Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Damian Wilczak (Unia Oświęcim). Nie pcha się na afisz, ale „czarną robotą” pracuje na wyniki zespołu. Szybko dojrzał w seniorskiej piłce

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Damian Wilczak wykonuje tzw. czarną robotę w środku boiska
Damian Wilczak wykonuje tzw. czarną robotę w środku boiska Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z 20-letnim DAMIANEM WILCZAKIEM, libiążaninem, na co dzień piłkarzem czwartoligowej Unii Oświęcim, walczącej w grupie mistrzowskiej.

Jest pan książkowym przykładem na to, jak młody chłopiec płynnie przechodzi w seniorskie granie. Jest na to skuteczna recepta?

Cieszę się, jeśli tak jestem postrzegany. To znaczy, że moja praca przynosi systematyczne postępy. Jeśli porównam sobie moje mecze z rundy jesiennej do tych z wiosny, to nie ukrywam, że czuję się pewniej. Nie ma skutecznej recepty na sukces. Trzeba po prostu robić swoje i nie zniechęcać się drobnymi niepowodzeniami, bo przecież one także wpisane są w życie każdego sportowca. Trzeba też umieć być cierpliwym. Czekać na swoją szansę, a jak się ją dostanie, to utwierdzić trenera w przekonaniu, że dokonał słusznego wyboru.

Mimo młodego wieku, mówi pan jak dojrzały zawodnik…

Może procentuje kilkuletni staż w szkółce piłkarskiej Resovii, w której bardzo wiele się nauczyłem, także od strony mentalnej.

Za chwilę wrócimy do wątku Resovii, ale mnie się bardzo podoba pana spokój na boisku, pewność interwencji, umiejętność czytania gry. Zawsze był pan defensywnym pomocnikiem?

W różnych okresach swojej przygody z piłką byłem ustawiany w środkowych rejonach boiska. Od obrony, poprzez pomoc, aż do ofensywnych obowiązków. Jednak moim zadaniem jest wykonanie „czarnej roboty” na boisku. Mam świadomość tego, że być może dla przeciętego kibica jest to mało widowiskowa gra, ale ktoś to musi robić. Wydaje mi się, że trzeba dobrze wykorzystać na boisku swoje predyspozycje. Szybkości nie mam, żeby w ataku „wozić” przeciwników, ale – poza przeglądem sytuacji – nie mam kłopotów z wydolnością, tak potrzebną do „orki” w środkowej strefie boiska.

Czy Unia Oświęcim jest pana pierwszym seniorskim klubem?
W Resovii trochę grywałem w rezerwach, występujących w podkarpackiej „okręgówce”. Jednak dopiero w Oświęcimiu dostałem szansę rozwoju. Staram się ją jak najlepiej wykorzystać.

Czy na czwartoligowym podwórku któryś mecz był dla pana szczególnie trudny, albo inaczej, zawodnik, który dał się mocno we znaki?

Powiem tak, na czwartoligowym podwórku nie ma łatwych spotkań. Wynik jest kontaktowy od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. To jednak bardzo dobrze, bo nie można sobie pozwolić nawet na moment dekoncentracji. Właśnie taka gra, jak to mówimy w piłkarskim slangu – „na żyle” jest bardzo dobra dla młodego zawodnika. Właśnie takie mecze kształtują piłkarską osobowość.

Czy ma pan już na koncie seniorską bramkę w barwach Unii?

Tak, udało mi się trafić w zwycięskim meczu nad Proszowianką 6:3, to jeszcze jesienią. Byłem czwarty w kolejce po gola. Ze względu na moją pozycję, nigdy nie strzelałem zbyt wielu bramek, więc każde trafienie do siatki traktuję jako wartość dodaną.

Jest pan wychowankiem libiąskiej szkółki piłkarskiej. Po jej zakończeniu przyszła kolej na trzyletnią przygodę w Resovii. Jakie ma pan wspomnienia z tamtego okresu?

Tylko pozytywne. W juniorach młodszych awansowaliśmy do CLJ U-17, kończąc rozgrywki na drugim miejscu w makroregionie. Ustąpiliśmy tylko pierwszej drużynie kieleckiej Korony i to ona przeszła do walki o medale. Niedosyt pozostał, bo w meczach ligowych pokonaliśmy ją dwukrotnie. Na wyjeździe 4:3, a na własnym boisku 2:1. W tym drugim meczu strzeliłem bramkę otwierającą wynik. Właśnie z tymi potyczkami mam bardzo miłe wspomnienia.

Skoro pokonaliście lidera, to jak można było nie awansować do finału mistrzostw Polski?
W naszym makroregionie grały dwa zespoły Korony. Ze starszym, czyli mistrzem naszej grupy, dwukrotnie wygraliśmy, a z młodszym rocznikiem dwa razy polegliśmy. Niestety, wiele jest takich drużyn, co wolą grać z mocnymi rywalami, a z tymi teoretycznie łatwiejszymi idzie ciężko. Z kolei w juniorach starszych dwa razy nie udało nam się awansować do rozgrywek centralnych. W wieku juniora grywałem trochę w rezerwach Resovii, występujących w „okręgówce” podkarpackiej. Zaliczyłem kilka treningów z pierwszym zespołem. Zimą udało mi się zagrać w sparingu przeciwko Motorowi Lublin, ale to nie było na głównej płycie w Lublinie. Zimą szuka się głównie sztucznych boisk.

Dlaczego postawił pan na piłkę nożną?

Postąpiłem zgodnie z rodzinną tradycją. Skoro tata kopał w piłkę, ale przez kontuzję kolana musiał z nią szybko skończyć, to musiałem pójść z jego ślady.

Jakie ma pan plany związane z futbolem?

Myślę, że lepiej nie wybiegać myślami zbyt daleko, tylko robić swoje i skupiać się na pracy. Jeśli tak będę postępował, to z pewnością wcześniej czy później ktoś mnie może dostrzec. Póki co, w barwach Unii chciałbym razem z kolegami zakończyć sezon 2020/21 na najniższym stopniu podium. To byłaby rekompensata za to, że w szczęśliwych okolicznościach udało nam się zakwalifikować do grupy mistrzowskiej.

Ktoś wspiera pana w przygodzie z futbolem?

Mocne wsparcie dają mi rodzice, którzy zaglądają na mecze zawsze, jak mają czas. Starszy brat też zawsze po meczu pyta, jak mi poszło. On kiedyś też bawił się piłką. No i nie mogę zapomnieć o mojej lepszej połowie, Julii. Ona także, jeśli tylko ma czas, wspiera mnie na meczach. Mając tyle pozytywnej energii od bliskich mi osób, staram się to odwzajemnić dobrą postawą na murawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto