Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oświęcimianin Józef Dudek w Jadowniczance Jadowniki zagrał w Pucharze Polski przeciwko Włodzimierzowi Smolarkowi

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Józef Dudek (z piłka) w barwach Jadowniczanki Jadowniki w meczu przeciwko Widzewowi Łódź. Przed nim Dariusz Dziekanowski (nr 10)
Józef Dudek (z piłka) w barwach Jadowniczanki Jadowniki w meczu przeciwko Widzewowi Łódź. Przed nim Dariusz Dziekanowski (nr 10) Fot. Archiwum Józefa Dudka
Chyba niemal każdy w Polsce pamięta mecz 1/16 finału Pucharu Polski Jadowniczanki Jadowniki z Widzewem Łódź, rozegranym 5 września 1984 roku, a przegranym przez gospodarzy 1:7. Co ma wspólnego z Oświęcimiem mecz ekipy spod Brzeska z ówczesnym wicemistrzem Polski? Otóż wystąpił w nim oświęcimianin, Józef Dudek. Przyszło mu kryć Włodzimierza Smolarka, jedną z legend polskiego futbolu.

To było wydarzenie na skalę krajową. Zespół ze wsi liczącej kilka tysięcy mieszkańców w powiecie brzeskim, występujący w lidze międzyokręgowej (szczebel pośredni pomiędzy okręgówką i trzecią ligę, czyli obecna czwarta liga – przyp. red.) w rozgrywkach szczebla centralnego Pucharu Polski mierzył się z ówczesnym wicemistrzem Polski. Zanim jednak do niego doszło, Jadowniczanka na szczeblu centralnym pucharowych zmagań pokonała: Igloopol Dębicę, Unię Tarnów, Górnika Knurów, występującego wtedy na zapleczu ekstraklasy (wtedy była to II liga – przyp. red), czy Błękitnych Kielce po rzutach karnych 5:4, bo w regulaminowym czasie był remis 1:1.

Nic dziwnego, że na mecz Jadowniczanki przeciwko Widzewowi przyszło prawie 13 tysięcy widzów. Ludzie zajmowali każdy skrawek wolnego terenu, siedzieli gdzie się tylko dało, także na drzewach

– wspomina Józef Dudek. - To były jednak inne czasy. Futbol był dla ludzi oderwaniem się od codzienności. W tamtych czasach Jadowiniczanka miała prężnego sponsora, którym była firma budowlana. Proszę sobie wyobrazić, że wtedy, na każdym naszym meczu ligowym, było prawie trzy tysiące kibiców. Nieopodal Jadownik, bo na meczach Okocimskiego Brzesko, zasiadało może 50 widzów. Oba kluby miały między sobą chłodne stosunki, jak w Oświęcimiu Unia z Sołą. Z kolei w Tarnowie, na mecze trzecioligowej wtedy Unii, przychodziło najwyżej 500 widzów.

W walce ze Smolarkiem wszystkie chwyty były dozwolone

W Jadowniczance liczono, że Widzew Łódź przyjedzie do małej wsi pod Brzeskiem w rezerwowym składzie. Tymczasem okazało się, że na murawie zameldowały się same sławy krajowego futbolu, w tym reprezentanci Polski, m.in.: Włodzimierz Smolarek, Dariusz Dziekanowski, Roman Wójcicki, Jerzy Wijas, Wiesław Wraga, czy Marek Dziuba. - Przyznaję, że po lekturze składu ugięły się pode mną nogi, ale po wyjściu na murawę trema ustąpiła – przyznaje Józef Dudek.

Jako prawy obrońca, dostał od trenera odpowiedzialne zadanie. Miał kryć legendarnego Włodzimierza Smolarka. Starał się swoje obowiązki wypełniać jak tylko potrafił najlepiej. Przyznaje, że często musiał się uciekać do fauli. W walce o powstrzymanie reprezentanta Polski często musiał łapać go za koszulkę, co zwykle irytuje faulowanego.

Po przekroczeniu przepisów zawsze podchodziłem z przeprosinami do Włodzimierza Smolarka

- wspomina Józef Dudek. - To był - bo zmarł przecież w 2012 roku - wielki piłkarz i zarazem niezwykle skromny człowiek. Ani razu nie dał mi odczuć, że jestem na boisku kimś gorszym. Za każdym razem powtarzał mi, żebym się nie przejmował, bo takie jest moje zadanie. Wielu innych graczy Widzewa odnosiło się do nas na boisku wulgarnie, dając do zrozumienia, że jesteśmy dla nich „wieśniakami”. Po słynnym meczu w Jadownikach nie miałem już kontaktu z Włodzimierzem Smolarkiem. I tak ten mecz do dzisiaj często wspominam. To była przygoda życia, jakiej życzyłbym każdemu młodemu chłopcu, bo grając ten mecz miałam zaledwie 23 lata.

