Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ślepa miłość do polskich komedii romantycznych

MAGDA HUZARSKA-SZUMIEC
O tym, że miłość jest ślepa, wiadomo od wieków. Ale kiedy wchodzi w grę miłość do kina, czyli sztuki bądź co bądź wizualnej, problemy ze wzrokiem stają się poważną sprawą.

O tym, że miłość jest ślepa, wiadomo od wieków. Ale kiedy wchodzi w grę miłość do kina, czyli sztuki bądź co bądź wizualnej, problemy ze wzrokiem stają się poważną sprawą. A takie kłopoty, jak mi się wydaje, muszą mieć widzowie, którzy tłumnie chodzą na polskie komedie romantyczne.

I choćby przyszło tysiąc okulistów i każdy przyniósłby tysiąc par szkieł, przez które widać, jak twórcy filmowi nabijają ich w butelkę, to i tak fani słodko lukrowanych historii ruszą jutro do kina. Bowiem na ekran, po ostatniej tego typu produkcji "Dlaczego nie!", wchodzi kolejna, zatytułowana "Jeszcze raz".

To dziwne uczucie do komedii romantycznych można tłumaczyć tylko i wyłącznie faktem, iż ludzie potrzebują łatwych wzruszeń, ucieczki do świata, w którym on i ona są piękni, bogaci, a na dodatek przydarza się im miłość jak z bajki. Chcemy na to patrzeć, bo wierzymy, że nam coś takiego też może się przydarzyć. I tak rzeczywiście jest, gdy oglądamy zagraniczną klasykę komedii romantycznej, taką jak filmy "Notting Hill" czy "Bezsenność w Seattle".

W przypadku polskich komedii romantycznych miłość ta jest irracjonalna. Bowiem wygenerowany przez naszych rodzimych twórców świat jest na tyle sztuczny i nieprawdziwy, iż trudno komukolwiek się z nim utożsamiać.

Kiedy widzimy już pierwsze dwie sceny filmu "Jeszcze raz", nie mamy wątpliwości, że bliżej im do produkcji fantasy, niż historii opowiadającej o normalnych ludziach. Najpierw oglądamy wytworny obiad nieziemsko bogatych biznesmenów. Jeden z nich, by zaimponować Annie, czyli Danucie Stence, oddaje kelnerowi nieziemsko drogie spinki do mankietów. Za chwilę widzimy córkę bohaterki Kasię (Ania Antonowicz), która bawi się na imprezie przypominającej bankiet hollywoodzkich gwiazd, a nie młodzieżową balangę.

I tak już przez cały film śledzimy losy dwóch połączonych z sobą więzami krwi kobiet, które pławią się w luksusie, oczywiście zakochując się na śmierć i życie. Wiecznie śmiejąca się Stenka zaczyna pałać miłością do skwaszonego cały czas, nie wiadomo dlaczego, Jana Frycza, a Antonowicz wzdycha do Przemysława Cypryańskiego, który jest tak samo mało pociągający co banalny. Pierwsza para dojrzewa do uczucia w domku w górach, który jakby żywcem został wyciągnięty z reklamy jednego z piw, a druga robi to dla kontrastu nad morzem, na kempingu, który raczej może kojarzyć się z kurortem na Florydzie, a nie z naszym poczciwym Sopotem.

Jednak szczytem wszystkiego jest scena, kiedy Stenka jedzie busem do Krakowa i ma wypadek. W wyniku nieszczęścia ląduje ze złamaną ręką w szpitalu, któremu bliżej do Sheratona niż do jakiejkolwiek placówki polskiej służby zdrowia. Na widok tego szpitalnego wnętrza zaczęłam przecierać oczy ze zdumienia. Rozglądnęłam się wokół i zdziwił mnie fakt, iż nikt poza mną tego nie robił. Wszyscy siedzieli wpatrzeni w ekran. Pomyślałam więc, że to chyba ja powinnam wybrać się do okulisty, prosząc go tym razem o różowe okulary, które pozwolą mi bez zażenowania oglądać polskie komedie romantyczne. Bo inaczej ciągle będę zadawać pytanie: Dlaczego jeszcze raz nie… wyszło?

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto