Wisła w II rundzie Pucharu UEFA

NEC Nijmegen - WISŁA Kraków 1:2 (1:1)

Bramki: Zonneveld 33 - Frankowski 45, 68. Sędziował: Szabo Zsolt. Żółte katki: Tumba, Hersi, Wisgerhof - Stolarczyk, Paszulewicz, Żurawski, Frankowski. Czerwone kartki: Hersi, Ax, Zonneveld. Widzów: 12000.

NEC: Gentenaar - Wisgerhof, Wielaert, Ebbinge, Leiwakabessy (74 Demouge) - Schuurman, Govedarica, Hersi, Zonneveld - Tumba (67 Ax), de Nooijer.

WISŁA: Piekutowski - Baszczyński, Jop, Paszulewicz, Stolarczyk - Pater (46 Gorawski), Strąk, Szymkowiak, Piotr Brożek (46 Brasilia) - Żurawski (84 Ouadja), Frankowski.

O ile we wtorek można było mówić o dużym zainteresowaniu meczem w Nijmegen, to po wczorajszym dniu śmiało można powiedzieć, że było to najważniejsze wydarzenie tygodnia w tym mieście. Praktycznie wszyscy mówili tylko o wieczornej potyczce. Czy to sprzedawczyni w sklepie czy kelner w restauracji gdy słyszeli polski język od razu pytali o Wisłę. Również wygląd ulic świadczył o tym, że wczoraj liczył się tylko mecz. Autobusy miejskie jeździły przystrojone klubowymi chorągiewkami, na jednej z kamienic w centrum zawisła ogromnych rozmiarów flaga NEC, a po ulicach chodzili rozśpiewani kibice. Również liczba policji świadczyła o tym, że wieczorem ma wydarzyć się coś wyjątkowego. Patrole piesze, na koniach, rowerach czy w samochodach można było spotkać co kilkadziesiąt metrów.

Na stadionie atmosfera gęstaniała wraz z zapełnianymi trybunami i tym jak publiczność rozgrzewał miejscowy gwiazdor pop Sjonnies. I chociaż doping momentami był imponujący, to na boisku od początku oglądaliśmy raczej badanie sił przez obie strony, niż próby zdecydowanych ataków. Zgodnie z zapowiedzią Johana Neeskensa gospodarze nie ruszyli do szturmu, ale próbowali wciągać Wisłę na swoją połowę i wyprowadzać kontry. Groźnych sytuacji nie było jednak zbyt wiele pod bramką Piekutowskiego. NEC dopiął jednak swego, bo w 33 min Zonneveld wykorzystał sprytne podanie Hersiego. W tym momencie stadion oszalał, a gospodarze byli bliżej awansu do II rundy. Wiślacy nie zmienili po stracie gola zbytnio taktyki. Cały czas grali spokojnie jakby liczyli na to, że mozolne rozgrywanie akcji w końcu musi przynieść powodzenie. I w istocie tak się stało tuż przed przerwą, gdy Frankowski wykazał się intuicją rasowego snajpera i dobił piłkę do bramki po strzale Żurawskiego, który ostatecznie zagrał we wczorajszym spotkaniu. To znacznie poprawiło nastroje w sektorze zajmowanym przez ok. 500 kibiców z Krakowa.

Po przerwie trener Henryk Kasperczak dokonał dwóch zmian na skrzydłach, chociaż trudno stwierdzić, że wprowadzenie Gorawskiego czy Brasilii miało dedcydujący wpływ na losy spotkania. Wisła szybko opanowała sytuację na boisku i widać było, że goście kontrolują przebieg gry. Gospodarze próbowali atakować z animuszem, ale ich akcje cechował chaos, z czym krakowscy defensorzy radzili sobie prawie bezbłędnie. Znacznie większe doświadczenie krakowian na międzynarodowej arenie było bardzo widoczne. Grali więc wiślacy bez zbędnego pośpiechu, pieczołowicie przygotowując akcje zaczepne. Szybka wymiana podań powodowała, że gospodarze nie za bardzo nadążali za akcjami krakowian. Mnożyły się faule, ale węgierski sędzia był wczoraj niezwykle stanowczy w podejmowaniu decyzji. Dlatego NEC musiało kończyć mecz w ósemkę, bo za brutalne faule bądź ich próbę pan Zsolt wyrzucił z boiska trzech miejscowych graczy. Zrobiło się zatem na boisku czerwono, na trybunach nerwowo, ale wiślacy nie przejmowali się tym za bardzo, bo w tym momencie prowadzili już 2:1 i spokojnie czekali na koniec spotkania. Holendrzy zapewne na długo zapamiętają nazwisko Frankowski, bowiem piłkarz w obu meczach strzelił Nijmegen aż cztery bramki. To jednak już ich problem, my możemy się cieszyć z awansu ,Białej Gwiazdy" do następnej rundy i jednocześnie czekać na kolejnego rywala.