Do wygarnia meczu w play-off potrzebne jest przede wszystkim serce, którego tym razem oświęcimianom nie zabrakło, ale wszystko musi być przyprawione odrobiną szczęścia, a z tym już bywa różnie.
Unia szybko otworzyła wynik
Wydawało się, że fortuna tego dnia jednak będzie przy Unii, bo podczas odsiadki Parzyszka, po strzale Wojtarowicza z zerowego kąta, krążek odbił się od ramienia Witka, wpadając do siatki.
Jednak z każdą minutą widać było wyraźnie, że fortuna tego dnia nie będzie przy Unii. Nie można było dojść do innych wniosków, widząc, jak Sarnik trafia w słupek (10 min), a Wojtarowicz w poprzeczkę (15 min). Trzeba jednak oddać tyszanom, że podczas kary Da Costy mogli skarcić Unię, ale tym razem do posterunku był dobrze tego dnia usposobiony Fikrt.
W 17 min Witeckiemu nie udało się skończyć akcji Galanta, a tuż przed pierwszą przerwą znowu pomylił się Wojtarowicz.
Tyska metamorfoza
Po pierwszej przerwie kibice ujrzeli szybko i pomysłowo grających tyszan, którzy, zrozumieli, że muszą podkręcić tempo, by nie wracać na decydujące spotkanie na własne lodowisko, bo w nim przecież wszystko mogłoby się wydarzyć.
Dużo strzelali, aż wreszcie Dutka huknął niczym z armaty, trafiając do siatki. – Wtedy graliśmy już z nożem na gardle. Ostatni krok zawsze jest najtrudniejszy, co znalazło potwierdzenie w oświęcimskiej hali – przyznał tyski obrońca.
W GKS mogły się podobać zwłaszcza akcje Witeckiego z Galantem, których nie potrafił zakończyć ten drugi, a to dlatego, że czujny był Fikrt.
Oświęcimskie przebudzenie
Oświęcimianie przebudzili się pod koniec drugiej odsłony, kiedy zakotłowało się przed tyską bramką. Dwa razy szczęścia zabrakło Wojtarowiczowi, a raz Stachurze. – O naszej końcowej porażce przesądził brak skuteczności – przyznał Piotr Sarnik, prawoskrzydłowy drugiego ataku Unii.
Za błędy trzeba płacić
W 46 min Połącarz w dziecinny sposób na linii niebieskiej dał się oszukać Zionowi, który wygrał indywidualny pojedynek z Michałem Fikrtem. – _Wydawało mi się, że mam „gumę” między parkanami, a jednak wtoczyła się do siatki, pec_h – mówiąc te słowa popularny „Fiki” kręcił głową.
Nadzieja umiera ostatnia
Kiedy w ostatniej odsłonie karę zarobili Simiczek z Jakeszem i Unia stanęła przed szansą gry przez 1.24 s gry w podwójnej przewadze mogła jeszcze odwrócić losy rywalizacji. Różański z bliska trafił w Witka i było to jedyne zagrożenie tyskiej bramki. Choć na 64 s przed końcem trener Tomasz Piątek wziął czas, wycofując bramkarza, to miejscowym nie udało się doprowadzić do dogrywki.
Kibice docenili jednak walkę, nagradzając zawodników brawami.
Aksam Unia Oświęcim - GKS Tychy 1:2 (1:0, 0:1, 0:1)
1:0 Wojtarowicz (Jakubik) 5, 1:1 Dutka (Łopuski) 26, 1:2 Zion (Witecki, Galant) 46.
Sędziowali: Maciej Pachucki (Gdańsk) i Włodzimierz Marczuk (Toruń). Kary: 6 – 14 minut (w tym kara techniczna). Widzów: 1500.
Stan play-off: 3:1 dla GKS i jego awans do półfinału.
Aksam: Fikrt – Nikolov, Kasperczyk, Różański, Rzeszutko, Jaros – Hrinia (2), Piekarski (2), Jakubik, Stachura, Wojtarowicz – Żogała, Połącarz (2), Kwadrans, Adamus, Modrzejewski.
GKS: Witek – Dutka, Jakesz (4), Bagiński, Simiciek (4), Baranyk – Csorich (2), Wanacki, Pasiut, Da Costa, Łopuski – Sokół, Zion, Janosz, Parzyszek (2), Bernat – Ciura, Majkowski, Witecki, Galant, Guzik.
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?