Passa trwa. Wiślacy wygrali trzeci kolejny mecz ligowy, po raz trzeci też nie stracili gola. Trwa również wyjątkowa seria w historii ligowych kontaktów "Białej Gwiazdy" z zabrzanami. Albowiem wtorkowego wieczoru krakowianie zwyciężyli po raz 16 (słownie: szesnasty) z rzędu! Tym samym Górnik nie tylko nie wygrał z Wisłą, ale nawet nie zremisował od jesieni 1999, kiedy to na własnym boisku triumfował 1:0.
Choć trzeba też pamiętać, że od jesieni 1961 (krakowskie 2:1) do wiosny 1971 (1:0 pod Wawelem), to Wisła nie mogła udowodnić swojej wyższości nad zabrzanami. U siebie najczęściej remisując, a na wyjeździe przegrywając.
Odnośnie wtorkowej potyczki, to nieco zawiedzeni mogą być ci, którzy liczyli, iż krakowianie zdemolują przeciwnika. Z drugiej strony wiślacka wygrana nie podlegała dyskusji. Wystarczy choćby garść statystyki. Strzały - 16:7. Strzały celne - 6:2. Procentowe posiadanie piłki - 56:44.
I choćby dlatego pozwolę sobie mieć odmienne zdanie od Tomasza Hajty, który stwierdził m.in., iż Górnik zasłużył na remis, a w drugiej połowie nawet prowadził grę. Rozumiem, że kiedy jest się rozemocjonowanym, to czasami mówi się co wie, ale niestety nie bardzo się wie, co mówi. Ponadto zauważmy, iż w rodzimej ekstraklasie grać w piłkę to może góra z pięć drużyn. Oczywiście - na razie - nie ma w tym gronie Górnika. Po prostu należy on do większości, która lepiej lub gorzej, ale piłkę jedynie kopie.
Prawdą jest natomiast, że niejako od razu spotkanie ułożyło się idealnie dla Wisły i to przez sędziego. Albowiem Jarczyk (przy lewej linii bocznej pola karnego) nie faulował Cantoro. Arbiter podyktował jednak "jedenastkę", którą na gola (mocny, płaski strzał w lewy róg) zamienił Cleber. Błąd sędziego był ewidentny, tylko co - Wisła ma się z tego powodu samobiczować!?
Nie było to jedyne uchybienie łódzkiego rozjemcy. Więcej, uważam że okazał się najsłabszym aktorem widowiska.
Wydając mnóstwo chwilami niezrozumiałych werdyktów. A swój występ arbiter podsumował już w przedłużonym czasie gry, kiedy - niczym w trampkarzach - odesłał Cantoro poza linię boczną. Powód? Opuszczone getry Argentyńczyka. Tylko że wiślak od początku meczu grał ze spuszczonymi skarpetami, ale przez 90 minut panu sędziemu jakoś to nie przeszkadzało!
W sumie też dobrze, że krakowianie strzelili drugiego gola. Bo gdyby zostało 1:0, to rozeszłoby się po kraju, że Wisła wygrała po "lewym" karnym. I byłaby to prawda... A tak przynajmniej jest 2:0, wynik zaś ustalił Paweł Brożek. Kiedy w 26 min Baszczyński wykonał rzut wolny z prawej strony, z okolic środkowej strefy boiska przy linii bocznej. Do wrzutki spokojnie wyskoczył wiślacki napastnik i "główkując" z ok 11-12 metrów trafił w prawy, tzw. krótki dla bramkarza róg.
Miała też Wisła kilka innych okazji bramkowych. Tym razem jednak zabrakło spokoju i precyzji w fazie finalizacyjnej, jak również dało się zauważyć odznaki nonszalancji w gospodarskich poczynaniach. Ale jak się ma świadomość własnych przewag... Cóż, tak się dzieje pod każdą szerokością geograficzną i na wszystkich szczeblach zmagań, z finałami MŚ włącznie.
Aktywa Górnika? W 18 min piłkę stracił Cleber i na wiślacką bramkę popędził Jarka. Na szczęście Brazylijczyk naprawił błąd, w ostatniej chwili blokując strzelającego rywala. I jeszcze 76 min, kiedy Cantoro zamiast grać do partnerów (było 3 warianty) zaczął się kiwać, po czym faulował. Po wolnym silnie uderzył Hajto i piłka trafiła w prawy słupek. I to by było na tyle!
Pewnie więc wiślacy zainkasowali trzy punkty, ale stracili Niedzielana. Na jak długo? Dziś ma być wszystko jasne.
Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?