W Unii Oświęcim blisko juniorskiego medalu mistrzostw Polski

A jak zawodnik z Oświęcimia trafił do Jadownik? Już jako 15-latek zadebiutował w seniorskiej drużynie, w barwach Brzeziny Osiek. Jego talent szybko dostrzeżono w Unii Oświęcim, w której zapisał piękną kartę w drużynie juniorów starszych, docierając z nią do piątego miejsca w mistrzostwach Polski. W juniorskiej drużynie Unii występował u boku Mieczysława Szewczyka, który później zasłynął na ekstraklasowych boiskach w barwach Ruchu Chorzów.

Juniorzy oświęcimskiej Unii, po wygraniu rozgrywek w okręgu bielskim, w walce o przepustkę na szczebel centralny, musieli zmierzyć się z mistrzem Śląska, ROW Rybnik. Pierwsze spotkanie dwumeczu, na własnym boisku, zakończyło się wygraną oświęcimian 2:0, przy pełnym stadionie. Potem była wyjazdowa porażka 0:1. Ostatecznie to oświęcimianie awansowali do najlepszej ósemki w kraju.

- W swojej grupie finałowej, której mecze odbywały się z Poznaniu, pokonaliśmy Mazovię Ciechanów, przegraliśmy z Wartą Poznań i zremisowaliśmy z Siarką Tarnobrzeg – wspomina Józef Dudek. - Gdybyśmy wygrali ostatnie mecz, przyszłoby nam walczyć o medale. Jednak nasz występ był sukcesem, skoro w końcowym rozrachunku zostaliśmy sklasyfikowani na równi z Wisłą Kraków.

Z seniorami Unii wałczył o trzecią ligę. Oświęcimianie mieli pecha, bo zwycięstwo w klasie okręgowej przypadło na rok reformy rozgrywek trzeciej ligi, bo w miejsce ośmiu grup tworzono cztery. Mistrzowie okręgówek musieli grać baraże. Pierwszy szczebel barażu udało się przebrnąć, pokonując Jędrzejów 5:0, ale w decydującym o awansie meczu skończyło się porażką oświęcimian z Wisłą Puławy 0:5.

W Wawelu Kraków traktowano go jak „wieśniaka”

Potem musiał odbyć zasadniczą służbę wojskową. Trafił do Bochni. Stamtąd do desantu, do Krakowa. Wtedy znany oświęcimski trener Tadeusz Morgoł pomógł mu dostać się do trzecioligowego Wawelu Kraków. To była szansa wybicia się do wyższych szczebli piłkarskich. Poza tym, gra w klubie piłkarskim dawała przywilej lżejszego odbycia służby wojskowej.

- W czasach PRL-u wojskowe kluby zbierały piłkarzy z każdych stron kraju, więc w Wawelu występowali zawodnicy z Sandecji Nowy Sącz, Resovii, czy Hutnika Kraków. Na każdym kroku dawano mi odczuć, że jestem z prowincji, więc nie miałem szansy na występy w podstawowym składzie. Chciałem grać, więc musiałem znaleźć sobie inny klub – dodaje Dudek.

Stracona szansa na wielki futbol

Do końca służby wojskowej trafił do Sokoła Maszkienice, występującego w tarnowskiej klasie A. Tam grał w ataku, choć był nominalnym obrońcą. Strzelał dużo goli, więc zainteresowała się nim Jadowniczanka, w której spędził kolejne dwa lata po wojsku. Jednak tam miał swoją szansę zagrania na wyższym szczeblu. Właśnie występując w Jadowniczance, Józef Dudek dostał zaproszenie na testy do drugoligowego wówczas Górnika Knurów. W obecnej hierarchii było to zaplecze ekstraklasy. To było jeszcze przed meczem przeciwko Widzewowi. Razem z nim pojechał inny gracz Jadowniczanki, Janusz Bodzioch.

- Przez kontuzję kolana nie zagrałem w meczu kontrolnym knurowian przeciwko Algierczykom, a na grę na blokadzie się nie zgodziłem. Takie ryzykowne granie groziłoby nawet kalectwem - kończy Józef Dudek. - Za to udało się Januszowi Bodziochowi, który zagrał potem ponad sto meczów w ekstraklasie.

Poznaj zdobywców hat tricków w oświęcimskiej okręgówce

Sportowy24.pl w Małopolsce

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Oświęcimianin Józef Dudek w Jadowniczance Jadowniki zagrał w Pucharze Polski przeciwko Włodzimierzowi Smolarkowi - Gazeta Krakowska

Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto