratę dwóch goli w ostatniej odsłonie – przyznaje Marcin Jaros. - Zarówno Aron Chmielewski, jak i Peter Dworzak, byli „moimi” zawodnikami. – cieszy się Marcin Jaros.
Wykorzystanie błędów jest sztuką
Z obozu przeciwników dochodziły głosy, że Unia była skuteczniejsza, potrafiąc wykorzystać proste błędy przeciwników. - Przepraszam, a czy właśnie nie o to chodzi w grach zespołowych – pyta Marcin Jaros. - Gdy w pierwszej fazie sezonu, w podobnym tonie tłumaczyliśmy się z ładnych dla oka porażek, jakoś nikt się tym specjalnie nie przejmował. Zwycięzców przecież się nie sądzi...
91,2 procent skuteczności „Fikiego”
Kluczowe dla losów spotkania było przetrzymanie przez oświęcimian naporu krakowian w pierwszych minutach. Wtedy oddali na bramkę Unii 10 strzałów, a przed pierwszą pauzą aż 22 przy dziewięciu zaledwie oświęcimian. W całym meczu miejscowi oddali 46 celnych strzałów. Ostoją dla zespołu był bramkarz Michał Fikrt, którego skuteczność wyniosła 91,2 procent.
Widać, że coraz większego rozpędu z oświęcimskiej Unii nabiera słowacki atak, który w Krakowie jako jedyny nie stracił bramki. W klasyfikacji „+/-” wyszli na +1.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?