MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Zmierzch bogów europejskiego kina

ADAM BEDNARSKI
Przedwczoraj odszedł Ingmar Bergman, szwedzki geniusz dwudziestowiecznej kinematografii. Niespełna 24 godziny później świat obiegła kolejna smutna informacja: włoski reżyser Michelangelo Antonioni, twórca legendarnego ...

Przedwczoraj odszedł Ingmar Bergman, szwedzki geniusz dwudziestowiecznej kinematografii. Niespełna 24 godziny później świat obiegła kolejna smutna informacja: włoski reżyser Michelangelo Antonioni, twórca legendarnego "Powiększenia" (1966), nie żyje. Wybitny filmowiec zmarł po długiej i ciężkiej chorobie, spowodowanej wylewem.

Poza "Powiększeniem" Antonioni pozostawił po sobie kilkadziesiąt filmów, wśród których najbardziej znane to "Zabriskie Point" (1970), "Zawód reporter" (1975) i nakręcony wspólnie z niemieckim wizjonerem Wimem Wendersem "Po tamtej stronie chmur" (1995).
Choć jego pasjami były architektura i malarstwo, a na uniwersytecie w Bolonii studiował ekonomię, całe dorosłe życie Antonioni spędził w fotelu reżysera.
- Zarówno Bergman jak i Antonioni zabłysnęli w latach 50. i 60., bo mieli własny charakter kinowego pisma. Bergman filozofował i szukał Boga, zaś Antonioni postawił na rozrachunek z mieszczańską cywilizacją - tłumaczy Wiesław Kot, filmoznawca i krytyk filmowy.
Ale najważniejsze, że obaj reżyserzy pozwolili sobie na artystyczną polemikę z hollywoodzką fabryką snów. Za oceanem rządziło prawo żelaznej logiki filmowego wywodu. Charaktery ludzkie musiały być wyraziste, fabuła prosta i zakończona rozwiązaniem zrozumiałym dla każdego, a najlepiej uwieńczona happy endem. Tymczasem obaj europejscy wizjonerzy złamali ten toporny kanon.
Już w swoim pierwszym słynnym filmie, "Przygodzie" z 1960 roku, Antonioni potraktował widownię jak poligon doświadczalny dla swoich filmowych doktryn. Zaskoczył zarówno krytykę jak i widzów fabułą, w której opowiada o zaginięciu głównej bohaterki - tyle że obrócił wniwecz święty kanon filmowego kryminału, bo nie doprowadził do rozwiązania fabularnej zagadki. Efekt? Wprawdzie na festiwalu w Cannes reżyser został wygwizdany, ale wrócił do domu z nagrodą jury.
Takie nowatorstwo sprawiło, że początkowo Antonioni stawiany był w jednym rzędzie z Fellinim i Viscontim, czołowymi przedstawicielami włoskiego neorealizmu. Jednak jego filmy z czasem straciły na społecznym zaangażowaniu, a ich autor poświęcił się artystycznemu psychologizowaniu. Urzeczony zawiłościami ludzkiej psychiki, traktował fabułę jak niemalże strumień świadomości.
Dla uzyskania efektu nie wahał się traktować aktorów
z nonszalancją, a nawet brutalnością. "Aktorzy są jak krowy. Trzeba ich na postronku prowadzić do zagrody" - tak definiował powinność reżysera. Nic więc dziwnego, że dla osiągnięcia odpowiedniego efektu na planie "Przygody" zdrowo przyłoił swojej ukochanej aktorce Monice Vitti. I to tylko po to, żeby wywołać u niej spazm autentycznego płaczu.
Gnany podobną szaloną ambicją, jego szwedzki konkurent Ingmar Bergman podczas kręcenia "Sarabandy" cisnął w Liv Ullman butelką. Mimo tak radykalnych metod filmowych "oprawców", obie gwiazdy darzyły swoich mistrzów zachwytem graniczącym z miłością. Tak jak publiczność, która dziś opłakuje koniec dwudziestowiecznego kina kontrowersyjnych, lecz genialnych indywidualistów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Robert EL Gendy Q&A

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto