Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zdzisław Kozaczek, czyli człowiek o stu twarzach

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Zdzisław Kozaczek już od 26 lat bawi kibiców hokejowych w Oświęcimiu w przerwach meczów miejscowej Unii. W derbach Małopolski przeciwko Comarch Cracovii (6:1 dla Unii - przyp. red) wcielił się w Marilyn Monroe.
Zdzisław Kozaczek już od 26 lat bawi kibiców hokejowych w Oświęcimiu w przerwach meczów miejscowej Unii. W derbach Małopolski przeciwko Comarch Cracovii (6:1 dla Unii - przyp. red) wcielił się w Marilyn Monroe. Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa ze ZDZISŁAWEM KOZACZKIEM, konferansjerem na meczach hokejowej Unii Oświęcim.

13 grudnia kojarzy się Polakom przede wszystkim z wprowadzeniem stanu wojennego, ale hokejowi fani świętowali w derbach Małopolski przeciwko Cracovii pana 67. urodziny w trochę nieco oryginalny sposób.
W pierwszej przerwie zaśpiewałem wszystkim urodzonym 13 grudnia "Happy brithday to you". Dzięki współpracy z zarządem, jubilatom urodzonym tego samego dnia ufundowałem upominki.

Tym razem w pana osobie na tafli pojawiła się... Marilyn Monroe. Jednak śmiało można powiedzieć, że jest pan człowiekiem o stu twarzach. Przygotowanie do występu z pewnością wymaga sporo zachodu.
Dokładnie. Perukę kupiłem, ale już za sukienką musiałem obdzwonić sporą grupę znajomych. Najważniejsze, że po raz kolejny udało się czymś zaskoczyć kibiców.

Jak długo trwa przygoda z oświęcimską widownią? Można powiedzieć, że przy panu wyrosło całe pokolenie.
Rozpocząłem współpracę w oświęcimskim klubie w 1993 roku, a więc uzbierało się już 26 lat.

Jedynym z niezapomnianych numerów był występ skąpo ubranej Agnieszki, którą wyniósł pan na rękach, na środek tafli, rozłożył koc i...
Zaprezentowała program artystyczny, zabarwiony nutką erotyzmu. W pewnym momencie usłyszałem, jak przez trybuny oświęcimskich trybun przetoczył się tylko jęk „oh”, bo wszyscy oglądali występ z otwartymi ustami. To była połowa lat 90. minionego stulecia, a wtedy hokej nie gościł na antenie telewizji publicznej. Występ Agnieszki z Oświęcimia był pierwszą informacją sportową w głównych wiadomościach wieczornych. Pamiętam, że Unia przegrywała wtedy z GKS Katowice po dwóch tercjach, a po występie Agnieszki, w trzeciej tercji, przechyliła szalę na swoją korzyść. Następnego dnia tytuły prasowe grzmiały, że Agnieszka rozpaliła krew nie tylko kibiców, ale i zawodników Unii. Jednak był też inny wydźwięk tego występu -zostałem zrugany przez jedną z kobiet, że przyszła na mecz z wnuczkiem, a on musiał oglądać takie świństwa.

Podobno nazajutrz po występie był pan wezwany „na dywanik” do prezesa…
Pamiętajmy, że wtedy ludzie nieco inaczej reagowali na pewne sytuacje. Razem z prezesem nie chcieliśmy, aby mecze hokejowe były postrzegane jako wydarzenia szerzące zgorszenie, choć na niektórych stadionach „sypiące” się wulgaryzmy są większym złem.
Występy niosą też pewne niebezpieczeństwo, a mam na myśli z kolei pamiętany taniec na rurze. To było w 2012 roku, przy okazji walki o brązowym medal Unii z Jastrzębiem.
W pewnym momencie rozjechały mi się nogi, więc wiemy co oznacza dla mężczyzny gwałtowny przysiad na rurze, w dodatku w rozkroku. Jednak i w takiej sytuacji trzeba zachować zimną krew. Opuszczając taflę wydałem okrzyk zachęcający kibiców do dopingu, czyli „Uniaaa, Oświęciiiiiim!!!”. I ból minął (śmiech).

Czy kibice z lat 90. minionego stulecia różnią się od współczesnych, kiedy odradza się oświęcimski hokej?
- Kiedyś bawiła się cała widownia, a teraz tylko część. Staram się, aby moje programy były treściwe, ale nie za długie. To nie może być akademia, bo w przerwie meczowej nie ma na to czasu. Na pewno pozytywna reakcja widowni jest nagrodą za wykonaną pracę.

Był pan już cezarem wnoszonym w lektyce, strzelał na lodzie z armaty. Czego możemy się jeszcze spodziewać?
Myślę, że to rzeczywistość pisze scenariusze, trzeba tylko ją odpowiednio zinterpretować. Jeśli już wywołana została armata, to z nią też była ciekawa historia. Wypożyczyłem ją od jednego kolekcjonera spod Oświęcimia i przed użyciem w hali wypróbowałem w lesie. Były race świetlne na otwarcie hokejowego finału. Nie zawsze wszystko, co zaplanuję, zostanie do końca zrealizowane, ale wszystko robione jest własnymi siłami.

W przerwach meczów hokejowych promowane jest też łyżwiarstwo figurowe. To dlatego, że w tej dyscyplinie można pana też odnaleźć?
Chcę, żeby młodzi łyżwiarze oswajali się z publicznością, co pomaga im potem w rywalizacji o stawkę. Możemy w przyszłości promować młodych adeptów hokeja, w krótkich programach zręcznościowych. Wszystko jest do dogadania z trenerami.

Czy hokej jest panu szczególnie bliski?
Może nie wszyscy wiedzą, że kiedyś także grałem w hokeja. Bakcyla do niego złapałem w turniejach „o złoty krążek”. To były takie zawody sprawnościowe. Potem była gra w juniorach i seniorska przygoda w Dolmelu Wrocław, bo tam grałem odbywając zasadniczą służbę wojskową w Oleśnicy. Po powrocie z wojska, w 1974 roku, skończyłem grę w hokeja. Byłem też instruktorem nauki pływania.

Skąd biorą się pomysły na występy w trakcie meczów hokejowych?
Mam za sobą trochę kontaktów ze sceną, formami kabaretowymi, więc to z pewnością pomaga. Prowadziłem w przeszłości imprezy sylwestrowe przed Oświęcimskim Centrum Kultury, więc – że tak powiem - wodzirejstwo nie jest mi obce. Sukcesem jest to, że pomysły na rozbawienie publiczności nie są powtarzane. Zdarzyło się coś powielić raz, czy dwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Zdzisław Kozaczek, czyli człowiek o stu twarzach - Gazeta Krakowska

Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto