Trudny czas dla zatorskiego karpia
Sytuacja zaczęła się pogarszać, gdy duże sieci handlowe zaczęły odchodzić od sprzedaży żywego karpia w swoich sklepach.
- Była to reakcja na nieuzasadnione naszym zdaniem protesty i akcje prowadzone w związku z tym przez ekologów
– uważa Wojciech Adamek.
Szybko spadło zapotrzebowanie, a wraz z tym powstały nadwyżki ryb. Obecnie tylko jedna sieć ma zamiar prowadzić sprzedaż żywego karpia, ale też po spełnieniu określonych warunków. Najważniejszy jest taki, że kupujący nie może wyjść ze sklepu z żywą rybą. Musi ona zostać zabita na miejscu. - Można sobie wyobrazić, że taka sytuacja spowoduje wydłużenie czasu obsługi, co zapewne zniechęci jeszcze kolejnych klientów – mówi dyrektor zatorskiego zakładu.
Karp w cieniu koronawirusa
W tym roku dodatkowo wpływ na decyzje odbiorców hurtowych karpia ma pandemia koronawirusa. Jak mówią hodowcy, są bardzo ostrożni, jeśli chodzi o zamówienia, obawiając, że klienci będą mniej chętnie kupować karpie przed nadchodzącymi świętami. Nie wiadomo też, jak będzie funkcjonował handel w związku z obostrzeniami sanitarnymi.
Z wyliczeń szefa Rybackiego Zakładu Doświadczalnego w Zatorze wynika, że ceny karpia spadają od kilku lat. Szacuje, że od 2018 roku spadek ten sięga ok. 30 proc.
- Dla gospodarstw takiego, jak nasze, które żyje tylko ze sprzedaży ryb, szczególnie karpia to jest ogromny problem, tym bardziej, że z drugiej strony, stale rosną koszty produkcji
– zaznacza dyrektor Adamek.
Z tym, że producenci są w trudnej sytuacji zgadza się Franciszek Sałaciak, prezes Stowarzyszenia Dolina Karpia. - Przy mniejszych zamówieniach ze strony odbiorców ceny spadają – mówi.
Według niego, jeśli chodzi o klientów, to nie powinno być problemów z zakupem ryb, w tym karpia na nadchodzące święta.
- Można powiedzieć, że po przygotowaniu w przetwórniach będą nadawały się do podania niemal prosto na stół
– dodaje Franciszek Sałaciak.
Spadek cen najbardziej dotyka dużych producentów, takich jak zakład w Zatorze, którzy prowadzi hodowle na stawach o powierzchni 1000 hektarów.
Mniejsze gospodarstwa działają na innych zasadach, na przykład jeśli chodzi o zatrudnienie, ale także jest to dla nich problem.
- Rzeczywiście ceny spadają, ale staram się jakoś sobie radzić – mówi Krzysztof Kuwik, prowadzący gospodarstwo rybackie na granicy Osieka i Głębowic.
Także obserwuje mniejsze zapotrzebowanie na ryby, w tym karpia, co także tłumaczy pandemią, ale spodziewa się, że w pierwszej połowie grudnia, sytuacja się poprawi.
Według niego, mniejszy popyt uzależniony jest także od tego, że karp nie jest popularny wśród młodych ludzi, którzy raczej gustują w szczupakach czy sandaczach, a karpie kojarzą im się przeważnie z dużą ilością ości. Przy tradycji karpia na wigilijnym stole pozostaje już tylko raczej starsze pokolenie.
Zdaniem dyrektora Adamka cała branża potrzebuje programu wsparcia ze strony państwa, tak jak to jest na przykład w Czechach. Inaczej można spodziewać się, że z czasem stawy hodowlane będą przeznaczane pod inną działalność rolniczą.
- Spacer po prawa kobiet przeszedł ulicami Oświęcimia w czwartek 5 listopada
- TOP 30 strzelców klasy okręgowej. Poznajcie ranking na finiszu rundy jesiennej
- Strajk kobiet. TOP 20 haseł z protestów kobiet na ulicach naszych miast
- Elektryczne hulajnogi Bird dostępne już w Chrzanowie
- Imiona najczęściej nadawane dziewczynkom w Olkuszu
- Osiedle Chemików w Oświęcimiu w kamerach Google Street View
FLESZ - Koronawirus. Jak się przed nim uchronić
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?