- Ten samochód ma duszę – zapewnia Robert Boś. – Kiedy usłyszałem się, że został zawieziony na złom, od razu pojechałem z kolegą do punktu skupu. Wiedziałem, że wóz musi być nasz. Kupiliśmy go za cenę złomu i przywieźliśmy do Bruszczewa. Auto trafiło do warsztatu Dominika Wieczorka. Remont trwał całą zimę, chociażby ze względu na ciągnące się tygodniami poszukiwanie odpowiednich części.
Od ubiegłego roku francuski wóz strażacki – rok produkcji 1964 – jest chlubą i dumą OSP w Starym Bojanowie, do którego należą ochotnicy z Bruszczewa. Czerwone auto przyciąga uwagę gości festynów, parad i imprez okolicznościowych. Wozi młode pary do ślubu, ubarwia strażackie imieniny. – Zadbaliśmy o najdrobniejsze szczegóły, chodziło przecież o to, żeby samochód zachował swój charakter. Poprawiliśmy tylko wnętrze, obijając siedzenia skórzaną tapicerką – wylicza Robert Boś. Cała załoga wozu ma też mundury z lat siedemdziesiątych.
Auto jest małym muzeum na kółkach, bo Robert Boś gromadzi w nim stare gaśnice, skórzane pasy (ma nawet niemiecki z 1939 roku, ozdobiony swastyką) i wszelki inny dawny strażacki sprzęt. Poza muzealną, wóz pełni też funkcję rozrywkową. Zamontowany został w nim bowiem… dystrybutor do piwa. – Świetnie gasi pragnienie, ale dopiero po akcji – śmieje się Robert Boś.
Samochód trafił najpierw do Czacza. Był prezentem dla tamtejszej OSP od zaprzyjaźnionego francuskiego samorządu. Polscy ochotnicy nie bardzo jednak wiedzieli co z nim zrobić. Auto jest duże, nie ma wspomagania kierownicy, więc do jego prowadzenia trzeba sporo siły i nie mniej umiejętności, a w dodatku pali 35 litrów ropy na 100 kilometrów (przy prędkości do 60 km/h). Niechciany wóz znalazł się więc w Śmiglu. OSP Śmigiel planowało go nawet wyremontować, ale w strażackiej kasie na takie wydatki zabrakło pieniędzy.
Trzy lata temu zapadła decyzja, że francuskiego podrzutka trzeba wywieźć na złom. – Szef straży pożarnej z Francji, który przekazywał auto gminie Śmigiel, kiedy niedawno je zobaczył, stwierdził, że chętnie zabrałby samochód z powrotem. Propozycji kupna wozu mieliśmy zresztą więcej, ale on nie jest na sprzedaż – zaznacza Robert Boś. Mimo że, teraz to prawdziwe cacko, jego kompletowanie jeszcze się nie skończyło.
Cały czas brakuje czterech drabin, bębnów do nawijania węży oraz prądownicy do szybkiego natarcia. – Szukamy tych elementów. Jeśli nie uda się ich znaleźć, będziemy je odtwarzać – deklaruje opiekun auta. Mimo braków i leciwego wieku, samochód jest sprawnym wozem bojowym i może brać udział w gaszeniu pożarów. W tym roku podczas żniw zbiornik na wodę był pełen, a auto gotowe do wyjazdu.
Transport ogromnego generatora ulicami Grudziądza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?