Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Witold Łazarz (Unia Oświęcim): Jak jest możliwość, to trzeba chwytać ligę „za rogi”

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Witold Łazarz, II bramkarz hokejowej Unii Oświęcim.
Witold Łazarz, II bramkarz hokejowej Unii Oświęcim. Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z WITOLDEM ŁAZARZEM, drugim bramkarzem hokejowej Unii Oświęcim

- Przechodzi Pan szybki kurs wejścia w seniorskie granie, bo ligę ogląda zwykle z ławki rezerwowych. Ostatnio, z dobrym skutkiem, udało się zaliczyć dwa spotkania, oba zresztą zwycięskie dla Unii. Które było dla Pana trudniejsze?
- Bez wątpienia to w Katowicach. Wygraliśmy w hali wicelidera grupy słabszej po rzutach karnych. To był szlagier „pod kreską”. Każdy chce nas zbić jako lidera.

- Nie czuł Pan stresu przed meczem w Katowicach, a to dlatego, że wcześniej bronił Pan tylko w spotkaniach przeciwko sosnowieckiej „szkółce”, a więc wtedy, kiedy jedyną niewiadomą były rozmiary zwycięstwa oświęcimian?
- Dostałem swoją szansę i starałem się ją wykorzystać. W sporcie właśnie czasem trzeba trochę szczęścia, żeby pokazać swoje możliwości i chwytać ligę za rogi. Akurat ostoja naszego zespołu, czyli Michał Fikrt, był niedysponowany, więc trener postawił na mnie. „Fiki” podtrzymywał mnie na duchu, żebym się niczym nie przejmował, tylko robił swoje. Jego wskazówki do mnie przemówiły i tak już zostało.

- Różne miał Pan początku spotkań z Katowicami i Toruniem...
- Dokładnie. W Katowicach, już w pierwszej minucie, obroniłem groźny strzał Władimira Troszyna, a wiadomo, że dla bramkarza ważna jest pierwsza dobra interwencja. Ona dodaje pewności siebie. Z kolei przeciwko torunianom dostałem na początku meczu dwa gole w odstępie 48 s. Widziałem, że nie mogę liczyć na zmianę, bo „Fiki” siedział na ławce tylko po to, żeby wypełnić regulaminowy przepis. Nie był do gry. Ważne, że się nie załamałem. Potem już mi poszło dobrze. Chciałbym zaznaczyć, że w obu potyczkach bardzo pomogli mi koledzy z zespołu. Gdyby nie oni, byłoby mi znacznie trudniej. Chciałbym im za to podziękować. Zaczynam smakować seniorskiego grania, więc może i dobrze, że znalazłem się w ekstremalnych sytuacjach. Przecież tylko w ten sposób można zdobyć doświadczenie.

- Wróćmy do meczu w Katowicach. Obronił Pan tam dwa karne. Czy można powiedzieć, że są one Pana specjalnością?
- To byłoby nadużycie. Wydaje mi się, że wiele zależy od dyspozycji dnia, jak w każdej innej dyscyplinie sportu. W Katowicach miałem swój dzień, co bardzo mnie ucieszyło. Obroniłem tam w całym meczu 50 strzałów, więc na brak pracy nie mogłem narzekać. Może to była dla mnie dobra rozgrzewka do karnych. Wcześniej, jeszcze przed podziałem ligi, przegraliśmy w Katowicach po rzutach karnych.

- Katowiczanie mieli różny repertuar wykonywania karnych.
- Za pierwszym razem udało mi się do końca wytrzymać Troszyna. To była prawdziwa wojna nerwów. Wyszedłem z niej zwycięsko. Z kolei strzał Marka Strzyżowskiego udało mi się obronić. Kolega z drużyny podpowiedział mi, że on lubi uderzać bezpośrednio na łapawicę. Przynajmniej tak zdobywał gole wtedy, kiedy katowiczanie ograli nas u siebie w karnych. Uwagi okazały się bezcenne. Na pewno po ostatnich spotkaniach jestem mocniejszy psychicznie.

Sportowy24.pl w Małopolsce

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto