Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tuż obok plaży zakończył się Nadmorski Plener Czytelniczy. Literaci opowiedzieli nam, dlaczego chętnie go odwiedzają i za co lubią Gdynię

Anna Krenc
Przez cały weekend miłośnicy literatury mieli okazję spotkać swoich ulubionych autorów i kupić książki w bardzo okazyjnych cenach. Wszystko to za sprawą Nadmorskiego Pleneru Czytelniczego w Gdyni.

Organizatorzy zaprosili mieszkańców Trójmiasta oraz turystów na ciekawe spotkania z autorami, które odbyły się na scenie przy bulwarze Nadmorskim, w Konsulacie Kultury oraz w Gdyńskim Centrum Filmowym.

Małgorzata Kanownik z Murator Expo Sp. z o.o. opowiada o kulisach wydarzenia: Nadmorski Plener Czytelniczy to wspólna inicjatywa Gdyni, Spółki Targi Książki i Murator EXPO. To już ósma edycja. Organizatorzy postarali się aby na plenerze każdy znalazł coś dla siebie. Różnorodna literatura: kryminały, powieści obyczajowe, literatura podróżnicza, coś dla dzieci. Staramy się dobrać autorów tak, żeby występowały różne gatunki - wymienia.

Spotkania z czytelnikami są ważne również z punktu widzenia misji przyświecającej inicjatorom pleneru.

- Program dla dzieci układamy tak, żeby zachęcić je do czytania, często nie wprost tylko poprzez zabawę, rysowanie - mówi Małgorzata Kanownik. - Książka jest w tle. Chcemy pokazać, że czytanie to coś więcej niż lektury szkolne, że może być interesującą przygodą. Wakacje to też dobry czas na nadrobienie zaległości czytelniczych przez nas, dorosłych.

Na plener przyjechał Jacek Fedorowicz, który w Gdyni się urodził.

- Dlatego to miasto ma u mnie znaczenie specjalne - mówi Fedorowicz. - Zostałem wychowany w kulcie Gdyni przez matkę. Przez całą okupację, kiedy koczowaliśmy u dziadków w Warszawie, opowiadała mi, jak to będzie, jak wrócimy do niej. Ojciec poszedł na wojnę, a matka wzięła mnie pod pachę i zawiozła do Warszawy, ponoć jednym z ostatnich pociągów. W moich wyobrażeniach, to było najwspanialsze miasto na Ziemi.

Do domu powrócił po wojnie.

- Niemcy jeszcze bronili się na Helu - opowiada Jacek Fedorowicz. - Wspomnień z Gdyni nie da się ująć w kilku zdaniach. Radość z powrotu, potem stan klęski stalinowskiej. Teraz wracam z największą przyjemnością. Gdzie nie pójdę, wszystko tutaj przypomina przeszłość. Każdy dom, każde skrzyżowanie. Tu było kino Warszawa, tu chodziłem na tenisa i tak dalej - wymienia Jacek Fedorowicz.

Przy okazji Nadmorskiego Pleneru Czytelniczego promuje najnowszą książkę „Chamo Sapiens”.

- Plener w Gdyni bardziej mi się podoba niż ten w Szczecinie, gdzie byłem ostatnio - mówi Jacek Fedorowicz. - Bo tam plener ginął w zgiełku tego, co dookoła. Dzisiaj tutaj jest spokój, cisza i miła atmosfera. Aczkolwiek zdanie o miłej atmosferze może mi przejść w trakcie mojego spotkania. Ja zawsze spodziewam się najgorszego. Najgorsze to: puste krzesła na widowni, kilka osób wychodzących w trakcie i zwolennik PiS-u jako jedyny zgłaszający się do pytań i zamiast tego wygłaszający przemówienie agitacyjne. Nigdy nic nie wiadomo - kończy.

Jakub Małecki na plenerze jest już drugi raz.

- Spotkania z czytelnikami na świeżym powietrzu mają swój niepowtarzalny klimat, bo z założenia są mniej formalne od tych w zamkniętej przestrzeni biblioteki - mówi. - Są spontaniczne i naturalne. Jak być bardzo poważnym i sztywnym, jeśli wokół jest pełno półnagich ludzi na plaży? - pyta.

Nastrój Gdyni spowodował, że nie jest mu obojętna.

- Razem z Gdańskiem jest miastem najczęściej odwiedzanym przeze mnie służbowo - mówi pisarz. - Dodatkowo z żoną przyjeżdżamy, już prywatnie, na Festiwal Polskich Filmów Fabularnych.

Dzięki licznym odwiedzinom mógł bliżej poznać miasto.

- Z żoną mamy nawet ulubione miejsce, Black and White Coffee - mówi Jakub Małecki. - Mamy też rytuał związany z przyjazdami. Po zameldowaniu w hotelu poszedłem nad wodę i wysłanie żonie zdjęcie zatoki. W zasadzie od niedawna częściej przyjeżdżam do Gdyni, niż do miejscowości rodzinnej. Tak nam się spodobała - przyznaje pisarz.

Zapytany czy Gdynia pojawi się w jego literaturze, odpowiedział: Dopasowuję czas i miejsce akcji do tego, co chcę opowiedzieć. Czasami wolałbym pisać o miejscach, które dobrze znam. Na przykład przy pisaniu „Nikt nie idzie” musiałem dowiedzieć się, jak wyglądał warszawski Ursynów w latach osiemdziesiątych.

Ta książka, wydana przez Wydawnictwo Sine Qua Non, zrodziła się w zaskakujących nawet dla samego autora okolicznościach.

- Kiedy jechałem tramwajem zobaczyłem człowieka, który wyglądał jak chłopiec-mężczyzna – mówi Jakub Małecki. - To pewien rodzaj niepełnosprawności, którego inaczej nie potrafię nazwać. Dwa razy go spotkałem. Moją uwagę przyciągnął jego plecak, pełen kolorowych balonów. Później, kiedy siedziałem w pociągu, jechałem samochodem, czy szedłem na dłuższy spacer, myślałem o nim. Zastanawiałem się, jaka była jego historia. Często to robiłem i okazało się, że mam całą historię w głowie. To było niewiarygodne. W książce opowieść powinna być najważniejsza, nie miejsce i czas, jednak od kiedy wciągnąłem się w żeglarstwo - a dodam, że mój pierwszy rejs zaczął i skończył się w Gdyni - kusi mnie, żeby napisać coś z akcją na morzu, choć wymagałoby to znalezienia niebanalnego tematu. Czegoś, co odzwierciedlałoby czasy wcześniejsze, bo w dzisiejszej dobie nowych technologii, kiedy można przewidzieć pogodę na dwa tygodnie do przodu i są GPS-y, sytuacje na morzu są zupełnie inne. O, wiem! Wątek morski, który wpływa na całość historii, jest w książce, która ukaże się równo za dwa miesiące. Opowiada o przeżyciach żołnierza, który był w Afganistanie. Do Bałtyku, czy Zatoki Gdańskiej jest tam co prawda daleko, ale sam tytuł „Horyzont” dobrze się kojarzy.

Mirosław Wlekły związany jest z naszym miastem głównie przez matkę chrzestną, mieszkankę Gdyni oraz spektakl „Lwów nie oddamy” w reżyserii Katarzyny Szyngiery. Można było zobaczyć go podczas Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@port, a został nawet nagrodzony. Na Nadmorski Plener Czytelniczy autor ten przyjechał pierwszy raz.

- Przyznaję, latem nad Bałtykiem nie bywam i gdyby nie plener, pewnie bym się tu nie pojawił w trakcie wakacji, chociaż miastem jestem zachwycony – mówi Mirosław Wlekły. - Gdynia ma szyk i urządzona jest z dużym gustem. Przykładami są Gdyńskie Centrum Filmowe, czy Muzeum Miasta Gdyni. Gdybym mógł zamieszkać w polskim mieście, pomijając kwestie rodzinne, jak praca żony, czy szkoła dziecka, byłaby to Gdynia.

Autor podczas pleneru opowiadał o swojej najnowszej książce.

- „Raban! O kościele nie z tej ziemi” to raport o stanie świata – mówi Mirosław Wlekły. - Poruszam w niej najbardziej palące, globalne tematy: uchodźstwa, ubóstwa, zmian dotyczących środowiska naturalnego, wykorzystywania pracowników. Wszystkie te problemy nierozerwalnie są związane ze słowami obecnego papieża.

Przy okazji pleneru, patrząc na poustawiane wzdłuż wybrzeża stoiska z książkami, Mirosław Wlekły znalazł rozwiązanie na kłopot, którym jest niski poziom czytelnictwa w kraju.

- W czasie wakacji tak jak piwa i frytek potrzebujemy książek – mówi. - Chciałbym, żeby możliwość kupienia ich przy bulwarze Nadmorskim była przez całe lato.

Marek Przybylik, którego pierwsze wspomnienie Gdyni wiąże się z wypłynięciem jego mamy w 1958 r. na statku „Batory” do Ameryki, z chęcią do Gdyni przyjeżdża. Przy okazji pleneru promował i podpisywał swoją najnowszą książkę „Dzień targowy. Tak się kończył PRL”.

- To jest książka napisana nie tylko po to, żeby przypomnieć tamte czasy, ale też po to, żeby ludzie nie popadali w skrajnie zły nastrój, bo nie jest źle – mówi Marek Przybylik. - Gorzej już było.

Kolejnym uczestnikiem pleneru był Rafał Kosik, autor serii dla dzieci „Amelia i Kuba” oraz cyklu dla młodzieży „Felix, Net i Nika”.

- Od kiedy pierwszy tom został lekturą szkolną, mój facebookowy profil zalewa fala próśb o rozwiązanie zadań z języka polskiego - mówi ze śmiechem pisarz. - Z góry uprzedzam, nie udzielam takiej pomocy.

Zapytany o kontakt z Gdynią, odpowiada: Jestem tu raz, dwa razy w roku. Często na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Czasami zapraszają mnie na spotkania autorskie. Zdarza mi się przyjeżdżać do Trójmiasta po wenę. Zmiana otoczenia jest tutaj kluczowa.

Plener, na którym jest po raz pierwszy, stał się kolejnym pretekstem do odwiedzenia miasta. Autor uważa, że część ludzi jest tu przypadkiem i nie do końca wie, z czym ma do czynienia. Ale docenia, że wzbudza w nich zainteresowanie swoją literaturą. Jednocześnie zaznacza: Lubię scenerię pleneru. Woda, szum fal, w pobliżu dużo knajpek. Pierwszy raz rozmawiałem z czytelnikami mając fenomenalny widok na statki pływające po zatoce. Nawet holownik puścił fontannę. Pogoda sprzyja. Czego chcieć więcej?

Doktor Lucyna Kirwil docenia wystawy czasowe, które są organizowane w Muzeum Miasta Gdyni.

- Prezentują dizajn polskich projektantów. Kilka lat temu obejrzałam wystawę porcelany projektowanej przez Marka Cecułę. Wywiozłam z niej biało-czerwono-czarny komplet do kawy - opowiada. – Lubię gdyńską plażę. Kiedy byłam na tarasie restauracji Vinegre, która mieści się w budynku Muzeum Marynarki Wojennej, spojrzałam na dół. Patrzyłam na ludzi siedzących na plaży z dużym sentymentem. Obraz wyglądał tak jak na dużej fotografii tej plaży z okresu międzywojnia w hotelu Courtyard by Marriott. Ten tak samo wyglądający obraz ludzi pokazuje w jakiś sposób ciągłość dziejową. I też rolę gdyńskiej plaży.

Profesor Jerzy Bralczyk widzi przede wszystkim otwartość miejsca.

- Gdynia jest miastem, z którym wiąże nas tradycja. Budowano Gdynię jako okno na świat. To jest dla nas bardzo ważne.

Doktor Kirwil dodaje, że podoba się jej modernistyczna architektura Gdyni

Przy okazji spotkania - domagający się konkretnych pytań profesor Jerzy Bralczyk, zapytany o to, jak należy napisać rzeczownik nieżywotny Instagram i post w liczbie pojedynczej, w dopełniaczu odpowiedział: w wielu przypadkach piszemy „u”, w części pisze się „a”. „Nie piszę smsu. A piszę smsa”. Doktor Lucyna Kirwil dodała: a ja piszę post nie posta. Piszę list, nie mam listu a nie lista.

- Gdyby nie było tego pleneru czytelniczego, a nie plenera… - dodaje z uśmiechem profesor Jerzy Bralczyk.

Doktor Kirwil podkreśla, że gdyński plener czytelniczy ma wyjątkowo dobrą lokalizację.

- Rozmieszczenie wzdłuż deptaka, powoduje, że plener wychodzi do każdego. Stoiska nie konkurują ze sobą – spacer deptakiem do końca stwarza warunki do zatrzymania się przy każdym z nich. W Gdyni ta lokalizacja jest genialna.

Podczas potkania z czytelnikami, zarówno w Konsulacie Kultury, jak i na scenie pleneru, doktor Lucyna Kirwil oraz profesor Jerzy Bralczyk promowali wspólną książkę o języku miłości, przygotowaną wraz z Karoliną Oponowicz.

Na koniec rozmowy profesor Jerzy Bralczyk zadeklarował: - dopóki jest plener, dopóki starczy mi sił i będę zapraszany - dopóty będę przyjeżdżał, z żoną najchętniej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto