Przed laty byłem jego studentem na Uniwersytecie Warszawskim. Nie da się ukryć, że specjalnie się do zajęć nie przykładał. Często opuszczał wykłady, bo albo akurat poniosło go do Afryki, albo w inne zakazane miejsce. Ale kiedy się już pojawił, samą swoją obecnością nadawał sens studiowaniu dziennikarstwa. Nawet w ponurym czasie stanu wojennego ocalał godność tego zawodu, cokolwiek dziś mówiliby na jego temat amatorzy strzelania do ludzi z teczek.
Egzamin u niego był w zasadzie formalnością. Wszyscy wiedzieli, że Kapusta nie oblewa, więc zdarzali się tacy, choć nieliczni, którzy szli na bezczelnego, nie mając pojęcia o czymkolwiek. Było też powszechnie wiadome, że ten egzamin nie polega na odpytywaniu, tylko jest luźną roz-mową o lekturach studentów.
Zaczynał się od sakramentalnego zdania: "Co pan, albo pani, ostatnio czytali?". Cwaniacy próbowali wykorzystywać to na swój sposób, co na ogół znosił ze stoickim spokojem. Byłem jednak świadkiem, jak temu nieskończenie łagodnemu człowiekowi puściły nerwy. W trakcie egzaminu wyskoczył na korytarz i głosem tylko trochę podniesionym oznajmił:
- Państwo wiedzą, że ja nie stawiam ocen niedostatecznych. Ale jeśli jeszcze ktoś z państwa powie, że właśnie przeczytał "Cesarza" i "Szachinszacha", to słowo daję, że obleję.
To zdarzenie wiele mówi o jego charakterze. Bardzo nie lubił koncentrować uwagi na sobie.
Przeciwnie, cały był nastawiony na innych, na słuchanie. Dobitnym tego dowodem jest także najnowsza książka , jaka ukazuje się właśnie nakładem Wydawnictwa Znak. Oto co Kapuściński powiedział włoskim studentom (lwią część tomu zajmuje właśnie zapis spotkania z nimi):
"Z góry chciałbym przeprosić młodzież za wszystkie kłopoty, jakie sprawiła lektura moich książek. Proszę o wybaczenie".
Niby żart, ale przecież nie do końca. Skromność i szacunek dla rozmówców to nie tylko właściwość jego charakteru, ale wręcz metoda twórcza, co zresztą często podkreślał. Pod koniec życia mógł się przez to wydawać kimś anachronicznym, przybyszem z innej epoki dziennikarskiej. Jakże pod tym względem różnił się od wielu gwiazd współczesnej żurnalistyki.
Zasady, którymi się kierował, zupełnie wyszły przecież z mody. W dzisiejszych mediach, w większości pełnych agresji, pogardy dla cudzych poglądów i chęci dokopania rozmówcom, chyba z trudem znalazłby dla siebie miejsce. A jednak to właśnie on jest wciąż wielki. I zapewne takim pozostanie, kiedy dzisiejsze gwiazdy już pogasną, niczym spadające Leonidy.
Tytuł wydanej przez Znak książki "Dałem głos ubogim" dobrze podsumowuje dziesięciolecia jego dziennikarskiej i pisarskiej pracy. Zawsze stał po stronie słabszych, starając się uświadamiać czytelnikom, że biedni, wykluczeni i pozbawieni szans stanowią olbrzymią większość mieszkańców Ziemi. Z kart wyłania się więc Kapuściński dobrze już znany. To jednak nic nie szkodzi. Nigdy za wiele Kapuścińskiego i takich zdań: "Do poznania Innego trzeba pokory (…), tylko w pokorze bowiem możliwy jest kontakt, spotkanie na zasadach równości. Tylko tak uniknąć można starcia pomiędzy dwoma nacjonalizmami… ".
Jakże często autorzy innych książek, także ukazujących się w ostatnich tygodniach, nie są w stanie zrozumieć tej prostej nauki starego reportera. Na szczęście, w jego rozmowie z włoskimi studentami można też odnaleźć takie wyznanie wiary: "Nie zapominajmy, że poza wyjątkami ludzie w gruncie rzeczy nie są źli. Człowiek jest istotą dobrą".
Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?