MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Przestrzeń pamięci

Rozmawiała Magda Huzarska-Szumiec
Rozmawiamy z twórcą wyjątkowej imprezy, Januszem Makuchem GK - Gdy 17 lat temu szedł Pan przez Kazimierz w jarmułce na głowie, jakie były reakcje ludzi? - Nie chodziłem wtedy tak ubrany.

Rozmawiamy z twórcą wyjątkowej imprezy, Januszem Makuchem

GK - Gdy 17 lat temu szedł Pan przez Kazimierz w jarmułce na głowie, jakie były reakcje ludzi? - Nie chodziłem wtedy tak ubrany. Jeżeli wtedy zobaczyłaby mnie pani w jarłmuce, to tylko w synagodze. Ale w Krakowie zawsze było widać ortodoksyjnych Żydów, którzy wzbudzali szczególnego rodzaju zainteresowanie. Oczywiście wtedy było ono dużo większe niż dzisiaj.

GK - Kazimierz straszył wtedy ciemnymi bramami, w których stali menele. Jak reagowali na pierwsze festiwalowe imprezy?
- Menele, o dziwo, bardzo szybko zaakceptowali festiwal. Pamiętam szczególnie jednego z nich, ponieważ chodził w kraciastych spodniach i codziennie brał ode mnie jakieś pieniądze na piwo. Interesujące było to, że mężczyzna ten stawał pod sceną podczas koncertu na Szerokiej i mówił mi, że będzie tu pilnował porządku. Niestety, zapił się później na śmierć.

GK - Nie wierzę, że zawsze spotykał się Pan z przychylnością ludzi.
- Owszem, zostałem raz napadnięty na Kazimierzu, kiedy szedłem do synagogi, ale nie miałem wtedy na głowie jarmułki. Napisy antysemickie pojawiły się dopiero w 1992 roku. To było wtedy, kiedy Czesław Miłosz był honorowym gościem festiwalu. Pamiętam, że wszedł na scenę kina Kijów, przed światową prapremierą filmu "Korczak" Andrzeja Wajdy, i powiedział, że widział antysemickie napisy na murach. To był chyba jedyny przejaw antysemityzmu, poza 1990 rokiem, kiedy postawiliśmy na Rynku i na Alejach potężne gwiazdy Dawida i ktoś na jednej z nich napisał "Żydzi won". Na billboardach zaś widniał napis "Dni Żydowskiego Kazimierza". Ktoś wtedy zamalował słowo "Żydowskiego". Właściwie może to nie był przejaw antysemityzmu? To było inteligentne, bo sugerowało, że Kazimierz nie jest tylko żydowski. Ale nam chodziło wyłącznie o żydowską część dzielnicy. Tak więc - jak widać - nie było tego dużo, a Kraków okazał się wręcz wymarzonym miejscem na tego typu festiwal.

GK - A jak zmieniła się mentalność krakowian pod wpływem festiwalu?
- Mam nadzieję, że się zmieniła. To wszystko, co robimy od jakiegoś czasu, czyli odkąd nabrałem świadomości, czym powinien być ten festiwal, zmierza do tego, by zmienić ludzką świadomość. Dzieje się to dzięki podtrzymywaniu procesu edukacyjnego. Chcemy, żeby ten proces miał długofalowy wpływ na przemianę mentalną ludzi.

GK - A czy ta zmiana mentalności nie wiąże się przypadkiem z modą na żydowskość?
- Jeśli to jest moda, to jest to dobra moda. Istnieje od wielu lat. Miała swoje początki w latach 80. Zaczęło się w Warszawie od pewnego procesu intelektualnych poszukiwań. Tamtejsi ewangelicy zorganizowali coś w rodzaju Tygodnia Kultury Żydowskiej. To właśnie na nim poznałem Staszka Krajewskiego i Kostka Geberta, którzy potem stanowili filar edukacyjnej części naszego festiwalu. Działał wtedy bardzo aktywnie "Tygodnik Powszechny", Klub Inteligencji Katolickiej. Związani z nimi ludzie podejmowali temat dialogu polsko-żydowskiego. Jak widać, to właśnie od katolików i chrześcijan wyszła idea spopularyzowania kultury żydowskiej, szczególnie w jej aspekcie religijnym. Jakiś czas potem ukazał się na naszym rynku album "Czas kamieni" Moniki Krajewskiej. To była pierwsza pionierska praca, która dotyczyła macew i symboliki nagrobnej. W tym samym czasie Krajewscy wyruszyli w Polskę z przezroczami ze swojej wizyty w Izraelu. W 1986 r. powstał Zakład Historii Kultury Żydów przy Uniwersytecie Jagiellońskim. Krzysztof Gierat przygotował pierwszy przegląd filmów żydowskich w Polsce. W 1987 r. Jan Błoński opublikował słynny artykuł "Biedni Polacy patrzą na getto". Następnie Marek Rostworowski przygotował wystawę "Żydzi polscy", a UJ i Oxford zorganizowały wspólną sesję na temat polsko-żydowskich stosunków. W tym czasie spotykali się przy ul. Sławkowskiej, w Klubie Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów Polskich, Żydzi, pół-Żydzi, ćwierć-Żydzi, którzy zaczynali się uczyć żydostwa. Choćby na tych przykładach widać, że Festiwal Kultury Żydowskiej nie wziął się z aksjologicznej próżni. A zainteresowanie nim tworzyło pewnego rodzaju fundament, na bazie którego zrodziła się u wielu ludzi moda - w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu - na żydowskość.

GK - Młodzi ludzie w ostatnich czasach coraz częściej odkrywają swoje korzenie. Świadczy o tym choćby działalność Stowarzyszenia Czulent, zrzeszającego młodych Żydów. Dlaczego dzieje się to dopiero teraz?
- Wcześniej nie przyznawano się do korzeni, a u podstaw takiego zachowania leżały różne uczucia, również zwyczajny strach. Wielu z rodziców tych młodych ludzi, którzy dziś maszerują w jarmułkach przez Kazimierz, miało podstawy do obaw. Proszę pamiętać, że myśmy zaczęli robić festiwal w 1988 r., czyli zaledwie 20 lat po hańbie domowej, która w Polsce miała miejsce w 1968 roku. Ona wpłynęło na lęk, na zachowawczą postawę rodziców, którzy wcześniej nie mówili swoim dzieciom, że są Żydami. Teraz mogli już to powiedzieć. Dla niektórych był to szok, sądzę, że pozytywny, dla innych mógł być negatywny. Ale zmieniło to na pewno ich pogląd na świat, na funkcję ich samych w społeczeństwie. Co oni natomiast zrobią z tym dziedzictwem, ze świadomością tego, kim są, dopiero zobaczymy.

GK - Wróćmy jednak do festiwalu. Jak to się stało, że mała impreza dwóch fascynatów, Pana i Krzysztofa Gierata, przerodziła się w wielką międzynarodową imprezę?
- W pewnym momencie powstała możliwość stworzenia czegoś, co nazywam przestrzenią pamięci. Oczywiście miał na to wpływ sam Kazimierz i genius loci tego miejsca. Jeżeli jest się w miejscu, które powstało w 1335 roku i chodząc jego ulicami ma się świadomość jego bogactwa w sensie kulturowym i religijnym, to jakoś musi to oddziaływać na człowieka. Tworzy się wtedy bardzo autentyczny, niczym niewymuszony kontekst, w którym jeżeli coś się zrobi w sposób właściwy, z uczuciem, to ten kontekst zaczyna rezonować. Poza tym istotne jest to, jak Kazimierz jest postrzegany przez ludzi ze świata, przez wykonawców żydowskich. Myślę tu o muzykach, filmowcach, ale też intelektualistach, którzy przyjeżdżają na festiwal i którzy nagle tu odnajdują jakąś cząstkę swojego domu. Gdyby nie było festiwalu, to oni pewnie przyjeżdżaliby tu i tak, ale nie z takim natężeniem emocji. Występ na Kazimierzu jest czymś innym niż koncert w Nowym Jorku czy gdzieś indziej.

GK - Jak udaje się Panu zapraszać do Krakowa najlepszych żydowskich muzyków?
- Nie byłoby to łatwe, gdyby moje losy nie potoczyły się, tak jak się potoczyły. Miałem to szczęście, że w 1992 r. poznałem kilka osób, wśród nich mojego przyjaciela Michaela Steimana i na jego zaproszenie wyjechałem po raz pierwszy do Stanów. Trafiłem na KlezKamp, czyli coś w rodzaju żydowskiego kampusu, gdzie najwybitniejsi nauczyciele kultury jidysz uczyli Żydów, czym ona jest. Tam poznałem wszystkich największych muzyków, którzy potem zaczęli do nas przyjeżdżać. Tam narodziły się między nami przyjaźnie. Coraz częściej wyjeżdżałem do Nowego Jorku i do Izraela, bywałem na wielu koncertach, chłonąłem tę muzykę. Dzięki temu wszystkiemu udaje mi się teraz sprowadzać na Kazimierz projekty, które jeszcze nawet nie są nagrane na płycie, a u nas mają swoje prapremiery światowe. To nie jest festiwal gwiazd. Interesuje mnie nie tyle goszczenie wybitnych nazwisk z pierwszych stron gazet, ale przedstawianie poszczególnych gatunków muzyki żydowskiej w wykonaniu naprawdę wybitnych muzyków. Bowiem ten festiwal jest pomyślany jako niekończący się proces edukacyjny, który ma na celu przemianę mentalną ludzi. I to jest istotą tego, co wydarzy się w najbliższych dniach na Kazimierzu.

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto