Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Robert Boś i Dominik Wieczorek uratowali wóz strażacki z 1964 roku

Anna Szklarska-Meller
Robert Boś uratował francuski wóz strażacki z 1964 roku
Robert Boś uratował francuski wóz strażacki z 1964 roku A. Szklarska-Meller
Wyrok już zapadł. Pracownicy punktu skupu złomu zdążyli odciąć mocowania drabin, bębny do nawijania węży i prądownicę. Resztę zważono. Następnego dnia francuski wóz strażacki z 1964 roku miał się zamienić z kupę żelastwa. Przed unicestwieniem uratował go jednak Robert Boś z Bruszczewa w gminie Śmigiel. Dziś auto, które chciano przerobić na żyletki, jest dumą OSP w Starym Bojanowie.

- Ten samochód ma duszę – zapewnia Robert Boś. – Kiedy usłyszałem się, że został zawieziony na złom, od razu pojechałem z kolegą do punktu skupu. Wiedziałem, że wóz musi być nasz. Kupiliśmy go za cenę złomu i przywieźliśmy do Bruszczewa. Auto trafiło do warsztatu Dominika Wieczorka. Remont trwał całą zimę, chociażby ze względu na ciągnące się tygodniami poszukiwanie odpowiednich części.

Od ubiegłego roku francuski wóz strażacki – rok produkcji 1964 – jest chlubą i dumą OSP w Starym Bojanowie, do którego należą ochotnicy z Bruszczewa. Czerwone auto przyciąga uwagę gości festynów, parad i imprez okolicznościowych. Wozi młode pary do ślubu, ubarwia strażackie imieniny. – Zadbaliśmy o najdrobniejsze szczegóły, chodziło przecież o to, żeby samochód zachował swój charakter. Poprawiliśmy tylko wnętrze, obijając siedzenia skórzaną tapicerką – wylicza Robert Boś. Cała załoga wozu ma też mundury z lat siedemdziesiątych.

Auto jest małym muzeum na kółkach, bo Robert Boś gromadzi w nim stare gaśnice, skórzane pasy (ma nawet niemiecki z 1939 roku, ozdobiony swastyką) i wszelki inny dawny strażacki sprzęt. Poza muzealną, wóz pełni też funkcję rozrywkową. Zamontowany został w nim bowiem… dystrybutor do piwa. – Świetnie gasi pragnienie, ale dopiero po akcji – śmieje się Robert Boś.

Samochód trafił najpierw do Czacza. Był prezentem dla tamtejszej OSP od zaprzyjaźnionego francuskiego samorządu. Polscy ochotnicy nie bardzo jednak wiedzieli co z nim zrobić. Auto jest duże, nie ma wspomagania kierownicy, więc do jego prowadzenia trzeba sporo siły i nie mniej umiejętności, a w dodatku pali 35 litrów ropy na 100 kilometrów (przy prędkości do 60 km/h). Niechciany wóz znalazł się więc w Śmiglu. OSP Śmigiel planowało go nawet wyremontować, ale w strażackiej kasie na takie wydatki zabrakło pieniędzy.

Trzy lata temu zapadła decyzja, że francuskiego podrzutka trzeba wywieźć na złom. – Szef straży pożarnej z Francji, który przekazywał auto gminie Śmigiel, kiedy niedawno je zobaczył, stwierdził, że chętnie zabrałby samochód z powrotem. Propozycji kupna wozu mieliśmy zresztą więcej, ale on nie jest na sprzedaż – zaznacza Robert Boś. Mimo że, teraz to prawdziwe cacko, jego kompletowanie jeszcze się nie skończyło.

Cały czas brakuje czterech drabin, bębnów do nawijania węży oraz prądownicy do szybkiego natarcia. – Szukamy tych elementów. Jeśli nie uda się ich znaleźć, będziemy je odtwarzać – deklaruje opiekun auta. Mimo braków i leciwego wieku, samochód jest sprawnym wozem bojowym i może brać udział w gaszeniu pożarów. W tym roku podczas żniw zbiornik na wodę był pełen, a auto gotowe do wyjazdu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na koscian.naszemiasto.pl Nasze Miasto