Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rajsko. Wysłańcy św. Krzysztofa uratowali życie 52-letniego kierowcy z Brzezinki

Bogusław Kwiecień
Bogusław Kwiecień
Bogusław Kwiecień, KPP Oświęcim
Dramatyczne wydarzenie na ul. Wilamowickiej w Rajsku. 52-letni kierowca zasłabł podczas jazdy. Z pomocą ruszyli mu inni kierowcy.

26-letni Krzysztof Piecuch, kierowca Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego w Oświęcimiu wraz z trzema innymi kierowcami uratował życie 52-letniego mieszkańca Brzezinki, który nagle zasłabł za kierownicą opla i wjechał do rowu. Ratownicy, którzy przyjechali na miejsce zdarzenia stwierdzili zatrzymanie akcji serca.

To był odruch

Dla kierowcy MZK ta dniówka zaczęła się jak zwykle. Tego dnia miał jeździć autobusem linii 24. Pierwszy kurs o 4.50 z dworca kolejowego w Oświęcimiu do Zasola (gm. Brzeszcze). W Oświęcimiu, ani po drodze nie było pasażerów. Jechał sam.
Było kilka minut po piątej rano, gdy na ul. Wilamowickiej w Rajsku zobaczył w przydrożnym rowie opla.
Coś musiało się stać kierowcy. To była pierwsza myśl, jaka przemknęła mu przez głowę. Zatrzymał autobus i szybko ruszył w kierunku samochodu. – To był odruch. Nie analizowałem, czy powinienem się zatrzymać, że muszę jechać dalej, bo ktoś czeka autobus. Najważniejsze w tym momencie było udzielenie pomocy temu mężczyźnie – mówi Krzysztof Piecuch, na co dzień mieszkaniec Zasola.
Początkowo był na drodze zupełnie sam. – Kierowca był nieprzytomny. Wisiał na pasie. Oddychał raz na pół minuty, puls był ledwo wyczuwalny – opowiada pan Krzysztof. – Nie byłem w stanie sam go wyciągnąć, bo opel był zakleszczony między słupkami ogrodzenia, w które wjechał – dodaje.
Natychmiast zadzwonił na numer alarmowy, a potem zatrzymał przejeżdżające samochody. Wtedy wraz z dwoma innymi kierowcami udało się przesunąć opla i wydobyć 52-latka na zewnątrz. Nie wie, kim byli. –Nikt zresztą w tym momencie nie myślał, żeby się przedstawiać. Ważne, że obaj podjęli akcję reanimacji – mówi kierowca oświęcimskiego MZK. Potem, gdy dołączył do nich jeszcze jeden kierowca, odjechali, tłumacząc, że spieszą się do pracy. –Na pewno należy im się uznanie, za to co zrobili – dodaje Krzysztof Piecuch. Jak się okazało, tym trzecim kierowcą był Krzysztof Matyszkiewicz, również mieszkaniec Zasola.
I to on przejął akcję resuscytacji do czasu przyjazdu karetki pogotowia ratunkowego. Jechał do pracy w Bieruniu, ale również bez wahania się zatrzymał. – Skończyłem kurs pierwszej pomocy w pracy, podczas których mieliśmy ćwiczenia na manekinie i to się przydało – mówi 46-letni mieszkaniec Zasola.
Do pracy się nie spóźnił. – Tego dnia wyjechałem do pracy wcześniej bez żadnego powodu. Po prostu taki zbieg okoliczności – dodaje Krzysztof Matyszkiewicz. Jak się okazało, szczęśliwy dla 52-letniego mieszkańca Brzezinki.

Liczy się każda sekunda

– Wszystko działo się błyskawicznie. Karetka była na miejscu po 10 minutach, ale czas wyjątkowo się ciągnął – mówi pan Krzysztof.
Jak podkreśla dr Andrzej Jakubowski, zastępca dyrektora ds. medycznych w Szpitalu Powiatowym w Oświęcimiu, w takich sytuacjach liczy się każda sekunda.
– Można powiedzieć, że w tym przypadku pomoc była skuteczna – mówi dr Jakubowski. Nie ukrywa jednak, że pacjent był w ciężkim stanie.
W środę przebywał na oddziale intensywnej opieki medycznej, gdzie trafił z Centrum Kardiologii Inwazyjnej Carint w Oświęcimiu.
Dr Jakubowski dodaje, że zachowanie kierowców w Rajsku godne jest z pewnością do naśladowania.
Ma serce na dłoni
Pierwsi postawy Krzysztofowi Piecuchowi pogratulowali koledzy z pracy. Autobusami oświęcimskiego przewoźnika jeździ od 3,5 roku.
– Jest bardzo życzliwym człowiekiem, takim co ma to przysłowiowe serce na dłoni – mówi Krzysztof Piotrowski, dyspozytor w MZK Oświęcim. – Dlatego dla mnie jego zachowanie w takiej sytuacji nie było zaskoczeniem – dodaje dyspozytor. Jak dodaje, kierowcy w MZK są przygotowani na wypadek podobnych zdarzeń. Mają szkolenia BHP, w ramach których przechodzą również ćwiczenia z zasad udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej.
Jeden z kierowców MZK, kolegów Krzysztofa Piecucha zauważył, że jeden i drugi ratownik mają na imię Krzysztof, jak patron kierowców. - To musieli być jego wysłannicy - powiedział.

Do naśladowania

- Podobne dramatyczne wydarzenie miało miejsce na początku lutego br. w sklepie Netto przy ul. Pilata w Oświęcimiu.
Tam dwie kobiety uratowały życie starszemu mężczyźnie, któremu przestało bić serce. Wszystko również toczyło się błyskawicznie. Mężczyzna nagle wywrócił się na posadzkę. Nie dawał oznak życia. Jak potem stwierdzili ratownicy, doszło do zatrzymania akcji serca. Zanim do marketu dotarł zespół ratownictwa medycznego, z pomocą mężczyźnie ruszyły Sylwia Kucz i Marta Bauer. Lekarz pogotowia powiedział wówczas wprost, że gdyby nie ich szybka reakcja, pacjent by nie przeżył.
- Ważne są pierwsze minuty.
Warto przypomnieć, że u osoby, która nie oddycha, a jej krążenie jest niewydolne, są tylko cztery minuty na uratowanie jej mózgu przed nieodwracalnymi zmianami. Jak podkreślają ratownicy, nawet nie do końca prawidłowa pomoc daje większe szanse na przeżycie niż jej zaniechanie. Zanim jednak zaczniemy działać trzeba ocenić miejsce zdarzenia pod kątem własnego bezpieczeństwa. Po ocenie sytuacji należy oczywiście wezwać pogotowie ratunkowe (nr 112 lub 999), albo zlecić tę czynność innej osobie znajdującej się w pobliżu.
- Na początek należy sprawdzić, czy ofiara oddycha.
Jeśli nie, należy udrożnić drogi oddechowe i przystąpić do resuscytacji krążeniowo-oddechowej w schemacie dwa oddechy/30 uciśnięć klatki piersiowej; kolejny punkt to ocena krążenia – sprawdzić tęt no na tętnicy szyjnej.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto