Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Unia Oświęcim pokonała w Sanoku mistrza Polski Ciarko PBS na przekór losowi i...bukmacherom

Jerzy Zaborski
Gol Mateusza Bepierszcza (z lewej) wlał nadzieję w serca hokeistów Unii Oświęcim, że mogą powalczyć w Sanoku z mistrzem Polski.
Gol Mateusza Bepierszcza (z lewej) wlał nadzieję w serca hokeistów Unii Oświęcim, że mogą powalczyć w Sanoku z mistrzem Polski. Fot. Jerzy Zaborski
Unia Oświęcim, walcząca o miejsce w pierwszej „szóstce” hokejowej ekstraklasy, jako pierwsza w tym sezonie zdobyła sanocką twierdzę mistrza Polski, zwyciężając z Ciarko PBS Bank KH Sanok 4:3 (1:0, 3:3, 0:0).

Zwycięstwo oświęcimian rodziło się bólach. Ich trener, Josef Dobosz, wobec chorób Marcina Jarosa, Grzegorza Piekarskiego i Petera Tabaczka, wystawił do boju w hali mistrzów Polski jedynie trzy formacje, w których także nie brakowało zawodników gorączkujących. Jednym z nich był kapitan Jerzy Gabryś.

- Planem minimum na mecz w Sanoku było zdobycie choćby punktu. Przecież dwa poprzednie mecze toczyły się na styku. Poprzednio w Sanoku przegraliśmy 1:2, a u siebie do 0:2, choć do 58 minuty wynik był bezbramkowy _– przypomina oświęcimski obrońca. - _Jednak jeszcze w autobusie mocno w nas zagotowała się krew. Ktoś sprawdził notowania bukmacherskie. Wynikało z nich, że za każdą złotówkę postawioną na wygraną Unii można było dostać osiem. Poczuliśmy się tak, jakby ktoś wymierzył nam policzek. Czyżbyśmy byli aż tak nisko oceniani w hokejowym światku? Ktoś rzucił, że my im jeszcze pokażemy. No i pokazaliśmy, że nie wolno nas lekceważyć.

Oświęcimianie mieli świadomość, że na początku będą musieli przetrzymać sanocką falę uderzeniową. - _Poza tym mieliśmy świadomość, że przyjdzie nam walczyć po kilkugodzinnej podróży, więc trzeba czasu na rozjeżdżenie nóg. Jednak po golu Mateusza Bepierszcza poczuliśmy, że to właśnie jest ten dzień na sprawienie niespodzianki _– tłumaczy kapitan Unii.

Po pierwszej przerwie Unia prowadziła już 4:1. Jednak jeszcze przed drugą pauzą mistrzowie Polski złapali kontakt. - Widząc mocno zdenerwowanych rywali zaczęliśmy popełniać błędy. Zaczęło się granie na własną rękę, z tego wzięły się niepotrzebne faule, z czego tak mistrzowie skorzystali, wykorzystując liczebne przewagi _– podkreśla Jerzy Gabryś. - _Z kolei wykluczenia w ostatniej tercji były wynikiem ubytku sił. Wtedy jednak ofiarnością i oparciem ze strony bramkarza Michała Fikrta udało nam się zatrzymać rozpędzonych sanoczan.

Oświęcimianie po raz pierwszy w tym sezonie pokonali rywala z górnej półki. Wierzą, że nie powiedzieli jednak ostatniego słowa. Wyprawą po „złote runo”, jak określają wygraną w hali mistrza Polski, zapracowali sobie na dwa dni wolnego. - Mieliśmy umowę z trenerem, że – zaczynając od Polonii – na odpoczynek zapracujemy zdobyciem dziewięciu punktów w czterech meczach. Tymczasem wykonaliśmy normę w stu procentach. W sumie mamy na koncie pięć kolejnych zwycięstw, ale trener do postawionego nam zadania nie liczył meczu w Katowicach z najsłabszym w lidze GKS. Wygrana tam była dla nas obowiązkiem. Zresztą to wolne jest nam bardzo potrzebne, żeby wszyscy chorzy zawodnicy doszli do siebie. Sam też jestem od tygodnia na antybiotykach, a we wtorek mam zaplanowaną wizytę kontrolną u lekarza. Na razie nie myślimy o piątkowym meczu z Tychami, we własnej hali, tylko o powrocie do pełni sił - kończy oświęcimski kapitan.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto