Wisła w Łodzi nie zagrała tak efektownego spotkania jak z Dyskobolią, ale zgarnęła całą pulę i to jest najważniejsze. Zwłaszcza, że punkty z wyjazdowego pojedynku ostatni raz krakowianie przywieźli na inaugurację sezonu z Polkowic. Później były już przykre porażki we Wronkach i ta najbardziej bolesna w Warszawie. Wiślacy po zakończeniu spotkania podkreślali, że wyciągnęli wnioski z tamtych meczów i że o zwycięstwie nad Widzewem zadecydowała ich mądrość taktyczna. W sobotnie popołudnie myśleli przede wszystkim o tym, żeby nie popełniać błędów w obronie, a mając taką siłę ognia w przednich formacjach zawsze można liczyć na to, że samemu bramkę się strzeli.
- Nie zagraliśmy tak efektownie jak z Dyskobolią, ale stało się tak z dwóch powodów - mówi Tomasz Frankowski. - Po pierwsze mieliśmy w pamięci porażki na wyjazdach z Amiką i Legią gdzie chcieliśmy grać piłkę ładną dla oka, a dostawaliśmy bramki i przegrywaliśmy. Teraz przede wszystkim skupiliśmy się na zachowaniu czystego konta i wyprowadzaniu groźnych kontr. Skutek jest taki, że cieszymy się z trzech punktów, chociaż zdajemy sobie sprawę z tego, że Widzew to nie Legia.
Nadmierną radością nie tryskał po łódzkiej potyczce Marcin Baszczyński. Jemu stadion Widzewa jakoś nie leży. W ubiegłym sezonie zagrał tutaj słabiej, a i w sobotnim meczu popełnił kilka błędów. - Tamtem mecz z ubiegłego roku był po Parmie - mówi Marcin Baszczyński. - Byłem wykończony, chciałem nawet zmiany, ale trener nie miał na kogo mnie zmienić. Teraz kilka razy Grzesiu Pater się nie wrócił, stąd raz czy dwa zza pleców wyskoczył mi pomocnik. W drugiej połowie współpraca układała nam się jednak lepiej i myślę, że tych błędów było już znacznie mniej.
,Baszczu" jest niepocieszony również z tego powodu, że trener Paweł Janas nie powołał go na mecz z Węgrami. Piłkarz nie ukrywa, że liczył na występ w tym spotkaniu. - Myślałem, że pod nieobceność Tomka Hajty zagram przeciwko Węgrom. Coż, pozostaje mi tylko gorąco kibicować chłopakom i mam nadzieję, że dołączę do nich podczas barażów.
Wracając do konfrontacji u Widzewem, to smaczku temu pojedynkowi dodawała osoba Piotra Włodarczyka. W lipcu trenował we Francji z Wisłą, wydawało się że będzie grał w zespole mistrza Polski, ale później Andrzej Grajewski zablokował jego transfer do Krakowa. Teraz wystąpił przeciwko drużynie, której barw mógł bronić. - Wisła jest na pewno lepszym zespołem, ale w tym meczu dopisywało jej szczęście - mówi Włodarczyk. - Podam dwa przykłady. Po moim strzale w słupek piłka wyszła poza boisko, a gdy strzelał Maciek Żurawski spadła mu pod nogi i mógł dobić. Gdybym wyrównał, różnie ten mecz mógł się potoczyć. Na pewno gramy jednak lepiej i idziemy w dobrym kierunku.
Włodarczyk nie myśli na razie o przenosinach do Wisły. Zapytany czy po zakończeniu obecnego sezonu, nadal byłby zainteresowany przenosinami pod Wawel mówi: - Na razie gram w Widzewie i interesuje mnie przede wszystkim strzelanie bramek dla tego zespołu. Nie myślę teraz o Wiśle. Jeśli trener Kasperczak i krakowscy działacze będę chcieli nadal mnie pozyskać, zobaczymy. Na razie nie ma takiego tematu.
Po pokonaniu Widzewa, Wisła ma teraz czas na spokojne przygotowanie się do meczu z Nijmegen i kolejnej ligowej konfrontacji, tym razem z Katowicami. Co prawda trener Henryk Kasperczak nie będzie miał na zajęciach kadrowiczów, ale z drugiej strony jest trochę czasu, żeby do zdrowia wrócili już na dobre Arkadiusz Głowacki, Mauro Cantoro czy Damian Gorawski. To będzie stwarzało krakowskiemu szkoleniowcowi większe pole manewru.
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.221.5/images/video_restrictions/0.webp)
Grosicki kończy karierę, Polacy przed Francją czyli STUDIO EURO odc.5
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?